Wy patrzycie teraz w smutne oczy karpia, tarzacie go w panierce i podsypujecie przyprawami, szukacie prezentów i sprawdzacie czy barszcz się udał czy za słony, a w tym samym czasie po drugiej stronie świata jakiś szaman patroszy kurę, wyciąga śluz z jej wątroby i naciera nim poprzeczkę, podsypując po drodze pole karne proszkiem z włosów szympansa. Tak. Trwają przygotowania do Pucharu Narodów Afryki 2013.
Gdyby trenerzy europejscy dostali na jeden dzień moc likwidowania kontynentów, zlikwidowaliby Afrykę. Nie byłoby Afryki, więc nie byłoby federacji afrykańskiej. Nie byłoby federacji afrykańskiej, nie byłoby działaczy afrykańskich. Nie byłoby działaczy afrykańskich, nie miałby kto wymyślić, że trzeba by zobaczyć, kto zacz najlepszy na kontynencie. Nie miałby kto tego wymyślić, nie byłoby Pucharu Narodów Afryki. Nie byłoby problemów.
A Afryka istnieje (chyba), a wraz z nią działacze. I chichoczą złowrogo. Europę wkurzyła akcja z tym PNA 2012? To może by to tak powtórzyć? Europa by miała mieć blisko (w Libii)? To może damy tak, żeby było najdalej jak się da (do RPA)? No, to zmienili. Zambia nacieszyła się mianem najlepszej drużyny Afryki przez rok i znowu musi się bronić przed pretendentami.
Ale tak serio, to raczej nie złośliwość afrykańskich działaczy sprawiła, że grają mistrzostwa dwa lata z rzędu. Wszystko wynika z niegłupiego pomysłu, żeby rozgrywać turniej w lata nieparzyste, co pozwoli uniknąć sytuacji, w której zespoły muszą szykować dwa szczyty formy w pół roku. Najpierw w styczniu i lutym biją się z sąsiadami, a potem w czerwcu z całym światem. Ponoć ma im teraz iść lepiej na mundialach.
Ja bym się tam nie obraził, gdyby po przyszłorocznym turnieju ogłosili, że pomysł się nie sprawdził i wracają jednak do grania w lata parzyste. To by oznaczało, że w 2014 znowu będzie PNA.
A przenieśli do RPA nie dlatego, żeby było dalej od Europy, tylko dlatego, że w Libii mieli okres Sturm und Drang, a na południu Afryki akurat stały mundialowe stadiony.
To sprawia, że reprezentacja RPA może dokonać rzadkiej sztuki, która mało komu się udała. Może skompromitować się dwukrotnie jako gospodarz i w ciągu trzech lat u siebie dwa razy nie wyjść z grupy. Są na to wszelkie szanse.
Jeśli ktoś myśli, że w 2010 gospodarze po prostu nie trafili z formą, ta przyszła za późno, ale teraz już demolują wszystkich na prawo i lewo, to nie. Po tym, jak nie udało się wyjść z grupy Carlosowi Albertowi Parreirze, postawili na rodzimą myśl szkoleniową. Pitso Mosimane próbował przez półtora roku pokazać, że w RPA potrafią grać w piłkę, ale mu nie wyszło. Teraz próbuje Gordon Igesund, lecz znaczących symptomów poprawy nie odnotowano. Ale kandydat to był oczywisty, bo w mocnej południowoafrykańskiej lidze pracuje od 17 lat i zdążył zaliczyć już chyba każdy klub, który się przez nią przewinął.
W eliminacjach PNA RPA oczywiście nie grało. Wygodnisie, bo gdyby nie organizacja dwóch turniejów w ciągu trzech lat, to mogliby się nigdzie nie zakwalifikować. W kwalifikacjach mundialu idzie im tak, że bywało lepiej. W grupie, która nie powala na kolana (Etiopia, RPA, Botswana, RŚA). Zaczęli od remisu z będącą 70 pozycji niżej w rankingu (czyli już naprawdę nisko) Etiopią. Po tym meczu właśnie wywalono Mosimane. Pod wodzą południowoafrykańskiego Stefana Majewskiego (bo tymczasowy) – Steve'a Khompeli zremisowali z Botswaną i póki co są na trzecim miejscu. Kolejek jeszcze do rozegrania sporo, ale szału, jak sami widzicie, nie ma.
Skład się drastycznie po mundialu nie zmienił. W „Bafana Bafana” dalej grają posiadacze dźwięcznych nazwisk jak Siphiwe Tshabalala, Itumeleng Khune, Kagisho Dikgacoi. W Europie, spośród tych, którzy mają szanse na powołanie, grają tylko rezerwowy bramkarz Darren Keet (Kortrijk, Belgia), Bongani Khumalo (PAOK, Grecja), Anele Ngcongca (Genk), Ricardo Nunes (Żylina, Słowacja), Dikgacoi (Crystal Palace, Anglia), Dean Furman (Oldham, Anglia) i Tokelo Rantie (Malmo/Szwecja), więc RPA raczej specjalnie nie zachodzi za skórę europejskim trenerom i za wielu zawodników ich nie pozbawia. Nie zdziwię się, jeśli w takim razie jak na złość, odpadnie bardzo szybko. Maroko, Angola i Rep. Zielonego Przylądka to nie są ekipy nie do przepchnięcia, ale jak się nie daje rady z Botswaną? Z Etiopią? Chociaż właściwie każdy tekst o afrykańskiej piłce, zawierający wszelkie prognozy należałoby kończyć zastrzeżeniem, że jeśli „Football, bloody hell” to „African football, what the fuck?!”
PS O futbolu, także afrykańskim, można poczytać i podyskutować także tutaj.