Książki. Nowości wydawnicze, pozycje starsze, które warto znać.
Są wakacje? Muszą zatem pojawić się tu kryminały. Wszak to już tradycja.
Poniżej szczęśliwa siódemka:
Ian Rankin – „Święci Biblii Cienia”
Pierwsze zdanie:„- Gdzie jedziemy?”
Kto czyta tego bloga w miarę regularnie i od początku (naiwnie wierzę, że tacy maniacy jeszcze tu są) ten wie, że cykl kryminałów szkockiego pisarza o inspektorze Johnie Rebusie wielbię miłością wielką, bezgraniczną i wierną. Mogę się więc wydawać nie do końca obiektywny w ocenianiu kolejnych płodów wychodzących spod rąk pana Iana, ale najnowsza część serii jest naprawdę bardzo dobra. Uwierzcie.
Mamy tu przede wszystkim ciekawą intrygę. Dwie równolegle prowadzone sprawy, które w pewnym momencie zaczynają się ze sobą łączyć. Pierwsza, z pozoru banalna, dotyczy wypadku samochodowego, w którym poszkodowana została córka znanego biznesmena. Druga sięga lat 80-tych i specyficznych metod śledczych (pobicia, zastraszanie, fabrykowanie zeznań), których dopuszczali się pracujący w nieistniejącym już komisariacie policjanci. To oni nazwali się Świętymi Biblii Cienia. I właśnie do tej grupy stojących ponad prawem śledczych należał, młody wtedy, Rebus.
Nasz bohater będzie się więc musiał zdecydować czy trzyma ze starymi kumplami czy z obecną ekipą. A tę tworzą, dobrze już znana przyjaciółka i jednocześnie jego przełożona Siobahn Clarke (Rebus został zdegradowany do stopnia sierżanta) oraz niejaki Malcolm Fox, czyli adwersarz Johna znany z już kilku poprzednich tomów. Tyle o fabule. Poza nią dostajemy wszystko to za co kocha się ten cykl – cudowne poczucie humoru głównego bohatera, jego odwieczną słabość do papierosów, whisky i starego rocka (koniecznie słuchanego z winyli), ponure puby i mroczne zaułki Edynburga, korupcję, zorganizowaną przestępczość i handel narkotykami. Nowości? Jeśli chodzi o sprawy społeczne to tym razem Rankin bierze na tapetę referendum dotyczące pozostania lub wyjścia Szkocji ze struktur Zjednoczonego Królestwa. Tylko paluchy lizać i czytać.
Dominik Dan – „Grzech nasz codzienny”
Pierwsze zdanie:„Czołgał się, ale już nie mógł.”
Słowak Dominik Dan to póki co moje największe odkrycie tego roku. W styczniu dostałem do przeczytania jego „Zapisane na skórze”, które spodobało mi się tak, że jeszcze w połowie lektury zamówiłem dwie wydane wcześniej (w 2014 r.) pozycje – „Czerwonego kapitana” oraz „Noc ciemnych kłamstw”. Taki trzypak przeczytałem ciurkiem. I choć nie wszystkie części cyklu były równie dobre, bo np. końcówkę „Czerwonego Kapitana” Dan kładzie koncertowo wypisując jakieś nieprawdopodobne farmazony, trochę w stylu Dana Browna, to na „Grzech nasz codzienny” czekałem już przebierając nogami. Co mi się u niego tak podoba? Otóż przy żadnych innych kryminałach tak się jeszcze nie śmiałem. I to tak szczerze, w głos. Poczucie humoru tamtejszych detektywów przebija wszystko, nawet czarny humor Rebusa.
W wydziale zabójstw w pewnym słowackim mieście zwanym Naszym Miastem pracuje przezabawny skład śledczych-oryginałów. Takich do bólu zwyczajnych, z krwi i kości, posługujących się dosadnym językiem i nieustanie się ze sobą przekomarzających. I tak, Chose nie przestaje uganiać się za kobietami, Vana zdaje się wyłącznie pochłaniać kolejne wiktuały (salceson uber alles), Burger pali papierosa za papierosem, Kuky hoduje kolejne rośliny doniczkowe (bez powodzenia), Hanzel świetnie strzela i kocha rewolwery, a jedyna w tym męskim stadzie, Petra Pergnerova, stara się z tą menażerią nie zwariować. Głównym bohaterem jest tu natomiast inteligentny detektyw Richard Krauz.
