Reklama nowego zapachu Toma Forda... naga kobieta, z doskonałym ciałem, czerwonymi, długimi paznokciami, trzymająca w wydepilowanym kroczu buteleczkę perfum... wciąż nie mogę otrząsnąć się z szoku. Co ma znaczyć ten nowatorski pomysł? Czy główną nutą w perfumach jest zapach krocza? Czy też użycie tych perfum jest kluczem do tego krocza? Czy też jeszcze coś innego, lecz na pewno związanego z damskim kroczem?
I kim jest ta pani? Towarem do sprzedania, czy raczej dodatkiem do zakupionych perfum? Na jasnej zasadzie - kupisz ten zapach, a taka laska z rozłożonymi nogami będzie twoja gościu...
Reklama ta została mocno oprotestowana przez środowiska kobiece, wzbudziła oburzenie, obrzydzenie i pewnie wiele innych negatywnych emocji ubranych w nienadające się do publikacji słowa. Swoich własnych przemyśleń też nie opiszę tak, jakbym chciała, ze względu na kulturę językową.
Zastanawiam się coraz mocniej, kim, a raczej czym stała się kobieta tak zwanego Zachodu - wolną zupełnie i wyzwoloną istotą, szanowaną przez mężczyzn, zdobywającą stanowiska ze względu na wiedzę i kompetencje zawodowe, równouprawnioną i poważaną? Niestety, oglądając podobne reklamy (a jest ich wiele, nie tylko tego jakże oryginalnego projektanta), utwierdzam się w przekonaniu, że my, jako kobiety w zachodnim świecie wciąż stanowimy towar, niekiedy nawet mniej, bo dodatek do towaru. Kobiece ciało jest ciągle, mimo wielu prób obrony, najlepszym wabikiem sprzedającym wszystko - od perfum, przez opony samochodowe, aż do ogólnych reklam sieci handlowych. Zawsze doskonałe, wypięte w odpowiednim miejscu... to jest w cenie, to się liczy. Mężczyźni komentują w dość prymitywny sposób zdjęcia, reklamy lub po prostu pojawiające się w ich towarzystwie atrakcyjnie wyglądające kobiety. Atrakcyjnie - to pojęcie względne, bo rozciąga się od pięknej, zgrabnej i eleganckiej intelektualistki, poprzez różne pośrednie formy, aż do wyuzdanej tandetnej panienki. Wszystko zależy od środowiska i poziomu towarzystwa, jednak na każdym z tych poziomów zjawisko takie istnieje i od zawsze istniało.
Fajna dupcia, niezła laska, gorąca lala... kombinacje można tworzyć dowolnie... Coraz więcej kobiet oburza się na podobne określenia, buntuje się przeciwko postrzeganiu ich jako obiekty seksualne. Jednak jest ogromna grupa tychże "laseczek", które takimi chcą pozostać. Chcą być pociągające, chcą być przedmiotowo traktowane, nie uznając tego za żadne zło. Nie oznacza to, że zachodnie kobiety, które chcą być oceniane za swoje dokonania, wiedzę, rzetelność, kompetencje i cechy charakteru, nagle powinny skryć się pod zasłonami. Oznacza to jedynie, że nie jest im łatwo przeforsować pragnienia niebycia przedmiotem a jednocześnie pozostawania wciąż "wolną" pod względem ubioru. Bo jeśli zgrabna babka założy obcisłe spodnie i mocno wydekoltowaną bluzkę, stanie się w oczach wielu gorącą laseczką. Nawet, jeśli wcale tego nie chce.
Za wolnością, na którą większość znanych mi osób powołuje się w kontekście porównania kultury zachodniej ze światem islamu, stoi również wymóg bycia atrakcyjnym. Czy to rzeczywiście jest wolność? Absolutnie nie, ale jest to rzeczywistość. Już od lutego w prasie kobiecej krzyczą nagłówki: "Jak nie wstydzić się wyjść na plażę - wymodeluj swoją pupę", "Pozbądź się cellulitu i pokaż swoje nogi". Oprócz tego kwitnie fintesowy biznes. Dobrze, jeśli sportowy styl życia podyktowany jest potrzebą i niesie ze sobą zdrowie, a świetną sylwetkę jako miły dodatek. Gorzej, jeśli jest przymusem, bo tak robią wszyscy. Bo trzeba ćwiczyć. I to koniecznie na siłowni. Ba, trzeba najpierw dobrze wyglądać, żeby w ogóle iść na siłownię i nie najeść się wstydu.
Brzuchy po ciążach stały się obsesją wielu kobiet, to samo dotyczy zmiany w wyglądzie piersi po karmieniu. Koleżanki prześcigają się wzajemnie w dietach, w ocenie rezultatów. Kiedy trzeba się odsłonić, wiele z nich przeżywa prawdziwy stres. Bo gdzieś tam jeszcze marszczy się niesforne udo, a nawis nad blizną po cesarce nie chce się upchnąć w żaden bezinwazyjny sposób.
