Po obejrzeniu w telewizji i online relacji z pierwszego dnia procesu Breivika już wiadomo: media zabiją 77 niewinnych ludzi po raz drugi. Potem po raz trzeci, następny, i znów. Przestaną ich zabijać dopiero wówczas, gdy „temat” przestanie się sprzedawać, przestanie przynosić zysk.
Wszystko, co jest potrzebne, bo wystarczające opinii publicznej, to:
a) informacja o rozpoczęciu procesu mordercy oraz,
b) o sądowym wyroku i karze, jaką mu wymierzono.
Bo akurat w tym przypadku uzasadnienie wyroku jest opinii publicznej najzupełniej zbędne: i tak wszystko, co ważne wiadomo. Nie ma pytania, czy Breivik jest sprawcą zbrodni i czy nie pomylono się w jego wytypowaniu (jako sprawcy). Jedyne pytanie, to czy jest poczytalny, a jeśli tak– na jaką karę zostanie skazany przez tak łagodne norweskie prawo karne (maksymalna kara to 21 lat więzienia: w najgorszym dla siebie razie, Breivik będzie wolny w wieku 54 lat).
Jednak media pójdą inną drogą. Już jutro zapomną, przecież już w pierwszym dniu procesu zapomniały, że „bohaterami” tej niewyobrażalnej tragedii są ofiary, niewinni, przypadkowi, piękni i młodzi ludzie. Chłopcy i dziewczęta mający całe wspaniałe życie przed sobą; to jedno, jedyne życie, które im zabrał człowiek owładnięty nienawiścią.
Media wybrały sobie za bohatera nienawistnego mordercę. To on będzie lansowany, pokazywany, komentowany. Uwaga mediów skupi się na tym, kogo zdrowy odruch etyczny każdego człowieka odrzuca, kto nikogo nie interesuje, kto na nic innego nie zasługuje, niż na sprawiedliwą karę.
W sprawie Breivika, nolens volens, współoskarżone stają się media, które zapomniały o swojej społecznej roli. A raczej – wyzbyły się tej roli, bo ona jest… niepopłatna. Jako listek figowy przypną sobie funkcję informacyjną, ale ten listek niczego nie przysłoni, lecz tylko obnaży ohydę. Bo ohydne jest lansowanie mordercy kosztem niewyobrażalnej tragedii ofiar – dla własnego (mediów) zysku.
Media zapomniały o etyce dziennikarskiej; uczy ona zupełnie czegoś innego. Lecz staje się nieobecna, odrzucona, bo… tak komercyjnie niepopłatna.
W relacjach z procesu rozpoczętego w Oslo, wina potwornego zabójcy zejdzie na drugi plan. Nawet kara zejdzie na dalszy plan. Media skupią się na wykreowaniu zbrodniarza; stanie się bohaterem newsów; prasa wpuści go w nasze życie, wplecie, przyswoi. Nasze wyczulenie etyczne odrzuca tego rodzaju „towarzystwo”, ale media nam je i tak zaserwują. Oj, nie takie przesłanie możemy wyczytać z historii o zbrodni i winie Raskolnikowa.
Anders Breivik ma już swoją stronę na Wikipedii. A więc już stał się równy, pod tym względem, Januszowi Korczakowi, Irenie Sendlerowej oraz Sokratesowi, o których Wikipedia również nie zapomniała. Media go jednak wypompują na wyższe pozycje w Google.
Milionowa widownia filmu Nietykalni, jak Europa długa i szeroka, mówi mediom, że oczekuje innego rodzaju przekazu, innego klimatu, wolnego od Breivików. Media tego głosu nie słyszą. Ciągle chcą zabijać niewinnych 77. Dlaczego? Bo w ich ocenie przyniesie to większy profit.
Wolność prasy to jedna z największych zdobyczy wolnych społeczeństw. Jednak ma ona sens tylko wtedy, gdy spoczywa w rękach odpowiedzialnych, rozumnych ludzi. Gdy trafia w inne ręce, to… no, widać gołym okiem.