Nie, nie zostały. Ja, podobnie do moich uczuć, również czuję się wolny od obrazy. Nie mam bowiem powodu, żeby zarzucić pani Elżbiecie kierowanie się złymi intencjami w stosunku do bliskiej mi osoby. Bliskiej, ponieważ dzięki wierze z Maryją łączy mnie serdeczna relacja i traktuje ją równie realnie co ziemskich przyjaciół. Dlatego też większy problem mam z anachronicznym przepisem prawnym i wykorzystującą go władzą.
Każdy wie, o czym stanowi artykuł 196 KK. W mojego punktu widzenia kłopotliwe jest obrażanie uczuć religijnych, bo „religijność” kojarzy mi się z zewnętrznym wyrazem wiary, co niestety nie zawsze idzie w parze. Można być osobą religijną - celebrować święta, korzystać z sakramentów, modlić się, a jednocześnie żyć bez Boga. Trafniejszym określeniem byłaby więc „obraza uczuć osób wierzących”, ale wówczas pojawiłby się kolejny problem. Kto miałby skorzystać z tej normy?
Zastanawiam się nad tym, bo, jak rozumiem, wierni afirmują boskość nadrzędnej w stosunku do siebie istoty. Jeśli zatem tak jest, nikt z nich nie powinien mieć potrzeby wysyłania policjanta z pałką, który nie zdążył się jeszcze dobrze obudzić, do amatorek kolorowych obrazków (przypominam – ściganie następuje na wniosek, nie z urzędu). Przecież Maryja sama się obroni, jeśli będzie czuła taką potrzebę, a znając ją osobiście może nawet spojrzy łaskawym okiem.
Według tej idylli przepis zdegradowałby się z poziomu anachronicznego do archaicznego i przepadł w czeluściach ustawodawczych. Nie pogrążył się jednak w chaosie. Co więcej, przeżywa swoją drugą młodość, pierwszy raz bowiem został dostrojony do instrumentu politycznego, którym postanowiła posłużyć się władza. Szczególnie przed wyborami to kuszący wabik dla silnego elektoratu kościelnego, mimo że podany z narkotykiem otępiającym postrzeganie bliźniego.
Dlaczego rządzący nie zainterweniowali już w 2017 roku, kiedy redakcja „Promyczka Dobra” oraz Klasztor Ojców Paulinów z Jasnej Góry ogłosili konkurs na artystyczny projekt korony i sukienki Matki Bożej i Jej Syna (przeczytacie o tym tutaj)? Wśród prac uczniów klas podstawowych były również takie, które zawierały barwy tęczy. Bo intencja nie taka? Miłościwie panujący, wszak pani Elżbieta też nie miała złych zamiarów. Chciała jedynie tego, co zresztą głosi Kościół, a za nim powinien to robić również ten w Płocku, by trzymać się z dala od homofobii.
Z żalem jednak zauważam, że realizacja pomysłu była – posłużę się ulubionym eufemizmem polityków – niefortunna. Można było z łatwością przewidzieć reakcję otoczenia, choć zapewne pani Elżbieta nie spodziewała się takiej skali. Do tego naklejanie nalepek na toi toie i kosze na śmieci… Czy aktywistka osiągnęła poprzez tę akcję swój cel? Nie. Kontrowersyjnym materiałem i sposobem jego kolportowania jedynie zaogniła spór, który rozpoczął tamtejszy kapłan. A wojenek plemiennych mamy już w nadmiarze. Władza chętnie z nich korzysta.