Wiecie jak działają komórki macierzyste i dlaczego pełnią w organizmie tak ważną rolę? Kultura, ta prawdziwa, tworzona nie pod publiczkę, a z prawdziwej potrzeby twórczości, działa jak te bezcenne komórki. To z niej odradza się wszystko inne.
Jestem dziennikarką, choć niektórzy, czego szczerze nie cierpię, przedstawiają mnie słowami „aktorka i dziennikarka”
Dyskusja o nałożeniu składek ZUS na zarobki artystów i tego ewentualnych skutkach dla kultury, dowodzi, że nie jest nam wszystko jedno. I to jest naprawdę budujące. Niestety mnóstwo osób nadal wierzy, że „kultura się wyżywi”. A jeśli nie, to trudno. Przecież wszyscy płacą…
No nie. Rolnicy nie płacą, na przykład, a jest ich jednak o parę osób więcej. Ale ja nie o tym.
Powiedzmy to sobie otwarcie raz jeszcze, bo chyba nie wszyscy zrozumieli o co mi chodzi: wyżywią się takie osoby, jak Doda, Edyta Górniak, czy Maryla Rodowicz. I dobrze! Ale za ich sukcesem stoją dziesiątki ludzi. „Mrówki” bardzo złożonej i wielowarstwowej branży. Na przykład muzycy sesyjni, z których każdy poświęcił kilkanaście lat na naukę gry na danym instrumencie (a ten instrument trzeba jeszcze kupić i konserwować). Dźwiękowcy, wokaliści, specjaliści od choreografii, scenografii, kostiumów, nagłośnienia, światła itd.itp. Myślicie, że to ludzie, którzy zgarniają „dużą bułę”, bo pracują z wielkimi nazwiskami? Nie, nie zgarniają. A jeśli nawet, to zdarza się to na tyle rzadko, że po podzieleniu, pozostają im okruchy. Większość z nich „wynajmuje” się do komercyjnej roboty, by móc zajmować się tym, co ich interesuje najbardziej: własną twórczością.
Przeciętny odbiorca, z reguły, nie ma pojęcia, kto mu „przygrywa do kotleta”, akompaniując piosenkarkom i piosenkarzom pop. To często wielcy artyści, którzy, gdyby tylko mogli, najchętniej nie mieliby z tym nic wspólnego.
To samo dotyczy planów filmowych. Kolorowe media, kierują uwagę odbiorców na tzw. „gwiazdy”, a te sadzą się na kosztowny styl życia, który kłuje w oczy i pozwala wierzyć, że w show-biznesie, to się dopiero zarabia! Na planie filmowym pracują setki ludzi, bez których nic by się nie dało nakręcić. Artyści charakteryzacji, scenografii, światła, drudzy reżyserzy, rekwizytorzy, statyści, dźwiękowcy, specjaliści od efektów, kaskaderzy, montażyści, muzycy itd. itp. Ci ludzie dokładają się do końcowego efektu NA RÓWNI z wielkimi gwiazdami. Ich stawki są często głodowe, a umowy oczywiście „o dzieło”. Po godzinach zajmują się własną twórczością.
W Polsce ciągle są ludzie, którzy tworzą projekty niekomercyjne. Eksperymentują, szukają nowych dróg w swoich dziedzinach sztuki i wiecie co? Mają odbiorców! A to co robią bywa doceniane w świecie. Mówienie im, że powinni zatroszczyć się o siebie i w tym celu bulić gigantyczną składkę na ZUS od każdego zarobionego (a raczej niezarobionego) tysiąca złotych, jest kpiną z całego środowiska.
Największa polska malarka XX –lecia międzywojennego, nazywana „ księżniczką malarstwa”, laureatka Legii Honorowej i całej puli nagród na prestiżowej Wystawie Sztuki Dekoracyjnej w Paryżu w 1925 roku, Zofia Stryjeńska, całe życie klepała biedę, a najczęściej powtarzające się w jej wspomnieniach słowa brzmią „ Nie ma floty na ramiarza”! Tak Polska umiała „docenić” jedną z największych swoich artystek. W biedzie umierał Karol Szymanowski, drugie nazwisko po Chopinie. Witkacy przez całe życie mieszkał kątem u matki. Od tamtej pory minęło niemal sto lat, niesamowite jak mało się zmieniło.
Zgadzam się, że artyści powinni być objęci jakąś formą składek emerytalnych i zdrowotnych, ale trzeba poszukać takiego rozwiązania, które weźmie pod uwagę charakter ich pracy. Jej nieregularność i koszty jakie trzeba ponieść, by coś stworzyć, nie mając żadnej pewności co do ich zwrotu.