I jak co roku Kościół bije w dzwon. Przecież nadchodzi czas najważniejszych ze wszystkich chrześcijańskich świąt: zmartwychwstanie Chrystusa. Któż śmiałby zaprzeczyć? Już w piątek wszyscy nerwowo biegają po sklepach, wykupują ocet i inne przedmioty pierwszej potrzeby, bo przecież czeka nas świąteczny paraliż. A wtedy wszystko to, co lubimy (galerie handlowe, knajpy i restauracje) podobnie jak Chrystus, umrze, żeby po trzech dniach zmartwychwstać. Wtedy życie znów złapie swój bieg, znów poczujemy się pewnie, normalnie i bezpiecznie. Wielki kwietniowy weekend to czas hibernacji. Życie zamiera… tylko po co? Jak wielu z was odda się modlitwie? Jak wielu z was poświęci chociaż chwilę na refleksję? Odpowiedź jest prosta. Oddamy się za to z pasją innym świątecznym zabobonom, czyli malowaniu pisanek, polewaniu się wodą, w wódce utopimy Marzannę. I jak zgaduję, tym czynnościom nie będzie towarzyszyła żadna głębsza myśl, pytanie o sens tej tradycji. Zabraknie tego, co najważniejsze – świadomości.
Złośliwcy zaczną zarzucać, że prawię dokładnie, jak kaznodzieja z ambony. Pozwolę więc sobie dodać, że Wielkanoc i związane z nią obrządki to nic innego, jeno kontynuacja licznych pogańskich tradycji i rytuałów, które chrześcijanie bezkarnie anektowali dla własnych potrzeb. Przejmując lokalne i pogańskie w swoim rodowodzie tradycje nie mogli sobie pozwolić na bezkarne i kompletne ich wyrugowanie. Co więc zrobili? Zwyczajnie „pożyczyli” sobie elementy tychże tradycji, przejęli świątynie, najważniejsze święta i rytuały nadając im nowe, jedynie słuszne znaczenie. Bo jak się ma pisanka, zajączek czy lanie wodą do zmartwychwstania? Otóż nijak.
Świąteczne jajko jest niczym innym jak staropogańskim symbolem odradzania się życia wczesną wiosna, której tradycja ma swoje korzenie w Persji. Zając był egipskim symbolem płodności i zmartwychwstania natomiast babeczki z krzyżem serwowane w Wielki Piątek maja swój rodowód w chaldejskich (czyt. babilońskich) tradycjach. Idea świąt Wielkanocy jest żywcem przejęta z pogańskich tradycji. Tzw. równonoc wiosenna była w starożytności symbolem zwycięstwa życia nad śmiercią, dobra nad złem, dnia nad nocą. Co mogło się lepiej wpasować w chrześcijański mit o zmartwychwstaniu? Żeby tego było mało, ultra ciekawy wydaje mi się fakt, że jak podaje Encyklopedia Britannica, Nowy Testament w żadnych miejscu nie wspomina o potrzebie czczenia święta Wielkanocy.
Może zatem zamiast wielbić tego, którego istnienia nikt nie jest w stanie potwierdzić, czas najwyższy, by skupić się na kulcie tego, co widzialne i oczywiste? Ogrzać ciała w coraz to silniejszych słonecznych promieniach, przeciągnąć się rozkosznie niczym kocięta i zamruczeć w ociężałej błogości – życie jest piękne! Falleluja!