Kiedy ogłaszano Guardiolę jako trenera Bayernu, pojawiły się głosy mu nieprzychylnych, że Pep „znowu idzie na łatwiznę” i „znów nie będzie można zweryfikować jego trenerskiej klasy”, bo „łatwiej wygrać z Bayernem ligę niemiecką niż np. z Chelsea ligę angielską”. Z każdym miesiącem dochodzę do wniosku, że były trener Barcelony wskoczył na najwyższego konia na świecie.
Tak, im więcej Bayern osiągnie w tym sezonie, tym trudniej będzie Guardioli w następnym. Gdyby Heynckesowi totalnie się nie wiodło, gdyby przegrywał w kraju z Borussią, z Ligi Mistrzów odpadł z Arsenalem w drugiej rundzie, a w Pucharze Niemiec zatrzymałby go np. Wolfsburg, nie byłoby znowu tak trudno. Miliony na transfery, nowy kop w szatni, zadyszka konkurentów i Bayern pewnie przynajmniej wygrałby ligę niemiecką, czyli osiągnąłby więcej niż Jupp. Można by było odtrąbić sukces.
Jeszcze parę lat temu, sytuacja byłaby zupełnie inna. Bayern przegrywał w kraju nie tylko z Dortmundem, ale też z Bayerem Leverkusen, a o trzecie miejsce do końca rywalizował z Hannoverem 96. To było dwa sezony temu! Trochę dawniej potrafił dostać bęcki 5-1 na Volkswagen Arena. Para Daniel van Buyten – Martin Demichelis była symbolem nieudolności, co przy każdej transmisji podkreślał Tomasz Hajto.
Dziś? Bayern zdobył mistrzostwo najwcześniej w historii i albo już pobił wszystkie rekordy albo za moment to uczyni. Co oczywiste, zgarnie też Puchar Niemiec, bo Stuttgart pewnie zostanie wciągnięty nosem. Cała nadzieja Guardioli w Barcelonie i Realu/Borussii, że nie pozwolą Bayernowi zdobyć uszatego trofeum. Jeśli zdobędzie, skala trudności zostanie wywindowana najwyżej jak się da.
Bo oczywiście są jeszcze miliony na transfery. Bayern wygląda dziś rewelacyjnie finansowo i stać go na to, żeby wyrwać serce największemu krajowemu rywalowi w przeddzień półfinału Ligi Mistrzów. Stać go na to, by przekonywać symbole krajowych rywali do przeprowadzek do Bayernu. To z jednej strony pozyskiwanie świetnych piłkarzy (Neuer, Goetze), a z drugiej pokazywanie rywalom miejsca w szeregu. Borussia nie byłaby w stanie wziąć Bayernowi Ribbery'ego, a odwrotnie jak najbardziej. Pewnie zakupów jeszcze nie koniec. Następne będą niechybnie ogłaszane świeżo po publikacjach „Bilda” dotyczących podatkowych problemów Hoenessa, tak jak było w tym przypadku.
Załóżmy, że Bayern wygrywa w tym roku wszystko. Heynckes przechodzi na wspaniałą emeryturę, do Monachium zjeżdża zgraja kolejnych gwiazd światowego futbolu. Co może zrobić Guardiola?
W pierwszym półroczu zdobyć trzy trofea (Superpuchar Niemiec, Superpuchar Europy, Klubowe Mistrzostwo Świata) i to na pewno byłoby mu na plus.
Może też wygrać Ligę Mistrzów, wygrać Bundesligę i wygrać Puchar Niemiec.
Ale zaraz... A co jeśli te trzy trofea zbierze w tym sezonie Heynckes? To po co był Bayernowi Guardiola? A jeśli wygra Bundesligę w maju a nie w kwietniu? A jeśli strzeli mniej goli? A jeśli przegra więcej meczów? Zdobycie mistrzostwa przez Guardiolę zostanie uznane za oczywistość, a zrobienie tego przy gorszym – niż Heynckes – bilansie będzie wręcz zbyte wzruszeniem ramion. Żeby ktokolwiek zwrócił uwagę na Bayern w Bundeslidze, Guardiola musiałby ją po prostu zmieść z powierzchni ziemi. Ale... To też Bayern już zrobił w tym roku. Podobnie rzecz się ma z Pucharem Niemiec.
A Liga Mistrzów? Znowu. W najlepszym wypadku będzie mógł powtórzyć osiągnięcie poprzednika. Ale czy to takie proste? Czy komukolwiek kiedykolwiek udało się to powtórzyć? Czy drużyny większe niż Bayern nie przeżywały rok po zwycięstwie słabszego sezonu? Przypomnę, jeśli nie wygra, będzie się wytykać, że Heynckesowi się udało. A przecież Heynckes – z całym dla niego szacunkiem – to nie jest jakieś absolutnie topowe nazwisko na trenerskiej giełdzie.
W drużynie rozbitej, wszystko, co trener zrobi pozytywnie, będzie zapisane na plus. W drużynie takiej jak Bayern, wytrzymać porównanie z poprzednikiem będzie bardzo trudno. Bayern funkcjonuje teraz perfekcyjnie, więc jeden fałszywy ruch, jeden konflikt w szatni, jedno kupione latem zgniłe jabłko, może wsypać piach w tryby tej maszyny.
Ktoś kiedyś wymyślił, że lepsze jest wrogiem dobrego, dlatego Guardiola wziął na siebie karkołomne zadanie. Jeśli Bayern odpadnie z Barceloną, sprawa będzie przynajmniej jasna – Pep – żeby przykryć wspomnienie po Juppie – będzie musiał „tylko” wygrać Ligę Mistrzów. Jeśli Bayern zdobędzie ją teraz, trzeba będzie wymyślić coś, co olśni całą Europę. Coś, co totalnie zmieni futbol. Coś, co dzieci będą naśladować na boiskach od Kiszyniowa po Glasgow. Coś jak styl Barcelony, ale coś innego.
Niech nikt mi nie mówi, że Guardiola przyszedł w Monachium na gotowe.
PS Transfer Goetzego ucieszył mnie z jednego powodu. W połączeniu z morzem kasy za Ligę Mistrzów, Borussia będzie miała pieniądze, by dopieścić Lewandowskiego i nie pozwolić mu odejść z Dortmundu. Wątpię zresztą, by Klopp zgodził się na sprzedanie dwóch największych gwiazd w jednym okienku.