Robert Kubica ma szczególną więź z Włochami. Już w wieku 13 lat właśnie w tym kierunku opuścił nasz kraj, a jego rodzice podjęli ogromne ryzyko, stawiając wszystko na rozwój jego talentu wyścigowego. Od tamtego czasu Włochy są najczęściej miejscem jego zamieszkania, a my powinniśmy się cieszyć, że na żadnym etapie kariery z jego różnych samochodów nie zniknęła polska flaga. Bo w końcu przez cały czas, do momentu gdy wspinał się po szczeblach wyścigowej kariery, z Polski nie otrzymał praktycznie żadnego poważnego wsparcia. Kubicę od pozostałych kierowców odróżnia jednak to, że on sam wyznacza sobie ścieżkę własnej kariery. I wygrywając w ten weekend Rally del Casentino, dopisał do swojego CV kolejny bardzo wartościowy sukces.
Kiedy przed tegorocznym Rajdem Monte Carlo do sieci trafiło nagranie z testów przed tą imprezą, od razu było widać, że jeździł tam niespotykanie szybko. Już dotychczasowe wyniki na asfaltach mówiły, że potrafi na tej nawierzchni jeździć szybciej niż ktokolwiek inny. Trudno o pierwszych oesach Rajdu Monte Carlo mówić, że były w pełni asfaltowe, ale wymagały niezwykłej umiejętności czytania warunków na drodze. I Kubicy to się udawało świetnie, po 2 oesach miał 30 sekund przewagi nad najlepszymi kierowcami świata. Żaden z Polaków w historii "nowożytnych" rajdów nawet się nie zbliżył do tego poziomu. Pamiętny OS 9, na którym Kubica zakończył swój udział w RMC, też jechał tempem, które by mogło dać zwycięstwo oesowe. Cała czołówka światowych rajdów z pewnością już drży przed Rajdem Niemiec i późniejszymi asfaltowymi rundami MŚ, bo sygnał, jaki został wysłany jest jednoznaczny: na asfalcie Kubica jest w bardzo wąskiej grupie najszybszych kierowców rajdowych na świecie. Od Panizziego, który nigdy nie zyskał poważnej szybkości na szutrach, Kubicę odróżnia jednak fakt, że po zaledwie roku nauki, notuje oesowe czasy w pierwszej trójce. Ludzi, którzy czynili tak szybkie postępy było w ciągu ostatnich 20 lat tylko dwóch. Obaj mają na imię Sebastien, pochodzą z Francji i obaj mają już na koncie tytuły rajdowych Mistrzów Świata.
Włoscy "kelnerzy"
Gdy Kubica jeździł w sezonie 2012 pierwsze rajdy po powrocie do rajdówki, wszyscy mówili, że to regionalne włoskie rajdy i że konkurencja słaba. Gdy pojechał w rajdzie du Var i po 2 dniach rywalizacji miał 4 minuty przewagi nad Freddy Loixem, również mało kto doceniał szybkość Polaka. Bardzo chętnie komentowano natomiast jego wypadek, kiedy po błędzie pilota spłonęło doszczętnie auto. Już wtedy wysłany był jednak sygnał, że szybkość Polaka jest nieprzeciętna, a kolejne starty we Włoszech to potwierdziały. "Kelnerzy", "fryzjerzy" i różne inne określenia padały z polskiego Internetu na włoskich rywali Polaka, ale należy pamiętać, że najlepsi wcześniej polscy kierowcy do owych kelnerów nie mieli podejścia.
Kiedy Hołowczyc jeździł w szczycie swojej kariery z Włochami np. w Rajdzie Piancavallo, dostawał srogie lanie. Również Kuchar czy Kulig nie mieli czego szukać we Włoszech, bo mówili, że lokalni są za mocni, znają trasy i mają świetny sprzęt. Aż tu nagle przyjeżdża Kubica i bez znajomości tras, jadąc tylko na opis, jedzie o kilka klas lepiej niż lokalni wyjadacze. I żeby była jasność, to nie Włosi obniżyli poziom. To Kubica jest po prostu tak dobry.