Mirosław z Lublina, Lat 26 - absolwent administracji, obecnie pracownik biura projektowego. Pracuje i mieszka w Lublinie.
Nasuwa się pytanie o definicję "przyjacielstwa". Jedni uważają, że prawdziwa przyjaźń nie istnieje i zawsze podyktowana jest czynnikami zewnętrznymi (potrzebami, pieniędzmi, modą), inni traktują przyjaciół jeszcze bliżej niż rodzinę.
Osobiście, u mnie sprawdziło się powiedzenie niedźwiedzie „prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie”. Przyjąłem rozwiązanie – mówić tylko i wyłącznie najbliższym. W przypadku kilku osób spotkałem się z ciepłym, miłym, bogatym wsparciem. Nie było im prosto pogodzić się z chorobą, zmianą planów, jednak okazały się na tyle dorosłe i odpowiedzialne, że nie odsunęły się ode mnie.
Największy zawód spotkał mnie ze strony bliskiego przyjaciela, który jak czas pokazał, był tylko i wyłącznie dobrym przyjacielem na spędzanie wolnego czasu, wyjazdy, imprezy, a nie był w stanie wspomóc mnie w chorobie. Pytanie czy ja takiej pomocy oczekiwałem? Osobiście uważam, że nie. O zakończeniu przyjaźni zadecydowały tak naprawdę niewinne żarty o chorobie. Jeżeli ktoś nagle zaczyna żartować z jednego tematu, przestaje być to miłe i zabawne…
Jak Wasze doświadczenia w rozmawianiu o chorobie z przyjaciółmi?