Ale żeby nie było, że tylko o śmichy-chichy tu chodzi. Dan, od 25 lat czynny policjant, potrafi nie tylko rozbawić, ale przede wszystkim konstruować przekonywujące i realistyczne, wciągające dochodzenia. Nie tylko świetnie buduje napięcie, ale także umiejętnie myli tropy i zapewnia wartką akcję. Bywa także brutalny. W „Grzechu” chodzi bowiem o znalezienie zwyrodnialca, który zakatował młodego chłopca. Mocna i zabawna zarazem rzecz. Polecam.
Claudia Pineiro – „Betibu”
Pierwsze zdanie:„W poniedziałki zawsze najtrudniej dostać się na teren zamkniętego podmiejskiego osiedla La Maravillosa.”
„Betibu” argentyńskiej pisarki Claudii Pineiro znalazła się w tym zestawieniu trochę awansem, bo jeszcze nie skończyłem jej czytać, ale już po tych przeszło stu stronach, które za mną, czuć wyraźnie, że to dobra książka jest. Zaczyna się niczym klasyczny kryminał – na eleganckim, zamkniętym osiedlu w jednej z willi sprzątaczka znajduje swojego pryncypała z poderżniętym gardłem. Szybko dowiadujemy się, że w podobny sposób zginęła trzy lata wcześniej jego żona, a ów denat wtedy, będąc głównym podejrzanym, psim swędem uniknął kary.
Do rozwikłania zagadki tego okrutnego morderstwa rusza osobliwe trio. Tytułowa „Betibu”, autorka poczytnych kryminałów Nurit Iscar, która obecnie przechodzi kryzys twórczy. I nie tylko - jest po pięćdziesiątce, rozwiodła się z mężem i rozstała z kochankiem, który nie chciał zostawić dla niej żony. Rozwodnikiem jest też stary wyga, dziennikarz Jaime Brema, którego z działu kryminalnego przeniesiono do społecznego i który rozpatruje odejście z pracy, zakup psa, zapasu marihuany na najbliższy weekend i nie może przeżyć, że była żona nie chce mu oddać księgozbioru, który zbierał całe życie (już go uwielbiam!). Tę dwójkę uzupełnia niewymieniony z imienia i nazwiska młodziutki adept dziennikarstwa, który newsów i informacji szuka jedynie przy użyciu Google'a i Twittera. Z tego co dotychczas przeczytałem jest to nie tylko kryminał, ale także dowcipna satyra na współczesne media, rynek wydawniczy i problem starości. Napisane jest to lekko i dobrym językiem, choć niektórym pewnie może przeszkadzać fakt, że dialogi nie są wyodrębnione w żaden sposób w tekście.
PS. Osobna sprawa to kolejna beznadziejna okładka wydawnictwa Sonia Draga, które czy publikuje romans, kryminał, czy kolejną książkę Eleny Ferrante, daje zazwyczaj bliźniaczo podobne, totalnie drętwe okładki – kobiece twarze, popiersia, sylwetki itd.
Dla porównania poniżej świetna okładka oryginału „Betibu”. Można?
Anna Kańtoch – „Łaska”
Pierwsze zdanie:„Jan Peczek schylił się i wyćwiczonym ruchem ściął podgrzybka u nasady, prawdopodobnie jednego z ostatnich w tym roku.”
