Od kilku lat temat apostazji jest na topie – modne wręcz stało się bycie apostatą czy apostatką. Ten, kto tego dokonał, budzi powszechny podziw i „szacun„ pewnych środowisk. I słusznie. Nie to, żebym była nieskromna i sama się podziwu domagała, ani nawet nie to, że jestem przeciwniczką Kościoła Rzymsko-Katolickiego, bo nie jestem. Jestem muzułmanką.....
Jestem muzułmanką, dlatego uważam, że powód mojego wystąpienia ze wspólnoty wiernych jest jak najbardziej uzasadniony i wręcz wskazany. Tak samo jest z osobami, które przyjęły jakiekolwiek inne wyznanie, albo po prostu są ateistami. Powinno się to robić, powinno się oficjalnie i otwarcie dokonywać aktu apostazji, jeśli rzeczywiście czuje się, że wszelkie więzi z kościołem, mimo przyjętego w nieświadomości chrztu, zostały zerwane.
Niestety, wciąż, mimo postępującej świadomości i coraz większych wolnościowych przekonań, bardzo mało osób rezygnuje z członkostwa w Kościele Katolickim. Sama znam wiele takich osób, które pozostają w rejestrach kościelnych ze względu na rodziców, otoczenie, sąsiadów, księdza, oraz z wielu innych, być może nieznanych mi powodów. Jeszcze inni rezygnują zanim zaczną, naczytawszy się na forach o utrudnieniach i rzekomej „niezmywalności„ chrztu świętego. Ja postanowiłam jednak, wiedząc, że będzie pod górkę, wypisać się ze wspólnoty. Bez cienia pogardy czy chęci uzyskania satysfakcji, lecz po prostu dla porządku.
Jestem muzułmanką, a nie katoliczką i chcę, aby oficjalnie usunięto mnie z listy katolików w Polsce. Nie wiem, czy, i w jaki sposób, ktoś analizuje statystyki, czy ktoś je w ogóle robi. Jedno wiem na pewno – kościół, powołując się na katolicką Polskę, propaguje zgodne z naukami kościoła, a nawet daleko poza nie wykraczające idee, które miałyby być wyznacznikami i zasadami moralnymi, etycznymi, obyczajowymi i światopoglądowymi dla wszystkich Polek i Polaków bez wyjątku. No bo dlaczego miałoby być inaczej, skoro wciąż księgi chrztów potwierdzają przynależność ateistów czy też innych antychrystów (w tym mnie do niedawna) do wspólnoty wiernych?
Zanim wreszcie zaczęłam „chodzić” za załatwieniem swojej apostazji, przeczytałam wszystko na stronie apostazja.pl. Gdyby nie zawarte tam treści i mailowy kontakt z panem prowadzącym portal, dałabym się wprowadzić w błąd, o jakim wyraźnie pisano na wyżej wymienionej stronie. A mianowicie, ksiądz próbował mnie przekonać, że skoro wyznałam inną wiarę, to automatycznie jestem objęta ekskomuniką. Jest to oczywiście bzdura, lecz duchowny nie chciał ułatwić mi dokonania apostazji, gdyż próbował wmówić, iż wypis z księgi chrztu z dokonanym wpisem o apostazji jest mi potrzebny tylko do czynności prawnych. To kolejna bzdura. Do takiego zaświadczenia ma prawo każda osoba, która złożyła oficjalny akt apostazji i chciałaby mieć na to dokument. Kiedy upierałam się przy swoim, ksiądz proboszcz (parafia mojego chrztu w rodzinnym mieście) zadzwonił do kurii, aby poradzić się w tej sprawie kogoś bardziej kompetentnego. Ów bardziej kompetentny ksiądz udzielił swojemu koledze wskazówek, które niezwłocznie miały zostać mi przekazane. I zostały, dość chłodnym tonem, który zapewne odstrasza wielu próbujących się wypisać grzeszników, zaganiając ich natychmiast do spowiedzi. Ba, myślę, że często strach przed księdzem nie doprowadzi nawet takiego delikwenta do kancelarii.
Chociaż sama procedura została mocno uproszczona i nie trzeba już ani mieć dwóch świadków ani podawać powodu odejścia z kościoła, poproszono mnie o zaświadczenie przyjęcia islamu. Zrobiłam to bez wahania, ponieważ wiedziałam, że wzbudzi ono w naszej lokalnej kurii niezły zamęt. Księża, szczególnie ci starsi, pracujący w parafiach całymi latami, nie mają prawie żadnej wiedzy dotyczącej innych religii monoteistycznych, co moim zdaniem jest bardzo dużym brakiem edukacyjnym wyniesionym, a właściwie nie wyniesionym z seminarium, gdzie się kształcą. Usłyszałam kilkakrotnie z ust proboszcza, rzucone mimochodem, że wyrzekłam się wiary w Boga. Nie reagowałam na to, gdyż nie miałam ochoty na teologiczne dysputy, jednak powitałam i pożegnałam duchownego zwyczajowym „Szczęść Boże„ , a on odpowiedział mi tym samym. Kiedy wydawał mi świadectwo chrztu, dość cicho, ale chyba kąśliwie powiedział, że gdyby moi dziadkowie (dobrze znani i szanowani w parafii) dożyli tego momentu, byłoby to dla nich wielką niespodzianką. Pomyślałam sobie, że być może, ale skąd u księdza taka pewność…
Zgodnie ze wskazówkami z kurii, udałam się do kancelarii w parafii mojej mamy (moje chwilowe miejsce zamieszkania)- z wydrukowanym ze strony apostazja.pl i wypełnionym wnioskiem, świadectwem chrztu, dowodem osobistym oraz przetłumaczonym na język polski zaświadczeniem o przyjęciu islamu.
