Książki. Nowości wydawnicze, pozycje starsze, które warto znać.
Mimo faktu, że zamieszczam tu wyraźnie mniej tekstów niż kilka lat temu, wciąż niezmiennie dużo czytam. Ba, wychodzi mi nawet na to, że czytam jakieś 30-40 książek więcej niż w czasach rozkwitu tegoż bloga. Ot, taki paradoks. Głód lektury wielokrotnie przewyższa chęć pisania.
Jest też tak, że życie rodzinne i zawodowe nie pozwala mi już pisać dłuższych tekstów o większości z przeczytanych książek – brak czasu. Jednocześnie jednak nie chciałbym, żeby nie pozostawał po niektórych lekturach żaden ślad. Dlatego też, od czasu do czasu, będę serwował takie kilkuzdaniowe mikro-recki na temat książek, które z przeróżnych względów nie załapały się na tekst dłuższy. Ot, po to aby choć zasygnalizować taką czy inną opinię. I proszę sobie nie myśleć, że wśród nich będą tylko te negatywne…
Agnieszka Wolny-Hamkało - Moja córka komunistka
Wydawnictwo WAB, 292 str.
Mniej więcej w połowie lektury nowej książki Wolny-Hamkało zacząłem się zastanawiać o co tak naprawdę w niej chodzi? Jaka jest jej myśl przewodnia? Jaki jest do niej klucz? Niestety, po przeczytaniu całości nie udało mi się znaleźć odpowiedzi na owe pytania. Choć nie będę też ukrywał, że czytało się te opowiastki (o zbuntowanym dorastaniu, romansie ze starszym pisarzem, środowisku artystycznym Wrocławia itd.) bez bólu, bo autorka niewątpliwie pisać potrafi. Gdyby podzielić te teksty i wydać Moją córkę komunistkę jako zbiór opowiadań może by się on jakoś obronił. Jednak jako jedna zwarta całość, powieść czy też nie-powieść, nie broni się wcale.
Justyna Kopińska – Z nienawiści do kobiet
Wydawnictwo Świat Książki, 223 str.
Piszę to z bólem serca, bo Kopińską bardzo cenię, a jej poprzedni zbiór reportaży (Polska odwraca oczy) uważam za jedną z najważniejszych książek o współczesnej Polsce, ale Z nienawiści do kobiet to niewypał jest. Jest tu kilka dobrych reportaży (większość publikowana wcześniej w Dużym Formacie), z Dobrym Klezmerem na czele. Jest też słabiutki tekst pt. Violetta Villas: Jestem Twoją mamą, który wydaje się być zaledwie wprawką do czegoś pełniejszego i lepszego, ale przede wszystkim czuć spore rozczarowanie faktem jak zostało to wydane. Wielka czcionka, duże odstępy między kolejnymi linijkami i jeszcze na koniec 35-stronicowy wywiad z autorką. Wydawca cisnął, że koniecznie trzeba coś wypuścić? Autorka nie wyrobiła się z materiałem na czas? Co by to nie było niesmak pozostaje duży.
Adelajda Truścińska - Życie Adelki
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 166 str.
Przed lekturą Życia Adelki nie znałem zupełnie facebookowej twórczości autorki. Nie wiem czy ta informacja będzie dla kogoś istotna czy też nie, ale czuję jednak, że powinienem od niej zacząć. Tę cieniutką książeczkę czytało mi się bardzo przyjemnie. Truścińska ma niekiedy oryginalne pomysły, ciekawe spostrzeżenia, jest momentami naprawdę zabawna, lubi absurd i futurystyczne odjazdy. Pisze o sobie, codzienności, swojej suczce Tekli. I robi to całkiem nieźle. Boję się tylko, że za pół roku nie będę o tej książce kompletnie pamiętał.
J.D. Vance – Elegia dla bidoków
Wydawnictwo Marginesy, przełożył Tomasz S. Gałązka, 318 str.
W tym wypadku jestem rozdarty wewnętrznie niczym pamiętna sosna u Żeromskiego. Z jednej strony podoba mi się szczerość tej autobiograficznej opowieści, bezkompromisowy sposób odmalowania własnej rodziny, wspaniałe, pełnokrwiste postaci Mamaw i Papaw, czy też reportażowa forma, momentami ocierająca się o ważne amerykańskie problemy społeczne. Z drugiej strony sporo tu fragmentów banalnych i mało odkrywczych. Denerwowało mnie też częste podkreślanie mitu american dream i tego jaka to Ameryka jest wspaniała dla tych, którym się chce. W życiu też nie podpisałbym się pod zdaniem, że to najważniejsza książka o Ameryce ostatnich lat. Chcecie wiedzieć jak to jest naprawdę z tymi bidokami? Po prostu przeczytajcie tę książkę i wyróbcie sobie o niej indywidualne zdanie. Na pewno jest bardzo dobrze przetłumaczona.
Richard Flanagan – Nieznana terrorystka
Wydawnictwo Literackie, przełożył Maciej Świerkocki, 329 str.
Jeden z lepszych Flanaganów. Co prawda nie tak finezyjny jak w Ścieżkach północy, ale dający radę. Tym razem nie jest to kolejna powieść historyczna, a mocno współczesna historia z silnym wątkiem sensacyjnym. Rzecz o potędze mediów, fake newsów, strachu przed nieznanym, dezinformacji, terroryzmie, inności, narkotykach i jeszcze paru innych sprawach. Nie jest może zbyt odkrywcza, ale dobrze oddaje chorą rzeczywistość, w której przyszło nam żyć. Dobrze się czyta.
Michael Wolff – Ogień i furia. Biały Dom Trumpa
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, przełożyli Magda Witkowska, Bartosz Sałbut, Magdalena Moltzan-Małkowska, 445 str.
Nie cierpię polityki. Ba, brzydzę się nią. W dodatku na tej amerykańskiej nie znam się wcale. Co nie zmienia faktu, że Ogień i furię połknąłem w trzy dni. I jeśli nawet jedynie połowa tego co w niej zawarto (są pewne zastrzeżenia do autora co do wiarygodności zebranych materiałów) jest prawdą, to i tak sądzę, że warto ją przeczytać. Nie tylko żeby dowiedzieć się w jaki sposób funkcjonuje obecnie Biały Dom, ale także po to aby przekonać się, że Trump jest jeszcze głupszy niż nam się wszystkim wydaje.
David Vann – Legenda o samobójstwie
Wydawnictwo Pauza, przełożyła Dobromiła Jankowska, 252 str.
Wokół tej książki był już w mediach tradycyjnych i internetach taki szum, że pewnie wszyscy napisali o niej wszystko. Dodam, że głównie ją wychwalając - widziałem bodaj tylko jedną opinię, iż jest to rzecz nieudana. I choć tego nie lubię, tym razem muszę twardo stanąć po stronie większości – Legenda o samobójstwie to świetny, momentami wstrząsający, zbiór opowiadań o rozkładzie rodziny. Póki co widzę go nawet w zestawieniu najlepszych książek 2018 r.