Kańtoch to doceniana pisarka, która z powodzeniem para się fantastyką (o czym nawet nie wiedziałem, bo kompletnie nie siedzę w tym gatunku), a teraz zrobiła sobie małą odskocznię i popełniła kryminał. W „Łasce” mamy dwa plany fabularne – fikcyjne, prowincjonalne miasteczko Mgielnica w roku 1985 (główna część) i 1955 (retrospekcje). To mroczna historia dotycząca seryjnego mordercy zabijającego dzieci, w której ważną rolę odgrywa lokalna legenda o potworze zwanym Kartoflanym Człowiekiem. Brzmi to może trochę śmiesznie, ale gwarantuję, że przy lekturze do śmiechu Wam nie będzie. „Łaskę” wyróżnia solidnie poprowadzona intryga, w której wydarzenia rozdzielone trzydziestoletnią przerwą ciekawie się zazębiają. Jest trochę fałszywych tropów, lekkie napięcie i dobrze wykreowany, mroczny czy depresyjny nawet klimat. Do tego udanie ukazane, niebanalne postaci, z główną bohaterką Marią na czele - kluczową osobą dla rozwiązania całej zagadki. Ale poza nią równie interesująco przedstawiony jest choćby prowadzący to pogmatwane śledztwo, milicjant-karierowicz Adam Bogusz. W ogóle ważne są tu pogłębione psychologicznie portrety poszczególnych bohaterów. Jednak to co podobało mi się najbardziej to w doskonały sposób oddane realia PRL-u, dopracowane do najdrobniejszych szczegółów. Za to należą się autorce szczególne brawa. Naprawdę solidny kryminał.
Tim Johnston – „W dół”
Pierwsze zdanie:„Nazywała się Caitlin, miała osiemnaście lat i budziło ją czasem własne serce – odfruwało we śnie w wyścigu, w którym linia mety oddala się zamiast przybliżać, kolana miękły jak ciągutka, stopy zmieniały się w kamienie.”
Przy wybieraniu książek do tego zestawienia trochę się wahałem czy dodać do niego „W dół” Tima Johnstona. Z bardzo prostej przyczyny - z prawdziwym kryminałem nie ma raczej nic wspólnego, a jakiejkolwiek akcji praktycznie tu nie ma. Jednak biorąc pod uwagę thrillerowe, dramatyczne zakończenie (niestety, ciut sztampowe), a także punkt wyjścia całej opowieści (chłopak zostaje potrącony przez samochód a jego siostra znika bez śladu), postanowiłem dać jej szansę. „W dół” jest przede wszystkim gęstą powieścią psychologiczną relacjonującą reakcję rodziny na stratę córki i siostry. Johnston opisuje jak przez trzy lata od zniknięcia Caitlin walczą z tym dramatycznym wydarzeniem - matka, ojciec i jej brat. A raczej jak starają się walczyć, bo wspomniana trójka osób bardzo przeciętnych, po ludzku słabych, a także grzesznych, kompletnie nie daje sobie z tym rady. Dochodzi więc do rozpadu rodziny. Przy okazji dowiadujemy się również, z drobnych skrawków czy też odprysków tych nieudanych zmagań z traumą, co wydarzyło się wcześniej w rodzinie Courtlandów. Kto tu zawinił i czym? To daje bardziej pełny, psychologiczny obraz całej czwórki. Trzeba jednak zaznaczyć, że najwięcej miejsca autor poświęcił bratu Caitlin – Seanowi. W książce głównie dominuje smutek, melancholia, rozpacz i iście przygnębiający klimat. Choć wiele jest również momentów poetyckich – zwłaszcza zastosowanych przy opisach przyrody. Rzecz to niełatwa w odbiorze, ale na pewno zapadająca w pamięć.
Iva Procházková – „Mężczyzna na dnie”
Pierwsze zdanie:„Obudził go ból brzucha.”
Kolejna, trzecia już, autorka i kolejny bardzo dobry kryminał. Podczas ostatnich Targów Książki w Warszawie Julia Różewicz, tłumaczka „Mężczyzny na dnie” i jednocześnie szefowa wydawnictwa Afera, podczas miłej pogawędki przekonywała mnie, że pozycja autorstwa Ivy Prochazkovej to kryminał inny niż wszystkie. Czy rzeczywiście?