Nie ma też mowy o zakryciu się, bo rozbieranie się jest w modzie. Kiedy któraś z kobiet nie chce chodzić latem w krótkich ubraniach, jest wciąż złośliwie pytana, czy jej nie gorąco i czemu tak się zakrywa. Jeśli natomiast wywali bezceremonialnie swoje pociążowe, lub w inny sposób przysposobione nadmiary, natychmiast jest krytykowana. Bo się nie odchudza, bo się tego nie wstydzi. Zachód żyje pod ogromną i ciągłą presją cielesności. Cielesności publicznej, kiedy ciało danej osoby jest własnością wszystkich. Każdy może je ocenić, skrytykować, wyśmiać, czy w rubaszny lecz uroczy - jego zdaniem - sposób pochwalić. Również ta swoboda, za którą tak krzyczą przeciwnicy islamu, staje się rzekomym powodem gwałtów, bo stanowi prowokację dla sprawcy. Lecz nie prowokować się nie da, skoro trzeba się wciąż dobrze prezentować. Więc jak to w końcu jest?
Kiedy umieściłam na swoim facebookowym profilu zdjęcie z zimowej wizyty w Polsce, na którym byłam ubrana w beret a nie w chustę, jedna z osób napisała mi w komentarzach - "wreszcie wyglądasz jak prawdziwa kobieta". Moja reakcja ograniczyła się do kilku szybkich czynności technicznych - najechanie na daną osobę i zablokowanie jej tak, aby nie mogła nie tylko komentować, ale nawet oglądać mojego profilu.
Co oznacza wyglądać "jak prawdziwa kobieta" i kto ma prawo to oceniać? Właśnie w kulturze wolności okazuje się to bardzo zagadkowe. Przecież wolna kobieta powinna sama decydować o tym jak ma wyglądać, a tymczasem to inni decydują lub wręcz wymuszają określone rodzaje ubrań i prezentowania się. Tak, aby wszyscy mogli sobie popatrzeć, podziwiać, zazdrościć, krytykować lub wyśmiewać.
W islamie natomiast, ta "biedna i uciemiężona kobieta, zakutana od stóp do głów niewolnica" nie musi prezentować swoich wdzięków na życzenie każdej napotkanej osoby. Może swobodnie nosić zwisający po kilku ciążach brzuch, nie musi obawiać się najbliższego lata, już od zimy marząc żeby była jesień. Bo jeśli pójdzie na plażę, to pójdzie w burkini. I nie będzie narzekać, że oto jej mąż kąpie się w spodenkach, a ona w swoim muzułmańskim kostiumie. Ona będzie się cieszyć, że nikt do tego nieuprawniony nie ogląda jej i nie ocenia.
Oczywiście, słyszę mnóstwo komentarzy, że mąż takiej kobiety to jej właściciel. Tymczasem, idąc tym tropem, na Zachodzie każda kobieta ma wielu właścicieli, jeśli przeanalizuje się zachowanie mężczyzn i samych kobiet, często wręcz dumnych z uprzedmiotowiania ich. Dlaczego tak się dzieje? Dlatego, że wciąż mężczyzna i jego zdanie są wyznacznikiem statusu wielu kobiet. Wciąż wielu mężczyzn rości sobie prawo do oceniania płci przeciwnej pod względem atrakcyjności. Choćby nie wiem jak daleko posunęła się nauka, technika, kultura, ten jeden aspekt życia najtrudniej zmienić.
Nie ma też mowy o wykorzystaniu w reklamie nagiej kobiety, tym bardziej trzymającej buteleczkę perfum w kroczu. Ani o błyskotliwym chwycie marketingowym ze zsuniętymi do kolan zgrabnych nóg damskimi majtkami – "spuszczamy ceny zawodowo" (wciąż pamiętam ten wielki billboard na budynku w centrum Warszawy). Jedyne, co jest tu, w Egipcie normalne, choć zupełnie dla mnie zadziwiające, to taniec brzucha. Stanowi swoiste zderzenie się konserwatywnej mentalności z ryczącym erotyzmem. Ale jest to jedyny wyjątek. Wiele osób też jest przeciwnych temu rodzajowi sztuki.
Nagrany jakiś czas temu teledysk, krążący do tej pory w telefonach komórkowych, zakończył się aresztowaniem jego gwiazdy na 3 lata, a pomysłodawca i gwiazdor występujący obok wyżej wymienionej kobiety uciekł za granicę, aby uniknąć więzienia. Na teledysku tym, na tle niezbyt skomplikowanego i mało błyskotliwego tekstu oraz luźnej muzyki, wciąż dyndają wielkie piersi seksownej lali, z sutkami ledwo co zakrytymi, bo dekolt zdołał się jakoś o nie zahaczyć. Kobieta ta ma niezwykle głupią i naiwną minę, wyraźnie sugerującą, że bycie poklepywaną i bujanie wdziękami jest rolą jej życia. Oczywiście więzienie to skrajność, jednak takie jest w tym kraju prawo i nie ma przyzwolenia na publiczne wykorzystanie ciała, czy to kobiecego, czy to męskiego.
