W tym roku Fundacja Wisławy Szymborskiej zorganizowała wystawę kolaży Poetki, zwanych przez Nią wyklejankami. Wystawę niedużą i pakowną, dzięki czemu odwiedziła ona Kórnik, Rzym, Norymbergę, Madryt i Kazachstan, a przed kilkoma dniami otwarto ją w Makau. W organizację zagranicznych wystaw zawsze chętnie włączały się polskie instytucje, bo też zawsze był to dobry pretekst, żeby w lokalnych mediach mogły pojawić się informacje o Polsce i polskiej kulturze.
Michał Rusinek - prowadzi Fundację Wisławy Szymborskiej, wykłada teorię literatury na UJ, pisuje i tłumaczy książki dla dzieci i dorosłych. Mieszka w Krakowie.
Czasem i ja bywałem zapraszany razem z wystawą, by wyjaśnić, na czym polega fenomen wyklejanek, jak mają się one do poważnej twórczości literackiej Noblistki, co je łączy z surrealizmem, na czym polega ich ironiczność.
Pierwsze zaproszenie przyszło z Kazachstanu. Przyjąłem je z entuzjazmem, nie tylko ze względu na sentyment do filmu „Borat”, ale i zwykłą ciekawość. Oto garść zapisków z tej dwudniowej podróży.
Pilot samolotu, który wylądował w Astanie powiedział „All the best and good luck”. Zabrzmiało złowróżbnie.
Pół do czwartej w nocy, samochodem ambasady do hotelu. Po drodze mijamy wiele nowoczesnych obiektów sportowych. Kazachowie zorganizowali olimpiadę pt. „Azjada”, na której zdobyli mnóstwo medali, sprytnie dobierając dyscypliny i drużyny. Na przykład podobno rozgromili w hokeja drużynę Malezji. To bardzo podniosło morale i dumę narodową Kazachów.
Astana. Nowe miasto. Nowa stolica. Wizja prezydenta Nursułtana Nazarbajewa. Projektowane przez najlepszych architektów. Ostatnio prezydent ogłosił, że zakończył się pierwszy etap modernizacji stolicy, teraz trzeba zmienić jej mieszkańców: mają być wykształceni, kulturalni i uprzejmi. Podobno część mieszkańców pyta: „no dobrze, a gdzie my się mamy podziać?”.
Muzeum Pierwszego Prezydenta (zarazem obecnego). Poprzedni pałac prezydencki. Nowy, zwany Ak Orda, to kopia Białego Domu, acz wieńczy go wściekle niebieska kopuła. W muzeum serwetka, na której prezydent naszkicował projekt jakiegoś pomnika, inna chusteczka (oraz jej powiększenie), na której napisał hymn Kazachstanu. No i gabloty z prezentami i odznaczeniami (Order Orła Białego od prezydenta Kwaśniewskiego, pozłacany kałasznikow od jakiegoś muzułmańskiego władcy itp.). Poza tym świadectwa szkolne, legitymacja komsomolca itp.
Absolutny brak dystansu. W języku kazachskim nie ma, jak sądzę, pojęcia ironii. O autoironii nie wspominając. I ja mam - w tym wnętrzu, w Muzeum Pierwszego Prezydenta - mówić o ironii Szymborskiej i otwierać wystawę jej wyklejanek. Ale jak?!
Przyjmuje mnie dyrektorka, dobra znajoma prezydenta. Ustalamy szczegóły. Częstuje herbatą. Pyta czy z mlekiem. Kazachowie są przekonani, że to oni jako pierwsi zaczęli tak pić herbatę. Anglicy? Pewnie podpatrzyli w Kazachstanie. Częstuje też kurtem: grudkami czegoś w rodzaju słonego sera. Dość okropnego. W czasach stalinowskich pod Astaną był Akmoliński Obóz Żon Zdrajców Ojczyzny. Kiedy NKWD-ziści pędzili kobiety pędzono przez step, Kazachowie zaczęli w nie rzucać jakimiś twardymi kamykami. To jednak nie były kamyki, ale właśnie kurt. Źródło białka.
Pośrodku Astany stoi wieża widokowa, Bajterek, przypominająca chupa-chup. Pomyślana jednak także jako coś w rodzaju wieży Orthank. Na samej górze jest bowiem odcisk dłoni prezydenta w brązie. Każdy może umieścić tam dłoń własną i pomyśleć życzenie. Wysłucha go sam prezydent, bo jest to także urządzenie do łączenia swych myśli z jego myślami. Słowem: palantir. Na wieży można też wypić herbatę i kazachski koniak Zenis, ponoć ulubiony gatunek szefa tamtejszej tajnej policji.
