Codziennie rano parkuję na podwórku między dwiema kamienicami przy Inżynierskej na warszawskiej Pradze. W jednej mieści się moja pracownia architektoniczna, ale też Fundacja i Galeria Nizio. W drugiej do niedawna było największe warszawskie zagłębie sztuki. Pracownie artystów, klub Sen Pszczoły, Teatr Remus. Druga kamienica spłonęła pod koniec stycznia. Zastanawiam się czy z nią nie zginą też artystyczne aspiracje warszawskiej Pragi.
Zanim rozwinę swoją wątpliwość uprzedzę, że robimy wszystko, aby tak nie było. Już 23 marca szykujemy aukcję, z której dochód zostanie przeznaczony dla artystów, którzy stracili swoje pracownie. Wiemy, że na Inżynierską nie wrócą, budynek jest za bardzo zniszczony. Istnieją jednak szanse, że część z nich powróci na Pragę. Na razie katalogujemy prace, ale już dziś zanosi się na to, że może być to największa aukcja charytatywna sztuki współczesnej w Polsce. Swoje dzieła przekazali zarówno twórcy uznani, jak i całe grono młodych, ciekawych nazwisk polskiej sztuki. Będzie można wylicytować prace Pawła Althamera, Roberta Kuśmirowskiego, Honzy Zamojskiego, Doroty Nieznalskiej i ponad setki (w sumie około 150) innych artystów. To wszystko już 23 marca o godzinie 13 w Bibliotece na Koszykowej. Newsy dotyczące aukcji można na bieżąco śledzić na stronie:
facebook.com/aukcja.inzynierska Wracając jednak do mojej obawy o los artystycznej Pragi – już kiedyś pisałem w „Gazecie Wyborczej”, że ten artyzm, to po trosze mit, bo dzielnica choć z dużą liczbą pracowni, kilkoma galeriami, licznymi knajpkami, artystycznie przestała się rozwijać w tempie jakie przewidywano jeszcze pięć lat temu. Kamienica przy Inżynierskiej była jedną z ostoi tego mitu. Swego rodzaju muzeum konserwującym go. Jeśli przyjrzeć się co stracili artyści w wyniku pożaru na Inżynierskiej można by z tego uzbierać pokaźną kolekcję sztuki współczesnej. Grupa Szu Szu straciła prawie całe archiwum, Ivo Nikić prace przygotowywane od dwóch lat na wystawę, która wkrótce miała się odbyć. Artyści już teraz mówią otwarcie, że nie wiedzą czy wrócą na Pragę. Każdy z nich ma inne oczekiwania, dlatego obawiam się, że trudno będzie odtworzyć to artystyczne zagłębie.
Przy okazji chcę wspomnieć też o innych związanym ze sprawą problemie, który się pomija, a który stał się przyczyną nieszczęścia na Inżynierskiej. Idzie o bezpieczeństwo. Trzeba się zastanowić, kto powinien je zapewniać w starych, pięknych, ale też mało nowoczesnych kamienicach przeznaczanych na działalność artystyczną. Gdyby kamienica na Inżynierskiej została wyposażona w nowoczesny system przeciwpożarowy, nie doszłoby do sytuacji, która miała miejsce. Gdyby został w niej zainstalowany system zraszaczy, albo alarm reagujący na dym straty byłyby zapewne mniejsze. Być może udałoby się uniknąć pożaru w przypadku innego systemu ogrzewania, zwrócenia uwagi na niebezpieczeństwo jaką niosą ze sobą stare piecyki. Nie chodzi mi o szukanie winnych, lecz o wyciągnięcie wniosków na przyszłość. Stare opuszczone budynki wymagają remontów, wprowadzania dodatkowych zabezpieczeń, których zabrakło na Inżynierskiej. Trzeba poszukać rozwiązania, które zastosuje się w skali nie tylko Pragi, ale i całej Warszawy. Może to miasto powinno zapewniać maksymalne bezpieczeństwo, a może artyści dostający tanie pracowni powinni być zobligowani do jego zapewnienia. Być może dałoby się też przeznaczyć środki unijne na bezpieczeństwo warszawskich artystów i ich zbiorów. Naprawdę warto o tym pomyśleć na poważnie.