Oceniając kontrast pomiędzy funkcjonowaniem w ubraniu muzułmańskim a zupełnie swobodnym zachodnim, zdecydowanie zauważam korzyści dla tego pierwszego. Idąc po egipskiej ulicy, szczególnie w Kairze czy Mahalli, nie byłam nigdy narażona na słowne zaczepki czy próby molestowania, co niestety zdarzało się w Sharm el Sheikh, ze względu na pewne rozpasanie przyjeżdżających tam do pracy młodych Egipcjan, pijanych wręcz od widoku golizny. Na przeciętnej arabskiej ulicy zakryta kobieta to świętość - raczej usłyszy się od nastolatków tradycyjne ya mama (mówione do nieznajomych kobiet) lub hagga (tradycyjnie określające muzułmankę, która odbyła pielgrzymkę hadżdż), niż "ej laska" czy jakieś głupkowate gwizdy. Zaczepianie kobiet jest też piętnowane przez lokalne społeczeństwo - wystarczy głośniej zwrócić uwagę ewentualnemu amantowi, żeby uruchomić grupę szybkiego reagowania, składającą się po prostu z przechodniów. A tych nigdy nie brakuje.
Oczywiście zbyt roznegliżowana kobieta na arabskich ulicach może wzbudzić oburzenie i narazić się nie tylko na zaczepki, ale przede wszystkim na ostrą reprymendę. Natomiast w zachodnim świecie, czy ubrana czy rozebrana, zawsze będzie na widelcu. Jeśli założy latem długie rękawy, o chustce na głowie nie wspominając, będzie wytykana palcem, bo muzułmanka, a pewnie i nieraz oberwie jej się od jakiegoś elokwentnego strażnika europejskiej kultury. Jeśli zaś wyjdzie ubrana skąpo - też się będą gapić, cmokać i komentować. Bo mężczyźni uważają, że takie mają prawo. Mają prawo patrzeć, oceniać i głośno swoje emocje wyrażać. W świecie muzułmańskim natomiast prawo takie zostaje im odebrane wraz z zakryciem się kobiety. I cokolwiek nie zostałoby powiedziane o odruchu obronnym, a nie wolności, nie wymaże to faktu, że na Zachodzie mężczyznom w żaden sposób nie odbiera się prawa do kobiecego ciała.
Natomiast seksualność sama w sobie nie jest w islamie tematem tabu. Wystarczy przejść się po ulicach, żeby zobaczyć sklepy z mocno erotyczną bielizną, a nawet akcesoriami, nie takimi jednak, jakie są dostępne w innych krajach, chociaż ostatnio czytałam o powstających w Kairze sklepach wyspecjalizowanych w tym temacie. Nikt nie kryje się z kupowaniem wyjątkowo śmiałych nocnych koszulek czy majtek z wymyślnymi ozdobami. Jednak ta sfera intymnego życia zarezerwowana jest, według obowiązującej tu tradycji, wyłącznie dla małżonków.
Oczywiście zmorą muzułmańskich krajów, a szczególnie niestety Egiptu, w którym żyję, jest obrzezanie kobiet. Jednak jest to zupełnie inny i wymagający osobnego omówienia temat, opisany już przeze mnie dość obszernie w książce „Księżyc zza nikabu”. I w tej kwestii akurat same kobiety są strażniczkami tej przerażającej, niewynikającej zupełnie z islamu tradycji. Zdarzają się też akty molestowania seksualnego, gwałty i inne formy przemocy wobec kobiet. Jednak są to, jak w każdym przypadku i w każdym innym kraju, akty przestępcze, często niezwiązane z kulturą danego obszaru.
Opisuję tylko i wyłącznie swoje doświadczenia i obserwacje. Zdążyłam przez prawie 6 lat mieszkania w Egipcie, tym turystycznym i tym prawdziwym, wyrobić sobie zdanie na temat życia kobiety tu, w samym środku islamu i porównać je do życia w centrum "ucywilizowanej części świata". Staram się być obiektywna, zbierać informację nie tylko z mediów, ale przede wszystkim od ludzi. Słuchać tego, co mówią tutejsze kobiety. Obserwować zachowania ludzi. I z pełnym przekonaniem obstaję za swobodą, jaką daje kobiecie muzułmański ubiór, wcale nie ograniczając jej upodobań do bycia modną. Nie jestem też w żaden sposób przeciwna osobom śmielej odkrywającym swoje wdzięki. Jestem natomiast zdecydowanie przeciwna uprzedmiotowianiu kobiet i dowolnego używania ich ciała , co na Zachodzie jest normą. Niestety.