W Kazachstanie powiada się, że prezydent dekretuje wszystko, nawet pory roku. Jeśli pierwszego dnia wiosny leży jeszcze spora warstwa śniegu, wtyka się w nią sztuczne kwiaty. Od razu robi się bardziej wiosennie.
Prezydent Nazarbajew inwestuje w kulturę i naukę. W Astanie kończy się budować najnowocześniejszy teatr muzyczny na świecie. A jedyna instytucja, która nosi imię prezydenta (za jego zgodą), to uniwersytet. Wykładają na nim nobliści, bo prezydent postanowił, że będzie to wkrótce jeden z najważniejszych ośrodków naukowych na świecie.
Po drodze most. Wybudowano go, bo każde szanujące się miasto powinno mieć most, ale zapomniano o rzece. Rzekę udało się jednak załatwić, tzn. uregulować stepową rzekę, która do tej pory płynęła, którędy jej było wygodnie. Wówczas okazało się, że przydałyby się kolejne mosty. W czasie budowy jednego z nich, źle obliczono ilość betonu. Nadmiar wylewano do rzeki. I jakież było zdumienie budowniczych, gdy któregoś dnia rzeka zniknęła. Wydobycie zebranego na dnie betonu okazało się czasochłonne i kosztowne, ale cóż to za problem dla przedstawicieli społeczeństwa innowacyjnego, jak nazywa swój lud prezydent.
Za mostem gigantyczny hotel Radisson. Gdy wywieszono na nim świąteczne dekoracje, na moście były nieustannie stłuczki, bo kierowcy podziwiali feerię świateł.
Prawdziwy Kazach brzydzi się egzaminem na prawo jazdy. Prawo jazdy należy sobie załatwić. Jeździć nauczy nas samo życie. Stłuczki są na każdym kroku, piesi nie mają żadnych praw. Kiedy zdarzy się kolizja, przyjeżdża policjant i zaraz ściska się ze sprawcą. Potem obaj się odwracają i dzwonią, żeby sprawdzić, czy aby nie należą do tych samych klanów. Wówczas mandat nie byłby fortunnym pomysłem.
Prawdziwy Kazach jeździ wielkim terenowym lexusem. Pierwsza żona prawdziwego Kazacha (bejbisze) jeździ lexusem nieco mniejszym. Natomiast kolejne żony (tokal) jeżdżą toyotami RAV4. Łatwo więc się zorientować na ulicach, kto jest kim.
W Kazachstanie religią dominującą jest miękka wersja islamu. Wielożeństwo ma charakter nieoficjalny. Kiedy próbowano usankcjonować je prawnie, zbuntowały się kobiety i powiedziały, że one też by chciały mieć kilku mężów. Wówczas mężczyźni szybko zrezygnowali ze swojego pomysłu.
Kazachowie jedzą mięso. Na każdy posiłek, w każdej postaci. Warzywa podaje się podobno tylko w restauracjach, a sałatę - tylko dla obcokrajowców. Mam wrażenie, że ten liść sałaty, który dostaję, był już na kilku talerzach w charakterze ornamentu.
Zamawiam kumys. Na wszelki wypadek pół porcji. A i tak dostaję sporą miskę. Z brudkiem pływającym na powierzchni. Niedobry, ale tylko w smaku. Poza tym, podobno, samo zdrowie. Na szczęście w restauracjach podają też gruzińskie wina, fantastyczne. I neutralizujące działanie kumysu.
W Kazachstanie głównie słyszy się rosyjski. Ale wszystkie napisy, nazwy ulic itp. są dwujęzyczne. Na uniwersytecie - małe muzeum języka kazachskiego. Bardzo ciekawe. Pokazuje poszukiwania tożsamości narodowej. Próba obalenia krzywdzącego mitu, że Kazachowie to Kirgizi, którzy za karę zostali wypędzeni w step.
Step jest nieludzki. Zimą miasta są zamykane, bo przejazd przez step jest praktycznie niemożliwy. A i tak wiele ludzi wciąż zamarza.
Wieczorem otwarcie wystawy. Połączone z prezentacją wyboru wierszy Szymborskiej w przekładzie na kazachski. Wstęp napisał prezydent Nazarbajew. Na okładce - zamek w Malborku.
Przy tym wszystkim mam mówić o ironii i surrealizmie u Wisławy Szymborskiej… I wtedy sobie myślę, że właściwie „Borat” wcale nie był śmieszny w zderzeniu z tym, co mnie spotkało w prawdziwym Kazachstanie. I że pilot samolotu „All the best and good luck“ mówił do mnie...