Książki. Nowości wydawnicze, pozycje starsze, które warto znać.
Podczas urlopu świąteczno-noworocznego spędzanego w domu rodzinnym, zrobiłem sobie sentymentalny przegląd biblioteczki z okresu gdy miałem, jak mniemam, jakieś 9-14 lat. Czyli tak już po pierwszych samodzielnych lekturach - Kubusiu Puchatku, Muminkach, Dzieciach z Bullerbyn, serii o Mikołajku Sempe i Gościnnego, Misiu Padingtonie i innych. Chodzi o okres kiedy byłem nastolatkiem i zaczynałem powoli i nieśmiało sam dobierać sobie pozycje do czytania.
Chcecie wiedzieć co czytali obecni blisko już czterdziestolatkowie? Co rozpalało głowy lubujących się w lekturze nastolatków na długo przed erą Harry Pottera, jakiś wampirów i innych? Przypomnieć sobie zapomnianych już autorów?
Poniżej moje literackie wspomnienie sprzed 25-30 lat zebrane w sześć bloków tematycznych:
1. Przygodówki obyczajowe i wojenne.
Po pierwsze trylogia Wiktora Zawady o wesołych urwisach z Zamościa z czasów hitlerowskiej okupacji – moje ówczesne mistrzostwo świata. Czytałem po kilka razy z wypiekami na twarzy. Na zdjęciu brakuje „Leśnej szkoły strzelca Kaktusa”, bo książka ta została przeze mnie zajechana na amen. Muszę to sobie jeszcze kiedyś przypomnieć!
Trochę podobne, bo również dziejące się w czasie II wojny światowej, przygody bliźniaków i harcerzy Jarka i Marka autorstwa Cezarego Leżeńskiego. Bardzo fajne. Był jeszcze „Jarek i Marek na tropie szpiega” oraz „Marek na wyspie nadziei”. Motyw harcerski to również Aleksander Kamiński ze swym „Antkiem Cwaniakiem”, który był swego rodzaju preludium do „Kamieni na szaniec” czy „Zośki i Parasola”.
I jeszcze trzech rodzimych klasyków przygodówki:
- Adam Bahdaj - na zdjęciu reprezentowany przez „Wakacje z duchami”, ale najważniejsza dla mnie była „Do przerwy 0:1” Genialne! Poza tym „Stawiam na Tolka Banana”, „Podróż za jeden uśmiech” ale także „Dan Drewer i Indianie”
- Kornel Makuszyński – „Szatan” wymiata.
- Zbigniew Nienacki – seria o Panu Samochodziku dosłownie wyrywała mnie i moich kolegów z czeskich tenisówek
Wielkim nieobecnym w tym bloku jest Edmund Nizurski, którego „Sposób na Alcybiadesa”, „Niewiarygodne przygody Marka Piegusa” i inne tytuły gdzieś mi zaginęły, a czytałem je namiętnie.
2. Juliusz Verne
Tu wszelaki komentarz jest zbędny. Mistrz nad mistrze. Moją ulubioną „Tajemniczą Wyspę” przeczytałem dobrych kilka razy.
3. Alfred Szklarski
Podobnie jak przy Verne. Nie ma co pisać. W tamtych czasach bohater serii Tomek, to był wzór i guru!
4. Przygodówki historyczno-marynistyczne
W tej materii niekwestionowanym mistrzem był dla mnie Szkot Robert Louis Stevenson – przede wszystkim jego „Porwany za młodu”, ale też „Wyspa skarbów”, „Czarna strzała” oraz kapitalny „Doktor Jekyll i Pan Hyde” (przerażające rysunki z wersji komiksowej tej powieści pamiętam do dziś).
James Fenimore Cooper to dla mnie „Czerwony Korsarz” i „Pilot” oraz, a może nawet przede wszystkim „Ostatni Mohikanin” – do dziś jeden z moich wujków zwraca się do mnie wyłącznie per Unkas ;)
Do dwójki zamieszczonych na zdjęciu najlepszych tytułów włosko-brytyjskiego pisarza Rafaela Sabatini’ego dodałbym jeszcze „Sokoła morskiego” – świetne historie, niezapomniany piracki klimat.
Pamiętam też do dziś „Okręt widmo” chyba mało znanego Fredericka Marryat’a – niezwykle wciągająca historia z elementami grozy. Za to Kiplinga chyba nikomu nie trzeba przedstawiać i przypominać.
5. Przygodówki spod znaku płaszcza i szpady oraz łuku
Robin Hood to chyba wiadomo, klasyka. Podobnie „Gavroche” Wiktora Hugo czyli fragment wielkiej powieści „Nędznicy” czy też „Przygody Don Kichota” w przystępny sposób przedstawione przez Wktora Woroszylskiego.
Paul Feval to taki mniejszy Dumas, o specjalizacji „płaszcz i szpada”, poza sfotografowanym „Kawalerem” czytałem jeszcze „Synowie markizy de Belcamp”. Natomiast „Kapitan Fracasse” Teofila Gautiera, to coś z gatunku powieści awanturniczo-romansowej.
6. Opowieści o Indianach i Dzikim Zachodzie
Karol May – czy poza nazwiskiem trzeba coś dodawać? Jego „Winnetou” wydawany w odcinkach, to w tej chwili niezła ciekawostka. A był jeszcze „Old Surehand”, „Old Shatterhand” czy “Czarny Mustang”.
George Owen Baxter czyli tak na prawdę Max Brand, to twórca powieściowych westernów – wydał ich kopę albo dwie.
Natomiast „Pochowaj me serce w Wounded Knee”, to rzecz dość poważna - nie powieść a bardziej dokument pełen faktów, zresztą sfilmowany.
W tym bloczku wielkich nieobecnych jest aż dwóch. Longin Jan Okoń ze swoją trylogią przygodowo-indiańską o wodzu Tecumsehu – fantastycznie się to czytało i to dobrych kilka razy. Pamiętam również bardzo dobrą „Płonącą prerię” tego autora.
Drugim jest Wiesław Wernic zwany "polskim Karolem Mayem". Wernic napisał kilkadziesiąt przygodówek o Dzikim Zachodzie, kompletu nie czytałem, ale pamiętam dobrze „Tropy wiodą przez prerię”, „Old Greya”, „Sierżanta konnej policji”, „W Nowej Fundlandii” czy „Wołanie dalekich wzgórz” Wszystkie te książki niestety gdzieś mi przepadły. Wielka szkoda.
Na koniec muszę jeszcze wymienić dwóch autorów z kompletnie różnych bajek: Arthur Conan Doyle i jego cykl o Sherlocku Holmesie oraz Robert E. Howard z cyklem o Conanie. Obu autorów i wspomniane cykle czytałem namiętnie.
Gdyby ktoś z Was chciał się podzielić swoimi lekturami z czasów nastoletnich, zapraszam do zamieszczania komentarzy.