Co tydzień na naszym blogu znajdziecie nową propozycję na aktywne (bądź przeciwnie – leniwe) spędzenie weekendu. Wszystko przetestowane przez nas osobiście. Na pierwszy ogień idzie Innsbruck, stolica Tyrolu który latem oferuje jeszcze więcej atrakcji niż zimą. W 20 minut, z centrum miasta można dostać się na alpejskie szczyty, albo dopompować adrenaliny uprawiając canyoning, zwiedzać rowerem malownicze okolice śladem najstarszej rzymskiej drogi prowadzącej przez Alpy, pograć w golfa i zwiedzić średniowieczną starówkę z tajemniczą kryptą z 28 posągami z brązu. A kolację zjeść w restauracji na ulubionej skoczni Adama Małysza. To wszystko udało nam się zobaczyć i przeżyć w weekend.
Dziennikarze z zawodu. Podróżnicy z namiętności i ciekawości świata
Kluczem do sukcesu jest karta miejska Innsbruck Card, która za 32 euro oferuje nie tylko możliwość korzystania z miejskiego transportu i kolejki linowej na wznoszący się nad miastem dwutysięcznikiem Nordkette, ale także bezpłatny wstęp do muzeów, pięć godzin na górskim rowerze i zwiedzanie miasta z przewodnikiem miejskim, a także wycieczki z licencjonowanym przewodnikiem górskim.
Do stolicy Tyrolu dotarliśmy przez lotnisko w Monachium i potem busikiem do Innsbrucka. Następnego ranka o 9.00 stawiamy się pod dolną stacją kolejki na Nordkette.
Futurystyczna budowla przypominająca lodową jaskinie została zaprojektowana przez Zahę Hadid w 2007 roku. Tu spotykamy się z Wolfgangiem, przewodnikiem górskim, który codziennie prowadzi w góry turystów na trzygodzinne spacery. W cenie karty miejskiej mamy zarówno wycieczkę, jak i... mocne buty. Z górnej stacji kolejki, na wysokości 2256 m n.p.m. roztacza się piękna panorama całego miasta, przeciętego niebieską wstążką Innu. Idziemy granią, przypominającą tatrzańskie ścieżki. Co chwilę, dostojnym krokiem, mijają nas... kozice? No nie, to chyba jednak wysokogórskie owce, pasące się tu bez żadnego dozoru.
Dochodzimy do przełęczy, skąd doskonale widać małe lotnisko w Innsbrucku. Planespotterzy rozłożyli już swoje kocyki i opalają się podpatrując przez lornetki kolejne samoloty.
Wracamy do miasta. Tu już czeka bezpłatny city tour, który rusza o 14. Zwiedzamy śliczną średniowieczną starówkę, której dominantą jest niezwykła kamienica z dachem pokrytym gontem z 2738 złotych blaszek.
Ten ekstrawagancki pomnik bogactwa powstał w 1500 roku na pamiątkę ślubu cesarza Maksymiliana Habsburga z włoską księżniczką Bianką Sforzą. Kilka przecznic dalej jest ogromny pałac Maksymiliana (który wolał Innsbruck od stołecznego Wiednia), a w kaplicy zamkowej znajduje się jego sarkofag, podobno największy w średniowiecznej Europie. Otaczają go nadnaturalnej wielkości postacie w zbrojach. Zapadający mrok pogłębia nastrój jak z gotyckiej powieści.
Kolacja w restauracji „rycerskiej” Stiftskeller (Stiftsgasse 1) rozprasza wszelkie troski, a deser – krojone naleśniki z powidłami, polane sosem waniliowym, czyli Kaiserschmarren, to czysta poezja.
Kolejny poranek witamy w drodze do Haiming, kilkadziesiąt kilometrów w głąb doliny Stubaiu. Tu dołączamy do grupy turystów, którzy szukają mocnych wrażeń. Przebieramy się w pianki, zakładamy kaski i zjeżdżamy na linie z wysokiego mostu pięćdziesiąt metrów w dół prosto do rwącego, lodowatego potoku.
