Naszo ślōnsko gŏdka jest w niebezpieczeństwie. Od naszej obywatelskiej dojrzałości zależy, jak zareagujemy. Każdy wiersz po śląsku, każde przemówienie w tym języku, każda rozmowa z bajtlem „po naszymu”, również ta książka – to wszystko gesty nadziei. I przonio ślōnskij gŏdce. Bo jak pisał meksykański pisarz Carlos Fuentes, języki – niczym chleb i miłość – żyją, gdy dzielimy się nimi z innymi.
Czy język śląski umrze? Oby nie! W słowach „oby nie” zawiera się marzenie o tym, by fenomen kulturowy i językowy Górnego Śląska przetrwał. Mimo procesów unifikacyjnych zachodzących na świecie i w Polsce. Mimo czasów, które nie sprzyjają zachowaniu „rzeczy mniejszych”, a do takich zalicza się język śląski, choć dla wielu jest przecież sprawą wielką, jeśli nie największą.
Życzenie „oby nie” to jednak za mało. Co prawda wierzymy w performatywną, stwarzającą moc słów, ale tutaj za słowami muszą iść czyny – dobrze zaplanowane czyny. Trzeba pisać programy (co już zrobiliśmy, postulując m.in. powołanie do życia Instytutu Śląskiej Mowy i Kultury oraz Rady Języka Śląskiego), następnie trzeba je wprowadzać w życie. Należy też promować największe osiągnięcia literackie i teatralne w języku śląskim, a przez to promować sam język. Promować wśród przyjaciół „rzeczy mniejszych”, których przecież w Polsce nie brakuje.
Potrzebna diagnoza stanu języka
Czy język śląski jest tak naprawdę zagrożony wymarciem? Tego nie wiemy. Nikt tego nie zbadał. Nikt na badanie tego nie przeznaczył funduszy. Język śląski wcale nie jest aż tak popularnym tematem, jak mogłoby się nam wydawać, a na pewno nie ma setek (ba, nawet dziesiątek!) osób, które swoje życie naukowe poświęciłyby jego badaniu. Nie znamy więc prawdziwej kondycji naszej godki, musimy opierać się na intuicjach. Profesorowie Nicole Dołowy-Rybińska z PAN i Tomasz Wicherkiewicz z UAM – bodaj najwięksi żyjący polscy badacze języków regionalnych – poproszeni o wypowiedź na organizowanych przez nas debatach, zaliczyli język śląski do języków zagrożonych. Tak jak inne języki występujące na terytorium Polski. Bo Polska nie jest dobrym opiekunem dla tego, co mniejsze. Potwierdza to Raport Komitetu Ekspertów sporządzony dla Rady Europy – jak refren pojawia się tam zdanie: „Komitet Ekspertów uważa zobowiązanie za niespełnione”. Rzeczpospolita Polska zobowiązała się dbać o języki mniejszościowe występujące na jej terytorium, ale praktyka pokazuje, że nie traktuje tych zobowiązań z należytą powagą.
Ile czasu nam zostało?
W Internecie często wyświetlają się reklamy stron, na których możemy poznać dokładną datę naszego zgonu. Wpisujemy tam wiek, płeć, wzrost, wagę i po chwili jakiś magiczny algorytm wylicza nam, kiedy umrzemy. Czytaliśmy gdzieś o naukowcach, którzy próbowali stworzyć coś analogicznego dla języków. Rezultat byłby pewnie tak samo godny politowania jak ten internetowych przepowiadaczy przyszłości. A gdyby jednak podejść do sprawy poważnie? Elementami składowymi takiego wzoru musiałyby być (podajemy za autorami Języków w niebezpieczeństwie. Księgi wiedzy) m.in. liczba użytkowników języka w poszczególnych grupach wiekowych, ich rozkład ze względu na wiek, istnienie źródeł normatywnych (np. słowników), a także to, jak dużo osób pozytywnie ocenia wartość danego języka (zarówno spośród jego użytkowników, jak i spośród użytkowników języka większościowego). Dodatkowo w takim równaniu musielibyśmy uwzględnić liczbę małżeństw mieszanych, liczbę migracji oraz to, jak daleko posunięte są procesy asymilacyjne użytkowników danego języka.
Usychające drzewo
Część elementów w takim równaniu dla języka śląskiego znamy, znaczna część jednak pozostaje niewiadomą. Im mniej wiemy na temat stanu naszej godki, tym bardziej uśpiona jest nasza czujność. Docierają do nas informacje o wspaniałych wydarzeniach wokół języka śląskiego – premierach teatralnych, planowanych książkach (jak ostatnio Kubuś Puchatek w tłumaczeniu Grzegorza Kulika), otaczają nas śląskie słowa, zarówno w prywatnym pejzażu językowym (nalepka „Bajtel w aucie” na szybie samochodu), jak i w przestrzeni wspólnej (informacja „Gŏdōmy po ślōnsku” na drzwiach urzędu w Chorzowie). Czy to oznacza, że język śląski przeżywa, jak mawiają publicyści, renesans? Niekoniecznie. Są gatunki drzew, które mimo obumierania w środku rozrastają się na zewnątrz. To może być przypadek naszej godki.
