Książki. Nowości wydawnicze, pozycje starsze, które warto znać.
Greg Marinovich & Joao Silva – „Bractwo Bang Bang”
Pierwsze zdanie:„Zdjęcia z tego nie będzie”, mruknąłem, patrząc przez wizjer aparatu na żołnierza metodycznie ostrzeliwującego hotel.”
Greg Marinovich, Ken Oosterbroeker, Kevin Carter i Joao Silva. Członkowie tytułowego Bractwa. W 1990 roku, kiedy w RPA wybuchły zamieszki w townshipach Johannesburga, nazwane Wojną Hotelową, tych czterech białych fotoreporterów spędzało w nich całe dnie, a czasami i noce, z narażeniem życia dokumentując toczące się walki. A trzeba przyznać, że to co się tam wtedy działo, to nie był jakiś lekki spacerek. Zwolennicy Nelsona Mandeli z ANC zacięcie atakowali się na zmianę z Zulusami z Inkathy, a w to wszystko pakowali się jeszcze neonaziści z AWB i powstańcy. Mordowano się bez ustanku, czym popadło - od kałasznikowów, poprzez maczety i kuchenne noże, a na zwykłych kijach skończywszy. Okrucieństwo i bestialstwo nie znało granic. Wyrzynano w pień całe rodziny. Bez mrugnięcia okiem zabijano kobiety i małe dzieci. Wciskano wrogów w samochodowe opony, oblewano benzyną i podpalano. Non stop dochodziło do krwawych masakr i egzekucji.
Prawdziwe piekło. A panowie z Bractwa Bang Bang pakowali się dokładnie w sam jego środek. Wbrew logice, wbrew zdrowemu rozsądkowi. Mający nieprawdopodobny wręcz fart do wychodzenia z wszelkich opresji. Napędzani adrenaliną. Chęcią pokazania światu tego co tam się dzieje oraz pragnieniem robienia coraz lepszych, przejmujących i jeszcze bardziej niesamowitych zdjęć. Ale gdy opadały emocje i adrenalina, gdy kończyło się pracę i wracało do domów, przychodziło ogromne psychiczne zmęczenie. Stres i strach. Był więc czas na alkohol i narkotyki, które pomagały choć trochę zapomnieć, zagłuszyć myśli i nie zwariować. Przecież kiedy dzień w dzień czuje się zapach świeżej krwi i ogląda podźgane, spalone i zmasakrowane trupy, to człowiek ma już serdecznie dość i bywa, że bliski jest obłędu.
„Stres wywoływany okropieństwami, jakie oglądaliśmy, bezduszny akt ich fotografowania, w końcu dopadł nas wszystkich. Ken budził się w środku nocy zlany potem, krzycząc. Joao zrobił się cichy, coraz bardziej zamknięty w sobie. Ja popadłem w głęboką depresję, z której wydobyłem się z trudem po latach. U Kevina skutki takiej pracy uwidoczniły się najbardziej (...) Zdawał się nie mieć w sobie żadnych barier, żadnych emocjonalnych granic – wszystko, co się z nim działo, przenikało go na wskroś i wylewało się na zewnątrz. (...) Joao, Ken i ja mieliśmy ustalone dyżury, podczas których trzeba było godzinami mówić do szlochającego Kevina, aż dał się uspokoić albo zasypiał z wyczerpania.”
Kevin Carter próbował się zabić po raz pierwszy łykając prochy. Nie udało się.
„Nigdy nie zapomnę momentu, kiedy musiałem znowu stanąć przed matką. Najtrudniejsze w samobójstwie jest przeżycie.”
I jeszcze:
„Doświadczam depresji i mam koszmary. Po tym, co widziałem, czuję się wyobcowany, oderwany od normalnych ludzi, również od własnej rodziny. Często nie potrafię nawiązać błahej rozmowy ani w niej uczestniczyć. Opada na mnie zasłona i jestem w ciemnościach, otoczony ponurymi widziadłami śmierci i krwi, w jakimś mrocznym miejscu zapomnianym przez Boga i ludzi.”