Warto tu zaznaczyć, że w tłumaczeniu tym nie było ani razu wymienione słowo „Allah”, lecz po prostu Bóg. Tak właśnie powinno się tłumaczyć to słowo, bo takie jest jego arabskie znaczenie. Ten mały z pozoru szczegół może zakłuć w oczy tych, którzy twierdzą, że muzułmanie wierzą w innego Boga. Jednak kolejny raz nadmienię, że nie chce mi się już prowadzić na ten temat teologicznych dyskusji, a nawet nie czuję się do nich uprawniona, ani wystarczająco kompetentna. Zawsze można czerpać potrzebną wiedzę z dobrych źródeł, dostępnych obecnie na szeroka skalę i dla wszystkich.
Tego dnia w kancelarii nie było proboszcza, a przyjmujący mnie wikary był zupełnie inny od tego z parafii chrztu. Powiedział, że przedstawi wszystko księdzu M., a ten zadzwoni do mnie, jak tylko ustali szczegóły. Tak też się stało. Ksiądz M. zadzwonił do mnie następnego dnia rano i przedstawił krótko procedurę, jak się okazało, we właściwy sposób. Specjalnie dla mnie przyszedł do kancelarii następnego dnia rano, ponieważ był to mój ostatni dzień pobytu w rodzinnym mieście. Przyjął wszystkie dokumenty, rzeczowo i profesjonalnie, bez żadnych komentarzy czy ocen zapytał, czy jestem świadoma dokonywanego aktu apostazji i jego konsekwencji (wymienił je zwięźle). Przyjął moje oświadczenie i powiedział, że opieczętowane prześle do kurii, skąd zostanie po potwierdzeniu przesłane do parafii chrztu, gdzie proboszcz dokona odpowiedniego wpisu w księdze chrztów. Zaznaczam, w księdze chrztów, nie w księdze parafialnej!
Ksiądz zapytał również, czy miałabym ochotę wejść na chwilę do kościoła, więc weszłam. Rozmawialiśmy również o powodach zmiany mojego wyznania, i muszę przyznać, że czułam się wyjątkowo komfortowo i spokojnie. Proboszcz nie oceniał, nie piętnował, ani nie próbował nakłonić do przemyślenia sprawy jeszcze raz. Z czystej ciekawości zapytał, jak wyglądało samo przyjęcie islamu i dlaczego się na to zdecydowałam. Rozmawialiśmy też o mieszanych małżeństwach i świętokradczych sakramentach, np. chrztach dokonywanych potajemnie przez chrześcijanki, mające muzułmańskie dzieci. (Warto wiedzieć, że chrzest taki jest nieważny).
Duchowny powiedział też, że rano modlił się za mnie, co wcale mnie nie rozśmieszyło, ani też nie wzbudziło litości. Było to po prostu miłe i uważam, że zachowanie tego księdza, pełniącego taką właśnie funkcję, było nadzwyczaj wyważone i na poziomie.
Na koniec rozmowy napomknęłam, że jestem fanką średniowiecznych kryminałów, więc tak czy inaczej, jestem blisko kościelnych murów. Okazało się, że ksiądz interesuje się św. Wojciechem i wygłaszał homilie w oparciu o jego życie, ja natomiast właśnie zabierałam się do lektury ciekawej książki o św. Wojciechu i początkach Polski. Pożegnanie było zwyczajnie miłe i kulturalne – obustronnie wypowiedziane „Szczęść Boże” było chyba naprawdę szczere. Nie wiem, jak jest w przypadku apostatów ateistów, jak zachowują się księża, jednak myślę, że dla naszych polskich duchownych powód apostazji nie ma znaczenia – o ich zachowaniu zawsze zdecyduje człowieczeństwo i kultura osobista.
Tak oto stałam się apostatką.
Nie oskarżałam o nic kościoła, nie wdawałam się w zbędną dyskusję na temat prawa do aborcji czy zapłodnienia in-vitro. Uważam, że w tych kwestiach przekonywanie duchownych nie ma sensu, raczej należy zaangażować się w walkę o te prawa, a także o inne, które za pośrednictwem władzy państwowej kościół chce ludziom odebrać.
Podsumowując, myślę, że gdybym nie przyjęła islamu, który jest dla mnie znacznie prostszą religią i ujednolica moje życie rodzinne, chyba i tak dokonałabym apostazji, chociaż jestem osobą wierzącą. Dlatego, że stanowczo sprzeciwiam się działaniom i metodom indoktrynacji mającym miejsce obecnie w polskim kościele. I naprawdę nie obchodziłoby mnie i nie obchodzi teraz, co pomyślał proboszcz w parafii mojej mamy czy też ten, których chował do grobu moich dziadków. Poprzedni kierownik parafii mamy i tak nie zawsze trafiał na kolędę, czyli wizytę duszpasterską, a jak już trafił, był zniesmaczony buddyjskimi pamiątkami z podróży i wyraził nadzieję, że przy kolejnej kolędzie wystrój domu będzie bardziej katolicki. No….. nie jest, bo do wizerunków Buddy i figurek Ganeshy dołączył teraz mój modlitewny dywanik. Ale myślę, że już najwyższa pora, aby przestać bać się kościelnej władzy – nawet jeśli „jeszcze nie”, to już od dawna nie palą na stosach niewiernych i heretyków.
Zapraszam także do lektury książki o współczesnym Egipcie pt. "Księżyc zza nikabu", której jestem współautorką oraz bloga www.polskamuzulmanka.blog.pl