Ona do niego: Zerwij pęta; odepchnij niewolę nikczemną; odważ się i jedź ze mną, odważ się być ze mną…*
On do niej: ( )**
I nie ma najmniejszego sensu tępe wgapianie się w monitor komputera i wciskanie klawisza F5. Odśwież, odśwież. Odpowiedział, nie odpowiedział? Nie ma co odświeżać; jeżeli facet nie pisze, znaczy nie pisze, kres koniec kropka finał - jak w wierszu „Meblościanka” Szymborskiej. I ona myśli sobie, nie napiszę już do niego, przynajmniej nie pierwsza; obiecuje to sobie solennie, jak miliony innych dziewcząt obiecywało sobie przed nią solennie i będzie obiecywało sobie po niej. Równie solennie.
"proza kobieca, ironiczna i autoironiczna, z poczuciem humoru, ale i odrobiną rozpaczy, fabularyzowane felietony, felietonizowane fabuły, w odcinkach, w docinkach – to twój żywioł" - rzekł znajomy literaturoznawca. piszę więc. piszę, gdyż pisanie, poza gotowaniem i bieganiem, to pasja.
Nie widziała go już od miesiąca. Niby nie jest bledsza, bardziej śpiąca, ani bardziej milcząca, chociaż wydawało jej się, że on jest dla niej powietrzem. Nie widziała go, ponieważ ją olał; przepraszam za niezbyt literacką frazę. Rzucił ją tak jakoś bezsłownie i bezwyjaśniająco; nie było pogadanki w zaciszu meblościanki, mężczyźni przecież nie lubią rozmawiać a co dopiero wyjaśniać.
Odegrała więc sama przed sobą teatrzyk okolicznościowy – najpierw się spijała, potem się głodziła, potem zjadła trzy litry lodów, by następnie unieść się resztką honoru i wykasować kontakt. Skasowała numer telefonu, wyczyściła skrzynkę mejlową, spaliła listy i zdjęcia; oskarowa rola. Jeśli nie dzwoni, nie pisze, nie odpowiada, ignoruje – znaczy, że nie chce (jej nie chce) – tysiące filmów i książek na potwierdzenie tej teorii.
A gdy mężczyzna nie chce, nie okazuje zainteresowania, lekceważy, należy mężczyznę zwyczajnie i po prostu olać zwrotnie. Proste.
Proste, ale czy wykonalne? A może raczej należałoby spytać – wykonyWANE?
A potem nagle po kilku miesiącach ciszy, ni stąd ni zowąd ów mężczyzna pyta czy by nie zjadła z nim obiadu. Nie to nawet, że ZAPRASZA; pyta czy nie zje z nim obiadu; ESEMESEM. I nie ważne, że to ma być za pół godziny.
Wiedziała, że nie trzeba tam iść, ale poszła, no oczywiście. Pstryknął palcami a ona pobiegła. Dlaczego, skoro nie odzywał się, lekceważył jej wzdychanie do niego wirtualne, jej nędzne mejlowe zakochanie ignorował przez długi czas. Ona rzuca wszystko i jedzie. Na jego jedno „pstryk pstryk”.
Głupota, naiwność, narzucanie się, a który facet lubi, gdy się mu kobieta narzuca, gdy ma ją na każde gwizdnięcie, żaden. A przecież do cholery, tata uczył; uczył, prawda!? Mówił, kładł do głowy. Bądź księżniczką, pamiętaj; mówił.
On by nie przyjechał przecież, gdyby zaprosiła go na cokolwiek (choć czemu miałaby zapraszać skoro wie, że jej nie chce). Taka prosta prawda. Natomiast ona rzuca wszystko i biegnie na zawołanie, nie jest księżniczką, na nic mądrości taty, wszystko bez sensu.
„Gubi kapcie” – jak mawiała moja matka, kiedy udawałam, że wcale nie czekam niczym na rozżarzonych węglach na telefon od chłopaka. I że wcale natychmiast nie pędzę niczym struś pędziwiatr gdy tylko on zadzwoni i powie „chodź”. Natychmiast. BO MIAŁ AKURAT CZAS. Albo jechałam z Warszawy do Zakopanego i z powrotem tego samego dnia, tylko po to aby odwiedzić chorego chłopca w szpitalu, bo jęczał, że go nikt nie odwiedza. Chociaż kiedy był zdrowy to niezbyt często się odzywał, nie pisał, nie dzwonił, nie mówiąc o tym, że nie przyjeżdżał, bo przecież z Zakopanego do Warszawy daleko.
