
…czyli o wyjątkowej podróży Davida z Beniaminem
REKLAMA
Martin Vopĕnka – „Podróżowanie z Beniaminem”
Pierwsze zdanie: „Obejmowałem Beniamina ramieniem, a on odruchowo przytulał się do mnie.”
Bardzo rzadko, ale na szczęście czasem się zdarza, że czytane książki dotykają nas gdzieś tam zupełnie głęboko. Tak do żywego. I nie mam tu na myśli szczególnie dramatycznej tematyki ani wybitnie poruszającej historii, która wzrusza nas niejako z automatu. Chodzi mi o ten specyficzny rodzaj „dotknięcia”, kiedy to co czytamy dotyczy bezpośrednio nas samych. Albo gdy dana treść porusza w nas pewną czułą nić. Myślę tu więc o kontakcie z literaturą wybitnie osobistym i intymnym. Takim moim, najmojszym.
Do niedawna ostatnią książką, która mnie właśnie w taki sposób poruszyła, były „Cząstki elementarne” Michela Houllebecqa. Teraz, dobrych kilkanaście lat później, zrobił to nieznany mi zupełnie czeski autor – Martin Vopĕnka.
„Podróżowanie z Beniaminem” zaczyna się od pogrzebu. Tytułowy ośmioletni Beniamin stracił mamę. Jego tata David, dobrze prosperujący inwestor, stracił żonę. Dla tego pierwszego jest to oczywiście niepowetowana strata i początkowo mały „koniec świata”. Dla tego drugiego, jak się niebawem okaże, początek czegoś nowego - podróży w głąb samego siebie. Ucieczki od wspomnień. Próby rozpoczęcia wszystkiego jeszcze raz. Tylko czy to się uda?
Małżeństwo Davida było kompletnie nieudane. Co najmniej z kilku powodów. Ten, który wydaje się najistotniejszy, ojciec próbuje wytłumaczyć synowi w następujący sposób: „Mama miała w sobie dużo smutku. Długo starałem się odegnać ten smutek, tyle że ona go właściwie lubiła. Zrozumiałem, że chce być smutna, i już tak bardzo się nie starałem, chociaż było mi jej żal.”
Teraz, kiedy David w wyniku tragicznego wypadku został nagle sam z Beniaminem, postanawia zbliżyć się do syna. Lepiej go poznać. Zbudować więź. I gdy kończy się szkoła, decyduje się wziąć urlop i wyruszyć z Beniaminem w wielką podróż w Nieznane. Kiedy natomiast czas kanikuły się skończy, David pójdzie jeszcze dalej i zostawi dobrze prosperujący biznes po to, aby dalej być z synem. I aby dalej gubić się w Nieznanym.
Jest to więc powieść drogi. Ojciec z synem będą chodzić po malowniczych górach w Austrii, opalać się w palącym słońcu Włoch, popłyną promem na rajskie Korfu, przejadą kawałek kontynentalnej Grecji, by w końcu trafić do mrocznej Rumunii: „…to wędrowanie po rumuńskich górach jest w moich wspomnieniach naznaczone ciągłą sprzecznością między duchem a materią – jakbyśmy sercem dotykali niebieskiego sklepienia, a nogami więźli w wilgotnej marznącej ziemi.”
Właśnie tam ich podróż niebezpiecznie zbliży się do kresu nie tylko samego Nieznanego, ale do końca wszystkiego. Nie mogę oczywiście napisać o co dokładnie chodzi, ale możecie się przygotować na niespodziewany zwrot całej historii, który skieruje ją na zupełnie inne tory i jeszcze bardziej podkręci emocje.
„Podróżowanie z Beniaminem” to bardzo emocjonalna literatura. W dodatku taka, która nie tylko potrafi zachwycić treścią, ale także trzymać w napięciu do samego końca. Dawno już bowiem nie kibicowałem żadnemu głównemu bohaterowi tak jak Davidowi.
„Podróżowanie z Beniaminem” to bardzo emocjonalna literatura. W dodatku taka, która nie tylko potrafi zachwycić treścią, ale także trzymać w napięciu do samego końca. Dawno już bowiem nie kibicowałem żadnemu głównemu bohaterowi tak jak Davidowi.
To również wielowymiarowa powieść drogi. Poza wspomnianą już podróżą w głąb siebie, poza rozwijającym się w Davidzie tacierzyństwem:
„Przecież ja nie jestem żadnym tatą. Jestem takim samym chłopcem jak ty – chciałem mu powiedzieć. (…) Moja dusza jest też duszą dziecka i zawsze nią będzie, ponieważ nie zapomniała o dzieciństwie. Wierzę, kochany synku, że tylko w ten sposób mogę być zrozumiałym tatą dla ciebie – jeżeli zostanę dzieckiem, jeżeli zachowam pamięć o swoim dzieciństwie. Ponieważ ci, którzy traktują zbyt poważnie samych siebie w swoich rolach i myślą, że są tymi właściwymi ojcami, tak naprawdę są obcymi ludźmi we własnym domu – budzącymi strach, niezrozumianymi, niedotykalnymi…”
Budującym się między ojcem a synem uczuciem: „Był tu, obok mnie, a ja czułem, że jest mi tak bliski i drogi, że aż mi od tego zaczęło szybciej bić serce.” A także zdobywaniem kolejnych kilometrów, jest to także wędrówka mająca na celu odnalezienie czegoś co w Davidzie było od lat głęboko uśpione. Początkowo wydaje się, że tata Beniamina korzystając z usług prostytutek i uprawiając przygodny seks stara się wyłącznie zaspokoić swoją chuć, ale z czasem okazuje się, że on po prostu desperacko szuka miłości.
Żeby jednak nikt nie pomyślał, że jest to rzewna i płytka historyjka. To rzecz naprawdę daleka od sentymentalizmu. Mocna w przekazie i do bólu realistyczna. To także w dużej mierze powieść psychologiczna i egzystencjalna. Czytelnik dosłownie „siedzi w głowie” Davida – poprzez kolejne monologi poznajemy jego wspomnienia, rozterki, problemy i najbardziej skrywane myśli.
Dość istotnym wątkiem, choć umiejscowionym na drugim planie, są również powtarzające się refleksje dotyczące komunizmu, który „przesiąkł także do naszych myśli i nie pozwalał nam chcieć niczego więcej ani nawet wyobrażać sobie, że może istnieć coś więcej.” To celne odnotowywanie tego jakie ten ustrój zostawił ślady, nie tylko w głowach ludzi, ale także w mijanym podczas wędrówki otoczeniu.
Ze względu na podobne zawiązanie akcji i zbliżoną tematykę, a nawet subtelne pochylenie się nad sprawami społecznymi, książka Vopĕnki przypomina mi trochę świetny „Spokojny chaos” Sandro Veronesiego. Jednak biorąc pod uwagę to co przydarzy się Davidowi w górach Transylwanii i później w Timişoarze, a przede wszystkim jakie emocje będą z tym związane, książkę Czecha oceniam jeszcze wyżej niż tę Włocha.
Znakomita rzecz, która zapewne spodoba się wielu czytelnikom, ale przede wszystkim powinni przeczytać ją ojcowie.
Znakomita rzecz, która zapewne spodoba się wielu czytelnikom, ale przede wszystkim powinni przeczytać ją ojcowie.
Aktualnie czytam:
