Zastanawiam się, czy istnieją jakieś granice jeśli chodzi o wolność słowa? Czy są takie słowa, zdania, których nigdy nie powinno się wypowiadać? Czy można o człowieku, grupie ludzi, społeczeństwie powiedzieć i napisać wszystko? I kto wyznacza tę cienką linię, oddzielającą wolność słowa od chamstwa, czy od słów niszczących komuś całe życie?
Natalia Lesz - to znana i utalentowana polska piosenkarka i aktorka. Absolwentka prestiżowej szkoly aktorskiej Tisch School of the Arts na Uniwersytecie Nowojorskim.
„Biblię spisał ktoś napruty winem i palący jakieś zioła” – powiedziała pokojowo jak zawsze nastawiona do ludzi Doda. Jak to orzekł sąd – są to słowa poniżające i obelżywe, a autorzy Biblii (na razie nieznani) są objęci kultem religijnym (jak np. krzyż). Doda za te słowa została prawomocnie skazana na 5.000 zł grzywny. A mogła dostać 2 lata więzienia. Wygląda na to, że sąd łagodnie potraktował oskarżoną.
Ale czy w ogóle powinna zostać skazana?
A więc mili Pańswo...
Uważam, że nigdy i w żadnych okolicznościach państwo nie powinno „z urzędu” karać za wypowiedziane słowa. Piszę tak pomimo, że jestem prawie codziennie bezkarnie obrażana i poniżana przez „anonimowych” internautów od pierwszego dnia, kiedy przyjechałam do Polski. Nie oznacza to, że autorzy obraźliwych wypowiedzi powinni pozostać bezkarni.
Państwo nie jest od ścigania ludzi za ich poglądy i ich słowa. Państwo powinno stworzyć sprawny kodeks i system sądów cywilnych. W tym trybie każdy, kto został obrażony powinien móc dochodzić odszkodowania. I jeśli ma rację, to powinno to być bardzo duże odszkodowanie. Taki właśnie system stworzono w USA. Sprawne i szybkie procesy cywilne, wysokie odszkodowania skutecznie studzą zapał do obrażania, czy poniżania kogokolwiek. Wypowiedź Dody nie powinna być sprawą dla sądów karnych. Pojedyńczy obywatele, grupy, czy wręcz kościół muszą mieć możliwość obrony swoich praw przed sprawnymi sądami cywilnymi.
Ale niestety jest to czysta teoria.
Po pierwsze sprawy cywilne w Polsce ciągną się latami, czasami 5 i więcej.
Po drugie trzeba w dniu złożenia pozwu wpłacić sądowi 10% żądanej sumy odszkodowania, niezależnie od późniejszego wyroku. I co najważniejsze, nie można liczyć na policję, ani na żaden inny organ państwa. Nikt nam nie pomoże np. w odszukaniu aktualnego adresu świadka, którego w naszym procesie cywilnym chcemy powołać. To powinno się szybko zmienić, jeśli nie chcemy jako państwo skazywać obywateli za wypowiedziane słowa.
Ten śmieszny wyrok – 5.000 zł grzywny nikogo niczego nie nauczy. Doda zapłaci i będzie się cieszyć z fantastycznej autopromocji i PR-u.
Ci, którzy czują się przez nią obrażeni będą tłumaczyć, że Doda więcej wydaje na kolację, a ich obraza warta jest wielokrotnie więcej. Tylko w tym zgiełku nikt nie zastanawia się, gdzie jest ta cienka linia dzieląca wolność słowa od chamstwa i kto ją wyznacza?
Wydaję mi się, że każdy z nas - od Dody po ojca Rydzyka we własnym sumieniu powinien sobie tę linię wyznaczyć. To gdzie ją sobie wyznacza - świadczy lepiej o człowieku, niż całe jego CV. Poczujmy odpowiedzialność za swoje słowo. Nie wolno używać go do krzywdzenia ludzi, obrażania, do łamania charakterów, do rujnowania im życia.
Słowo jest bronią – czasami nawet gorszą od pistoletu. W większości zbudowaliśmy sobie taki system moralny (niezależnie od kodeksu karnego), aby nie sięgać po pistolet, nawet wtedy, kiedy się mocno wkurzymy.