Książki. Nowości wydawnicze, pozycje starsze, które warto znać.
Frank Westerman – „Martwa dolina”
Dowody Na Istnienie, przełożyła Małgorzata Diederen-Woźniak, 311 str. Pierwsze zdanie:„Były to czasy wielkiej migracji ludności”.
Jak chyba wszystkim wiadomo, klasyczny reportaż przedstawia rzeczywiste wydarzenia, których świadkiem był autor, bądź których przebieg zna z relacji innych osób w nim uczestniczących, dokumentów lub innych źródeł. A co się dzieje kiedy autor świadkiem nie był, ci naoczni zaś nie bardzo wiedzą co się stało, ba, nawet światu nauki ciężko jest przedstawić przekonywujące fakty będące wyjaśnieniem zdarzenia, nie mówiąc już choćby o tzw. żelaznej logice? To oznacza, że mamy do czynienia z bardzo rzadkim i ciekawym przypadkiem, a mianowicie reportażem Franka Westermana pt. Martwa dolina.
Ten holenderski reporter, dobrze już u nas znany (to jego 5 książka wydana w Polsce), wziął na warsztat tragiczną i zadziwiającą katastrofę, która wydarzyła się 21 sierpnia w 1986 r. w Kamerunie. Otóż tej nocy masową śmierć poniosło ponad 1,7 tys. osób zamieszkujących dolinę w bezpośredniej bliskości jeziora Nyos. Ta tajemnicza masakra dotknęła też kilka tysięcy sztuk bydła oraz inne zwierzęta duże i małe. Ci natomiast, którzy przeżyli byli często poparzeni, częściowo sparaliżowani i mieli problemy z oddychaniem.
Westerman w Martwej dolinie niezwykle wnikliwie bada to wydarzenie i stara się odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę się stało? Ale reportaż ten tak naprawdę jest jeszcze o czymś innym. Sam autor mówi – chodzi mi o narodziny opowieści i ich wpływ na rzeczywistości, z której się wywodzą. Reportera przede wszystkim interesuje więc to jak rodzą się mity.
Największą zaletą tej książki jest jej oryginalna konstrukcja. Martwa dolina składa się bowiem z trzech części, w których autor oddaje głos trzem różnym grupom bezpośrednio zainteresowanym katastrofą. Pierwszą z nich tworzą naukowcy z całego świata, którzy badali przyczynę tej masowej śmierci. Westerman nazywa ich "pogromcami mitów". I choć jeden z nich mówi:musimy dać czas faktom, żeby same opowiedziały nam swoją historię, to jednak przytłaczając większość rywalizuje ze sobą i walczy przede wszystkim o uznanie mediów dla swojej teorii.
„Apostołowie mitów” czyli drugą z przedstawionych grup tworzą misjonarze, duchowni i wyznawcy różnych religii - podobnie jak naukowcy, starają się za wszelką cenę przekonać o wyższości swojej interpretacji wydarzeń. Tyle tylko, że już nie przy pomocy naukowych faktów, ale odnosząc się do wiary. I tu już na dobre rozkręca się coś, co można nazwać procederem budowania mitów. Jednak w swoją szczytową fazę wchodzi on dopiero w trzeciej części, w której Westerman przepytuje zwykłych ludzi, członków lokalnej społeczności. Rozdział ten nosi zresztą nazwę Twórcy mitów.
Plotki są w Afryce tlenem dla społeczeństwa – mówi jeden z rozmówców Westermana i to zdanie oraz stwierdzenie Fikcja może się tak wygodnie zagnieździć w rzeczywistości, że staje się jej częścią - są kluczem do zrozumienie tego, co się stało z tamtejszą opinią publiczną po katastrofie. A ta, co rusz ulegała kolejnym teoriom i kolejnym pączkującym z nieprawdopodobną siłą historiom w jakie obrastało to wydarzenie. Od zakorzenionych w tamtym regionie pradawnych legend i przypowieści, po teorie spiskowe typu zamach. Od rzekomo twardych dowodów naukowych, po opowieści będące efektem bujnej wyobraźni. Holenderski reporter oprowadza czytelnika po tym kameruńskim labiryncie zaglądając w każdy jego zaułek, nawet w ten ślepy. I to w tym reportażu jest fascynujące – przedzieranie się przez najróżniejsze interpretacje tego samego wydarzenia.
Niestety, nie jest to jednak książka pozbawiona wad. A raczej jednej, za to istotnej podczas lektury i wpływającej na jej odbiór. Jakkolwiek pierwszą i trzecią część czyta się z dużym zainteresowaniem, tak w drugiej (Apostołowie mitów), solidny, równy rytm całego reportażu znacząco siada. Część ta prostu nie jest już tak ciekawa jak pozostałe. Gdyby nie to wahnięcie formy byłby to reportaż więcej niż dobry.
Jak mówi jeden z bohaterów Martwej doliny - Tragedia w Nyos była narodowym wstrząsem, który po raz pierwszy wytworzył brakujące poczucie wspólnoty. Tak było wtedy, tuż po tym smutnym wydarzeniu. Niestety, w dwudziestą piątą rocznicę katastrofy, kiedy Westerman zaczął pisać ten reportaż, została ona całkowicie zignorowana zarówno przez państwo jak i media.
Co tak naprawdę wydarzyło się w okolicach jeziora Nyos? Doszło tam do gwałtownego wydzielenia się dużej ilości dwutlenku węgla nagromadzonego pod powierzchnią zbiornika. To on udusił ponad 1,7 tys. osób. Nie wiadomo jednak do końca co spowodowało ten wyciek śmiercionośnego gazu...