Podobne sytuacje przytrafiły się na pewno tobie, mnie czy JEJ; nie ważne, a przecież ty, ona i ja mamy swoją godność.
Mam poczucie własnej wartości, nie jestem ani głupia, ani brzydka; żaden ze mnie „nieudacznik”. A jednak jak się człowiek zakocha to po prostu rozum traci, nie wiem jak to tłumaczyć, nie wiem jak się tłumaczyć. I nie tylko ja taka głupia przecież, bo miliony innych dziewcząt obiecywało sobie przede mną solennie i będzie obiecywało sobie po mnie. Równie solennie.
A tu tatuś z tym swoim nieustannym „bądź księżniczką”…
Żadna ze mnie feministka, ale dlaczego większość z nas, dziewczyn, kobiet, „gubi kapcie” na jedno skinienie faceta. Co z tą godnością osobistą, dlaczego umieramy z miłości i dajemy się wodzić za nos, manipulować i olewać, a potem gdy się „panu” odmieni – biegniemy znów ochoczo wymachując warkoczykami. Wpatrujemy się w telefony, komputery, podskakujemy na dźwięk dzwonków, i „gdy tylko” to jesteśmy gotowe nawet kontynenty przemierzać „bo on tam czeka”. Jakoś nie zauważyłam żeby moi koledzy hipnotyzowali telefony i biegli natychmiast gdy dziewczynie się zachce spotkania. Nie wiem jakie dać podsumowanie, nie mam podsumowania, wkurzyłam się.
Czy to jest może typowo kobieca cecha, to „gubienie kapci”? Czy wraz z rewolucją przemysłową przestałyśmy być księżniczkami? Ale czy kiedyś nimi byłyśmy (prócz tych prawdziwych księżniczek rzecz jasna), czy to tylko wyobrażenia i marzenia naszych tatusiów (my, córeczki niedostępne, nieprzystępne i z godnością czekające, broń boże nie „wyczekujące”!), a mit o niedostępnej Firosecie machającej chusteczką z wieży zamkowej z rzeczywistością nie ma nic wspólnego (w przenośni oczywiście, w przenośni). Inna zupełnie sprawa, czy są rycerze na białych koniach…
Czytam dziennik udostępniony mi przez moją mamę sprzed trzydziestu lat, gdy ona sama miała około trzydziestki. Zgroza, panie. „Umierała”; czekała i była na jedno zawołanie, skinięcie i gwizdnięcie nawet; to niestety ojcu zostało i gwiżdże czasem na matkę, co doprowadza mnie do szewskiej pasji i jedynie utwierdza w przekonaniu, że kobiety jednak w większości to takie „szarik, do wozu”.
Czy tylko i jedynie KOCHAJĄCE kobiety? Czy potrzeba do „szarikowego” zachowania naprawdę wielkiej miłości? No nie, bo przecież gdy miałam te siedemnaście lat i czekałam jak na gwoździach na telefon to nie kochałam szaleńczo (a może już nie pamiętam, to przecież było wieki temu)
A tatuś mówił, kładł do głowy, „bądź księżniczką”. No i co. I jak to się ma, do rzeczywistości. Jak to się ma do ciebie, wpatrzonej w ekran telefonu, sprawdzającej esemesy co pięć sekund, podnoszącej słuchawkę, czy telefon aby na pewno działa, zaklinającej dzwonek i biegnącej w podskokach GDY TYLKO ON, nawet jeśli wcześniej ignorował, nie odpisywał, nie odpowiadał, lekceważył…
- Ale najciekawsze będą reakcje; bo ja na serio nie wiem czy tylko ty tak masz (i okolice), czy WY to znaczy ONE tak mają w statystycznej większości. Ciekawe! Wy kobiety to jednak inne jesteście. - Tę Amerykę odkrył mój przyjaciel, gdy przesłałam mu tekst przed wrzuceniem na bloga.
Tak więc wspólnie czekamy na reakcje.