Wszystkich strofuje i poucza. „Wymądrza się i wszystko wie najlepiej”. Komentuje i ocenia z pozycji belfra. Dla jednych jest wychowawczą wyrocznią, innych drażni autorytarnymi sądami i bezwzględną krytyką polskich rodziców.
Moda to dla mnie zjawisko z pogranicza psychologii i antropologii kultury. Ulegamy jej nieświadomie ale także ją współtworzymy. Sprawia nam przyjemność ale bywa też niebezpieczna
Mnie też Dorota Zawadzka czasami irytowała. Przez Nią czułam się gorszą matką. Miałam wrażenie, że wytyka kobietom błędy bez cienia empatii dla ich emocji i problemów. Deprecjonuje rodziców w oczach dzieci. I jeszcze ta Jej internetowa nadaktywność…
W zeszłym tygodniu sięgnęłam po książkę: „ Dorota Zawadzka. Jak zostałam nianią Polaków”. Bez większego przekonania czytałam pierwsze strony. Widziałam brawurowe uniki przed odpowiedziami. W kilku kwestiach aż roiło się od podręcznikowych „zaprzeczeń”, „wyparć” i „racjonalizacji”. Aż do momentu, kiedy Superniania zaczęła mówić o traumie ze swojego dzieciństwa. Pokazała nieznaną dotąd twarz przerażonego i osamotnionego dziecka, w momencie śmierci najbliższej osoby.
Zaprosiłam Dorotę Zawadzką do mojego programu, bo chciałam poznać Ją bliżej. Sprawdzić co kryje się za maską „Cioci Dobra Rada”. Zobaczyłam osobę, która pokazując swoje lęki i emocje paradoksalnie staje się bardziej wiarygodna jako autorytet. Ta rozmowa poruszyła mnie. Pani Doroto, dziękuję za zaufanie.
Dorota Zawadzka o programach telewizyjnych: Musi być pot krew i łzy, inaczej się nie sprzeda.
To nie był program dla dzieci. Czasem byłam okrutna dla matek, najczęściej dla ojców.
Dzieci w programie mówiły do mnie: niech Pani powie, żeby mnie nie bili, niech pani powie żeby się rozwiedli. Nie pokazywaliśmy tego, w programie pokazywaliśmy, jak dziecko leży na podłodze i płacze. Ale ono nie tylko leżało tak w programie, one leżały tak codziennie.
O najtrudniejszych chwilach podczas kręcenia Superniani: Jak kręciliśmy Supernianię, to czasem dzwoniłam do znajomych psychologów z prośbą o radę. Było też tak, że raz się nie dodzwoniłam i wylądowałam w szpitalu w Zawierciu z podejrzeniem zawału serca. Miałam prawie załamanie nerwowe. Nie radziłam sobie wtedy z emocjami między dziećmi, matką a babcią. Tam był taki kocioł, na który kompletnie nie byłam gotowa. To był najtrudniejszy mój odcinek.
Mój syn mi powiedział: "Głupoty robisz, tłumaczysz ludziom, żeby przezwyciężali swoje lęki, a sama tego nie robisz". A ja znajduję milion wyjaśnień, czemu nie latam samolotem - boję się śmierci.
Dorota Zawadzka opowiada o śmierci matki oraz babci, która umarła na jej rękach, gdy Dorota miała zaledwie trzynaśce lat. O tym, jak radzić sobie z tragediami rodzinnymi, jak rozmawiać z dziećmi o śmierci.
Tak samo, jak mówimy o rodzeniu się, tak samo musimy mówić o śmierci. Nie codziennie, nie przy obiedzie, musimy wiedzieć, że życie to ulotna sprawa.