W tym roku 01.04 w bankowości nie będzie zabawny i dowcipny jak na Prima Aprilis przystało, lecz stanie się na swój sposób przełomową datą. Wraz z rozpoczęciem nowego dnia, miesiąca i kwartału wszystkie lokaty popularnie zwane Anty-Belkami odejdą do historii. Te produkty cieszą się popularnością porównywalną do szwajcarskiego franka w szycie cen nieruchomości w 2008 roku, ale w przeciwieństwie do tego ostatniego nie stwarzały żadnego zagrożenia dla jego posiadacza.
Bez zbędnego szumu, paniki i euforii o tym co ma znaczenie dla pieniędzy.
Zgodnie z danymi NBP w 2011 roku 85 % nowych środków (46,5 mld PLN) w bankach stanowiły właśnie lokaty terminowe z czego przeważająca część na krótkoterminowych depozytach. Anty-belki wydawały się idealnym połączeniem inżynierii finansowo-prawnej, ponieważ w teorii wszyscy zarabiali więcej: klienci mieli wyższe odsetki, banki tańszy depozyt. Nic więc innego jak tylko: Trwaj chwilo, jesteś piękna!
Ktoś traci,…
Niestety jedno z dość podstawowych praw ekonomii i finansów – Nie ma darmowego lunchu - niechętnie poddaje się elastyczności. Tak też i w tym przypadku gotówka, która trafiała do kieszeni posiadaczy lokat nie znalazła się w posiadaniu Ministerstwa Finansów, które to powinno ją otrzymać w ramach 19%-podatku od zysków. Więc jednak był „ktoś” stratny, ale ponieważ w powszechnym odczuciu nie był to nikt osobiście to w sumie stratnych tak jakby nie było. W końcu zmianami w prawie podatkowym uszczelniono system i tym samym eldorado lokacyjne się kończy. Kto będzie nowym stratnym na całym interesie. Już nie MF, bo dostanie swoją daninę, raczej także nie banki, bo przy ograniczonym zaufaniu do nowych pożyczek i kredytów wciąż mają sporą nadpłynność (nadmiar gotówki), czyli nie będą prześcigać się w oferowaniu coraz wyższych % na lokatach, bo nie będzie to miało większego sensu biznesowego. Zostaje trzeci element układanki – posiadacz gotówki i wszystko wskazuje na to, że tym razem to on będzie zmuszony pogodzić się z niższym profitem.
… ktoś zyskuje
Co prawda w tej chwili zaledwie kilka banków mogło jeszcze w swojej ofercie pochwalić się lokatami anty-belkowymi (większość systematycznie wycofywała się w ciągu ostatnich 2 miesięcy) to jednak dopiero oficjalny koniec możliwości optymalizacji podatkowej swoich oszczędności będzie impulsem do działania. Działania ze strony funduszy inwestycyjnych. Wynika to z prostego faktu zarządzania oczekiwaniami klientów. Przez ostatnie 2 lata wszyscy przyzwyczaili się, że 5-6 % netto to rynkowy standard. Teraz netto zmieni się w brutto, bo podatek zapłacić trzeba. W liczbach (zyskach) będzie to wyglądać już mniej interesująco na poziomie 4 - 4,8 %. Przy rocznej inflacji 4,3 % zysk raczej iluzoryczny. I tu sądzę, że pojawia się na horyzoncie intersująca nisza dla funduszy gotówkowych i dłużnych. Ostatnie 3 miesiące to na rynku długu ewidentna hossa, która wyśrubowała roczne wyniki funduszy obligacji do 8-10%. Ponieważ klient w potężnej ilości przypadków postrzega inwestycje przez właśnie historyczne stopy zwrotu to zderzy się z niższymi odsetkami w banku i piękną historią blisko dwucyfrowych rocznych zysków z funduszy postrzeganych za bezpiecznych niemal tak jak lokaty. Wybór wydaje się więc oczywisty. Tylko czy mówimy o prawdziwej okazji czy tylko o kolejnym wejściu na rozgrzany rynek inwestorów, którzy przede wszystkim poszukują ochrony kapitału. Wszystko musi się jednak rozegrać dość szybko, ponieważ dysonas poznawczy klientów banków będzie trwał co najwyżej 3 miesiące. Po tym czasie punkt odniesienia dla lokat zacznie się zmieniać, a inflacja powinna spadać. Pytanie czy branża TFI jest w stanie zadziałać w tak krótkim czasie.