Bijemy na alarm
Dlatego potrzeba nam sygnalistów bijących na alarm. Nieprzypadkowo nadaliśmy serii naszych debat i książce tytuł Kiedy umrze ślōnsko godka. Nie dla poklasku czy wzbudzenia taniej sensacji. Chodziło nam o to, by rozszerzyć społeczną wrażliwość o kwestię obumierającego dziedzictwa językowego Polski. Języki odchodzą w ciszy. Rok 2019 został ogłoszony przez UNESCO Rokiem Języków Rdzennych. Nieszczególnie zainteresowało to opinię publiczną w Polsce, tak jakby w naszym kraju mówiło się tylko po polsku. Bodaj jedynie tygodnik „Polityka” poruszył ten temat – redaktor Joanna Cieśla zatytułowała swój artykuł: Szczęśliwe języki, którymi ktoś chce mówić. Racja! Ale temu szczęściu trzeba pomagać. Raz wyzwolona energia społeczna może się przerodzić w coś zaskakującego. Historia zna takie przypadki.
Fenomen Wilamowic
Wspomniany już wcześniej Tomasz Wicherkiewicz w 2000 r. opublikował artykuł, w którym twierdził, że język wilamowski wymrze w ciągu najbliższej dekady. Kilka lat później na ten tekst natknął się dorastający Tymoteusz Król, jeden z najmłodszych użytkowników wilamowskiego. Był to jeden z czynników, który pchnął go do jeszcze większego zaangażowania na rzecz swojego języka. Do Króla dołączyli inni młodzi, rewitalizacji „wymysiöeryś” zaczęły patronować ważne ośrodki akademickie (Uniwersytet Warszawski wprowadził nawet lektorat języka wilamowskiego!), sprawę opisywały media z całego świata. Perspektywy „wymysiöeryś” znacząco się polepszyły, ale w klasyfikacji UNESCO nadal stanowi on język „poważnie zagrożony”
Solidarność i nadzieja
Wilamowice mogą być inspiracją dla Śląska, choć przecież wielkość obu języków jest nieporównywalna. Uderzająca jest jednak siła nadziei, którą widzimy w działaniach młodych Wilamowian. Niemiecki filozof Ernst Bloch pisał: „nadzieja to powiedzenie »nie« utracie”. Głośne „nie” utracie swojego języka wypowiadają także Ślązacy. Nie sposób wymienić wszystkich inicjatyw, które są przez nich podejmowane. Wokół języka tworzy się prawdziwa solidarność. Tę siłę powinno wspierać państwo, nie ma przecież nic lepszego niż współpracujący ze sobą obywatele. To jest ów klej społeczny, na którego brak utyskujemy w wolnej Polsce. Ukoronowaniem tych starań powinna być oficjalizacja języka, podniesienie jego statusu i prestiżu, zapewnienie materialnych podstaw do jego dalszego funkcjonowania.
Śląska wieża Babel
Ślązacy (jak i inne mniejszości, których języki się emancypują) budują swoją współczesną wieżę Babel – znaleźli wspólny język i jest to język działań na rzecz własnej kultury. Ślązacy śmiało domagają się swoich praw. Bronisław Wątroba, poeta z Rudy Śląskiej, tak pięknie oddał fragment Starego Testamentu o wieży Babel: „Kej czego prognōm tego chytajōm / Kej szwōng w tym wielgi zdo richtig majōm / Trza bydzie we tym ich przihaltować / By za wysoko niy śmieli stować”. Jak zachowa się Polska? „Przihaltuje” (zatrzyma) starania Ślązaków? Czy też wręcz przeciwnie – wspierać będzie ich wspólnototwórcze dążenia?
Najważniejszy dom
Walka o język śląski musi trwać nadal na wielu polach. Głuchy i niewrażliwy Sejm odzyska kiedyś słuch. I zrozumie śląskie aspiracje. Oby już w następnej kadencji. Ważne są też ulica i sfera społeczna – im częściej będziemy słyszeli język śląski w debacie publicznej, im częściej przemówienia na ważkie tematy będą wygłaszane „po naszymu”, tym wyższy będzie prestiż naszej godki. A od prestiżu danego języka w dużym stopniu zależy to, czy ludzie go używają. Jednak najważniejszy i tak będzie dom. To w domu następuje transmisja międzypokoleniowa języka. Starzik i starka, fater i muter – to ôni sōm piyrwszymi rechtorami ślōnskij godki. Co oni zaczną, kontynuować ma szkoła. Ale język śląski nie trafi do szkół, dopóki nie zgodzi się na to Sejm.
