Od dzisiaj uważam, że synonimem terapii trójlekowej, może być spokojnie hasło „kalejdoskop zdarzeń", albo "ruletka”. To miał być kolejny rutynowy piątek, standardowo i tradycyjnie miałem wolne w pracy, a kolejną pełną dawkę interferonu w lodówce.
Mirosław z Lublina, Lat 26 - absolwent administracji, obecnie pracownik biura projektowego. Pracuje i mieszka w Lublinie.
Korzystając z pięknej pogody, postanowiłem wybrać się na przejażdżkę rowerową do lasu, aby pooddychać świeżym powietrzem, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Dzwoniącym, ku mojemu zaskoczeniu, była Pani doktor z kliniki chorób zakaźnych z informacją, abym zgłosił się, w miarę możliwości, jak najszybciej do poradni.
Trochę się zestresowałem, nie planowałem wizyty na oddziale, gdyż miałem zrobić sobie zastrzyk interferonu samodzielnie.
Zjawiłem się jak najszybciej na oddziale. Na miejscu okazało się, iż wyniki mojej morfologii wykonanej tydzień wcześniej znacznie się pogorszyły. Nie czułem tego fizycznie, mentalnie, czy psychicznie, po prostu cyferki na karcie wyników były znacznie niższe niż standardowo. Wcześniej nie miałem z nią żadnych przygód, tym bardziej słabsze wyniki są dla mnie zaskoczeniem i pytaniem co się dzieje i jakie będzie to miało skutki dla terapii.
Jak coś będę wiedział dam znać… Czekam na interpretację.