Pozostali czuli się podobnie.
Jakby tego było mało skończyła się niestety szczęśliwa passa członków Bractwa, przez którą momentami myśleli już nawet, że są nieśmiertelni. W kwietniu 1994 roku podczas zamieszek w Thokozie zginął od zabłąkanej kuli Ken Oosterbroeker, a Greg Marinovich został ciężko ranny:
Od tego wydarzenia nic nie jest już takie jak było przedtem. Bractwo idzie w rozsypkę. Marinovich dochodzi do siebie w szpitalu. Silva zamyka się w sobie jeszcze bardziej. Carter dowiaduje się o śmierci Kena, krótko po tym, kiedy akurat otrzymał nagrodę Pulitzera za słynne już zdjęcie z Sudanu, na którym na wychudzoną dziewczynkę patrzy wyczekująco wielki sęp. Cała radość z nagrody pryska jak bańka mydlana. Carter uważał Oosterbroekera za swojego duchowego brata bliźniaka. Nie może pogodzić się z jego śmiercią. Nadal pije i ćpa. Pogrąża się w rozpaczy. Dodatkowo dobijają go wyrzuty sumienia, że nie pomógł tej dziewczynce z Sudanu. Zrobił zdjęcie i poszedł dalej. W lipcu 1994 roku Carter po raz drugi próbuje się zabić. Tlenek węgla. Tym razem skutecznie. W liście pożegnalnym napisał:
„Jestem załamany. Bez telefonu, bez pieniędzy na czynsz i na alimenty. Prześladują mnie żywe obrazy zabitych i cierpiących, widok ciał, egzekucji, rannych dzieci. Odszedłem i jeśli będę miał szczęście, dołączę do Kena.”
Poza arcyciekawą i tragiczną historią członków Bractwa Bang Bang napisaną w niezwykle szczery sposób, mamy jeszcze bardzo dokładnie i szczegółowo przedstawioną sytuację polityczno-społeczną RPA z początku lat dziewięćdziesiątych. Dużo dowiemy się o realiach pracy reporterów wojennych. O ich bolączkach i dylematach. Wiele również o prawdziwej męskiej przyjaźni. Zdrowej rywalizacji, ale także o zwykłych ludzkich słabościach i nie tylko tych związanych z nałogami, ale także o takich wstydliwych uczuciach jak choćby zazdrość. Od tej książki naprawdę ciężko się oderwać. Jest wartko napisana. Połyka się ją ekspresem, mimo iż to naprawdę sroga pozycja. Przejmująca. A momentami nawet wzruszająca (śmierć Oosterbroekera i to co się działo po niej). Ale przede wszystkim zmuszająca czytelnika do myślenia o moralności. Co ja zrobiłbym w takim momencie? Pomógł czy robił zdjęcia? Czy pokazywanie światu okropnych zbrodnii, głodu i umierania, to właściwa profesja? Czy to tylko praca czy już misja? A jeżeli to misja, to czy oddanie się jej w zupełności, wystarczy? Czy poza fotografią, można zrobić coś jeszcze?
Na koniec jeszcze Greg Marinovich o Somalii gdzie na jego oczach umierały z głodu dzieci:
„Dobre zdjęcia. Tragedia i przemoc z pewnością tworzą mocne obrazy. Ale przy każdym takim ujęciu ściągany jest haracz: trochę tych emocji, wrażliwości i empatii, które sprawiają, że jesteśmy ludźmi, ginie przy każdym zwolnieniu migawki.”
PS. W 2010 roku, w Afganistanie Joao Silva wszedł na minę. Przeżył, ale stracił obie nogi. Tuż po eksplozji, leżąc na ziemi jeszcze trzykrotnie nacisnął spust migawki w swoim aparacie...
Literackie tropy: Patrick Chauvel „Reporter wojenny”, James Brabazon „Mój przyjaciel najemnik”, Anna Wojtacha „Kruchy lód” (o tej książce niebawem na blogu).
Inne tropy: Na podstawie książki nakręcono film pod tym samym tytułem. Nie oglądałem.