Pochylone "o" jako remedium na choroby
Wielki językoznawca Naom Chomsky pisał kiedyś, że „różnorodność [języków ludzkich] jest dosyć powierzchowna. Gdyby jakiś Marsjanin przyglądał się nam tak, jak my żabom, to mógłby dojść do wniosku, że w gruncie rzeczy wszyscy mamy jeden język, w ramach którego istnieją drobne różnice”. Lecz owe „drobne różnice” to właśnie kultura. Kultura, o którą kiedyś toczono wojny, dzisiaj zaś toczy się obywatelską walkę o jej przetrwanie. Węgierski mistrz prozy Sándor Márai w jednej z powieści opisywał ludzi, którzy kurczowo bronili akcentu w swoich słowach: „Wygląda na to, że nie mają już nic, i raptem pewnego dnia stwierdzają, że bez akcentu nie są już tymi samymi ludźmi, jakimi byli dawniej, kiedy jeszcze posiadali akcent. (...) Akcent oznacza ich tożsamość. Boją się utracić coś ze swojej tożsamości”. Tak samo reagują współcześnie użytkownicy języków mniejszościowych – walka o śląskie pochylone „o” okazuje się walką o zachowanie tożsamości. Jak pisał Michał Smolorz, jądrem śląskiej tożsamości jest ślōnsko gŏdka (my chcielibyśmy widzieć tu również otwartość). Jednak w tej walce nie tylko o język chodzi, ale też o ogólny dobrostan psychiczny w regionie. Badania prowadzone w Kanadzie i Australii wykazały związek między utratą języka rdzennego przez grupy mniejszościowe a pogorszeniem się ich zdrowia, symptomami stresu pourazowego oraz zwiększoną częstotliwością występowania alkoholizmu i samobójstw. W Polsce to zjawisko od kilku lat badają warszawscy naukowcy Justyna Olko i Michał Bilewicz.
Światło nadziei
Nie ma Polski bez Śląska. Nie ma Śląska bez języka śląskiego. Nie będzie więc Polski bez języka śląskiego. Jeszcze kilka lat temu w debacie publicznej rozważano, czy gŏdka jest językiem, czy gwarą. Dziś nie ma już sensu toczyć dalej tych jałowych sporów. I nawet nie ma na to czasu! Naszo ślōnsko gŏdka jest w niebezpieczeństwie. Od naszej obywatelskiej dojrzałości zależy, jak zareagujemy. Przed językiem śląskim, a także przed innymi językami mniejszościowymi, rysują się ciemne perspektywy. Wchodzimy w mrok – nawet 90% języków na świecie jest zagrożonych – ale czy to powinno spętać nam ręce? Wręcz przeciwnie! Rozsunąć zasłonę mroku może tylko światło nadziei. A nadzieję stanowi, jak pisał Vaclav Havel, ukierunkowanie umysłu i serca, zdolność do pracy na rzecz czegoś, co uważamy za słuszne. Każdy wiersz po śląsku, każde przemówienie w tym języku, każda rozmowa z bajtlem „po naszymu”, również ta książka – to wszystko gesty nadziei. I przonio ślōnskij gŏdce. Bo jak pisał meksykański pisarz Carlos Fuentes, języki – niczym chleb i miłość – żyją, gdy dzielimy się nimi z innymi.
Tekst ten jest fragmentem książki "Kiedy umrze ślōnsko gŏdka", która ukaże się 8 października w wydawnictwie Silesia Progress. Premiera tego samego dnia o godz. 18 w teatrze Korez w Katowicach. Goścmi premiery, poza autorami, będą też pisarz Alojzy Lysko i językoznawca dr Artur Czesak.
Marcin Musiał (ur. 1988) - humanista zaangażowany, Ślązak, literaturoznawca, bloger, współautor projektu ustawy o śląskim języku regionalnym i dwóch samorządowych programów dla śląskiej kultury. Zajął się tematem języka śląskiego ze względu na pamięc o swojej ōmie, kiero była jego jedynōm rechtorkōm ślōnskij gŏdki. Publikował m. in. w "Gazecie Wyborczej" i na portalu "Wachtyrz". Pracuje w niemieckiej korporacji z branży rozliczeń. Pochodzi z Żor, mieszka w Katowicach.
Monika Rosa (ur. 1986) - Ślązaczka, z wykształcenia politolożka. Posłanka na Sejm VIII kadencji z ramienia .Nowoczesnej. Wcześniej pracowała m.in. w lokalnych mediach i w Kancelarii Prezydenta RP. Działaczka społeczna, współtworzyła czasopismo Liberté!, działała w Młodym Centrum, następnie w Stowarzyszeniu Projekt: Polska. W Sejmie zgłaszała m.in. projekt ustawy o uznaniu języka śląskiego za język regionalny. Pochodzi z Gliwic, mieszka w Katowicach.