Reklama.
Sprawa ma posmak kabaretowy, bo Bielan nie zarzuca Torańskiej, że przypisała mu słowa, których nie powiedział: ma pretensję, że opublikowała słowa, które z jego ust padły (sic!). O co w tym więc chodzi?
Ludzie obracający się w polityce uważają, że koniunkturalizm poglądów jest cnotą. Że wolno im głosić wszelkie poglądy, a następnie zmieniać je, gdy tylko polityczny wiatr zawieje. Ludzie obracający się w polityce (widać już wyraźnie, że czynimy tu dystynkcję między nimi a prawdziwymi politykami) są przekonani, że ich cynizm pozostaje bezkarny. A gdy dosięga ich „kara”, gdy zostanie przypomniane, że dzisiejsze deklaracje są kompletnie sprzeczne z ich wcześniejszymi poglądami – strasznie się burzą.
Może więc warto przypomnieć, że choć niektórym wolno zmieniać poglądy jak rękawiczki, to jednak opinia publiczna ma słuszne prawo do rozliczania z wypowiadanych słów i głoszonych poglądów. Pasem transmisyjnym są tu dziennikarze, których zawodowym powołaniem jest przekazywać opinii publicznej to, co ważne oraz to, co dziennikarz uzna za ważne.
Być może kalejdoskop politycznych kalkulacji i planowanych kolejnych ewolucji poglądów niektórym osobom publicznym przysłania oczywistość. Zapominają, że są obserwowane przez opinię publiczną. I nie godzą się, że są przez tę opinię rozliczane. Jednak takie podejście nie może ograniczać wolności prasy oraz prawa opinii publicznej do zapoznania się z poglądami osób, które aspirują do wywierania czynnego wpływu na życie społeczne i państwowe.
Odpowiedzialność za słowo natomiast oznacza odpowiedzialność za każde słowo. Niezależnie od czasu, w którym je wypowiadamy. Słowa mogą się dezaktualizować, ale odpowiedzialność za słowa nie dezaktualizuje się nigdy.