Wszystko zaczyna się od przypadkowej i nieszczęśliwej śmierci małego chłopca. W mniejszym lub większym stopniu odpowiedzialni są za nią wszyscy członkowie rodziny, którą dotknęła tragedia. I to zmyślne zawiązanie akcji będzie miało duży wpływ na to co wydarzy się za dziesięć lat. Po tym właśnie okresie w jeziorze znalezione zostają zwłoki policjanta. Śledztwo w tej sprawie prowadzi niejaki Marian Holina, zwykły-niezwykły glina, którego głównym nałogiem jest słabość do… rogalików. To co w nim niezwykłego, i to co rzeczywiście jest nieco odmienne od wszystkich innych powieści z tego gatunku, to fakt, że Holina podczas śledztwa kieruje się w dużej mierze astrologią. Tak, a dokładnie tym jak data urodzenia i związany z nią układ gwiazd może wpływać na postępowanie ludzi. Poza tą jedyną ekstrawagancją jest to jednak kryminał bardzo klasyczny, ale za to piekielnie inteligentnie skonstruowany. O wielowątkowej, pierwszorzędnej intrydze - podejrzanych jest tu bowiem kilka postaci i naprawdę do samego końca nie wiemy kto zabił. A to zdarza się nie za często.
To nie jedyne zalety „Mężczyzny na dnie”. Fajnie sportretowane są w nim także postaci, z tą poczciwiną Marianem na czele, ale również te drugoplanowe. Sporo tu dobrego, typowo czeskiego humoru. Jest nienachalny wątek miłosny. Jest lekkie pióro i dobry styl. Jednym słowem pewniak do zestawienia najlepszych kryminałów tego roku.
Bożena Aksamit, Piotr Głuchowski – „Zatoka świń”
Pierwsze zdanie:„Policjant 1: - A przypomni nam pan jeszcze raz, kiedy się przyjaźniliście?”
O Krystianie W., „Krystku” z Sopotu, który wykorzystywał seksualnie nieletnie dziewczyny, obiło mi się swego czasu trochę o uszy tu i ówdzie. Zarówno w prasie jak i w tv. Zwłaszcza, że proceder jakiego dopuszczał się oskarżony zaczęto łączyć także z wciąż niewyjaśnionym zaginięciem 19-letniej Iwony Wieczorek. „Zatoka świń” to wstrząsający kryminał non-fiction, tłumaczący zawiłości i drugie dno sprawy „Krystka”. Okazuje się bowiem, że jego gwałty, szantaże i stręczycielstwo, to dopiero przysłowiowy wierzchołek góry lodowej. Facet miał bowiem na tą działalność przyzwolenie od kogoś z tzw. „góry”. W sprawę zamieszana jest nie tylko „Zatoka Sztuki” (popularny klub w Sopocie), ale również środowiska prokuratorów, policjantów, adwokatów i inne. Najprawdopodobniej małoletnie dziewczyny (najlepiej piętnastolatki), które „kołował” Krystian W. były wykorzystywane seksualnie przez biznesmenów, ludzi znanych, związanych z polityką czy show-biznesem. Sprawa jest jednak rozwojowa, cały czas trwa w niej dochodzenie i dużo konkretów nie jest jeszcze znanych. Przede wszystkim nieznani są mocodawcy „Krystka”.
Swoisty mroczny portret Trójmiasta jaki wyłania się z tej książki jest po prostu przerażający, a czasami powoduje zwyczajne obrzydzenie. Bywają też momenty, w których dosłownie włos się jeży na głowie kiedy czyta się co tam się wyprawia i to od dobrych kilku lat. Człowiek zadaje sobie pytanie jak to w ogóle jest możliwe? „Zatoka” może nie jest napisana w jakiś porywający sposób, ba, jej styl jest raczej prosty, czasem nawet zahaczający o tabloidowy, ale za to czyta się ją bez mała na jednym oddechu. A o tym, że ewidentnie jest coś na rzeczy niech świadczy fakt, iż jej autorzy, na co dzień dziennikarze, mają już pozakładanych kilka spraw w sądzie.