Canyoning, czyli ekstremalny sport polegający na pokonywaniu dzikich górskich wąwozów, to zabawa dla dużych dzieci. Taplamy się w błocie, zjeżdżamy na pupach skalnymi rynnami i skaczemy z pięciometrowych progów skalnych wprost w wodną kipiel. Oczywiście wszystko, pod czujnym okiem przewodnika. Dużo radości i adrenaliny. Potem suszymy się i wskakujemy na górskie rowery. Wracamy doliną Innu, zaglądając do pocztówkowych sennych wiosek umiejscowionych przy starożytnej rzymskiej drodze łączącej Mediolan z Monachium. Kończymy niespodziewanie na polu golfowym Innsbruck Igls, gdzie pobieramy lekcję swingu (nie, nie chodzi o taniec, a o uderzenie piłeczki kijem).
Sergiuszowi podoba się golf tak bardzo, że poważnie rozważa „okazyjne” kupno niemal nieużywanych kijów w klubowym sklepiku. Pewno podzieliłyby los butów do biegania i kijów do nordic walkingu... Odkładamy inwestowanie w kulturę fizyczną na później i idziemy na kolację na słynną skocznię narciarską Bergisel. Trafiamy na trening austriackiej kadry i popijając likierem limbowym apfelstrudla obserwujemy na żywo skoki najlepszej drużyny świata. To możliwe tylko w Innsbrucku.
Gdzie mieszkać? Tyrol to raj dla turystów. Każdy turysta znajdzie tu coś na swoją kieszeń. Backpackersi zadowolą się kwaterami prywatnymi w wysokim standardzie (od 30 euro za pokój). Dla par lubiących miejskie klimaty świetnym rozwiązaniem są pensjonaty. Na przykład położony w samym centrum starówki Gasthof Innbrücke, w którym ceny za pokój zaczynają się od 60 euro. Jeśli bardziej zależy nam na spokoju i wypoczynku, 7 km od centrum Innsbrucka, w wiosce Götzens znajdziemy hotel-spa, w cenie 70 euro za pokój. Ale generalnie ze znalezieniem noclegu w Tyrolu nie ma żadnego problemu.
Co zjeść? Kuchnia tyrolska, to przede wszystkim wszelkiego rodzaju kluseczki. Polecam także tradycyjny rosół z pokrojonymi w paski naleśnikami. Dla odważnych knedle z boczkiem, a dla wszystkich pyszny Kaiserschmarren -potrawa, która powstała przez przypadek, gdy kucharz zepsuł naleśniki przygotowywane na cesarski stół i nie miał już czasu, ani składników, by usmażyć je na nowo.
Co zobaczyć? Koniecznie - zamek cesarski Hofburg razem z kaplicą i sarkofagiem cesarza Maksymiliana. Trójkątny rynek, kamienicę ze złotym dachem, skocznię Bergisel, a obok skoczni rotundę, w której wystawiono wielką (tysiąc metrów kwadratowych) panoramę Bitwy o Innsbruck. Dzieło Zeno Diemera opowiada historię batalii wojsk napoleońskich, które w 1809 roku starły się na przedmieściach Innsbrucka z pospolitym ruszeniem Tyrolczyków pod wodzą bohatera narodowego, brodatego niczym starotestamentowy prorok Andreasa Hofera (ulicę jego imienia znajdziemy w każdym tyrolskim mieście).
Co przeżyć? Wycieczkę górską z przewodnikiem na Nordkette. Spacer dla turystów, lub wspinaczkę via ferrata dla tych, którym niestraszne są przepaści, klamry i łańcuchy. www.nordkette.com
Canyoning w dolinie sztubajskiej. Czysta adrenalina i doskonała zabawa. www.wiggi-rafting.at
Wycieczkę rowerem doliną Innu. Świetnie przygotowana trasa wiodąca historycznym rzymskim traktem. www.innsbruck.info
Lekcja gry w golfa. Sport nie tylko dla milionerów, ale na pewno dla dam i dżentelmanów. www.golfclub-innsbruck-igls.at
Jakie pamiątki przywieźć?
Sergiusz z Innsbrucka ma kupiony na ulicznym straganie filcowy kapelusz za 18 euro. Służy mu wiernie jako ochrona zarówno przed słońcem, jak i przed deszczem. Poza tym zawsze z Austrii przywozimy olej dyniowy (Kurbis Kernöl 6-10 euro za butelkę) - doskonały dodatek do sałatek. No i Zirben Geist - aromatyczną nalewkę na limbowych szyszkach (12 euro za butelkę).