
Polska wysycha. To fakt - tego lata Internet znów obiegły szokujące zdjęcia z wielu zakątków kraju. Obumierające przy drogach i w miastach drzewa, wyschnięte wąwozy, którymi kiedyś płynęły strumienie, wypalone trawniki i łąki, hektary zniszczonych upraw, koryta wielkich rzek, w których woda sięgała do kostek lub do pasa to dzisiaj powszechny widok. Zwłaszcza w środkowej i zachodniej części kraju niedobór wody i nawracająca rok po roku susza są dotkliwe. Jeśli nie chcemy, by Noteć płynęła tylko na mapie, liczne małe jeziora będące miejscem wypoczynku ludzi i ostoją dla wielu gatunków zwierząt, ptaków i roślin zniknęły, a braki wody w miastach były regułą, musimy zmienić nasze podejście do gospodarowania wodą.
Po pierwsze, musimy wstrzymać programy regulacji rzek i rządowe szaleństwo, jakim jest propozycja przerobienia ich na drogi wodne. Podobnie należy zerwać z praktyką regulowania i wybetonowywania strumieni i potoków. Zamiast wydawać dziesiątki miliardów złotych na ekonomicznie nieopłacalne i przyrodniczo katastrofalne "inwestycje", trzeba wykorzystać środki krajowe i unijne na wsparcie programu renaturyzacji rzek, zgodnie z Ramową Dyrektywą Wodną. Naturalne rzeki lepiej uchronią nas przed powodzią, pozwolą zatrzymać w ekosystemie więcej wody oraz będą lepszą ostoją dla zagrożonych gatunków.
