Ze smutkiem obserwuję powszechności przekonanie medialnych dysponentów, że dobre nazwisko i zręczne pióro może zupełnie dobrze zastąpić rzetelne analizy, szeroko zakrojone badania tematu i logiczne myślenie.
Arenę polskiej dysputy społecznej i politycznej dominują – niestety – mity i pyskówki. Pyskówki, gdyż najpopularniejszym formatem medialnych dyskusji jest zapraszanie „czołowych” przedstawicieli poszczególnych stronnictw nie tyle z znanych kompetencji w danej materii, co ze zjadliwego języka.. (A do mitów np. należy wiara w dotacje czy w efektywność strategii rozwojowych skoncentrowanych na „przyciąganiu inwestorów” – ale to już osobny temat..)
Lenistwo intelektualne naszych mediów powoduje, że nie wiemy, kto w opozycyjnych partiach jest „w gabinecie cieni” ministrem gospodarki, komunikacji czy sprawiedliwości, i czy ktoś ma lepsze propozycje rozwiązań. Chcąc nie chcąc, media błogosławią tu wygodną dla obu dominujących partii sytuacją, gdzie za całą dyskusję wystarczą hasła „oni to zdrajcy” przeciwstawione „oni to oszołomy”.. (Już pomińmy ten drobny szczegół, że równie leniwe intelektualnie partie polityczne nie widzą potrzeby takowej specjalizacji, nie widzą potrzeby rzetelnej pracy merytorycznej sprowadzając myślenie o obsadzaniu kluczowych stanowisk państwowych do pytań o zachowanie równowagi sił wewnątrz swych stronnictw…)
W skutek tego mamy – jak na Europejskie standardy – ciężko dysfunkcjonalny system gospodarczy i pełne samozadowolenie kolejnych ekip rządzących… Dysfunkcjonalny? Jak to, zapyta ktoś. Przecież jeszcze niedawno byliśmy „zieloną wyspą”, a i teraz wskaźniki wzrostu nie są takie złe.. Przecież od obalenia komunizmu w Polsce poczyniliśmy ogromne postępy.. Prawda?
Prawda, ale..
Problem w tym, że prawie w ćwierć wieku po upadku komunizmu odnosimy się, i mamy prawo w swych oczekiwaniach odnosić się bardziej do zachodnich, niż do wschodnich sąsiadów.
Ale wracając do rzeczy..
Po pierwsze, o efektywności systemu nie przesądza, o tym kto pełni poszczególne funkcje. Jest absurdem przyjmowanie, że zawężenie doboru kadr do łysych, blondynów, wysokich czy młodych może być kluczem do sukcesu..
Już od pradziadka Deminga, zignorowanego przez amerykański establishment ojca japońskiego sukcesu, wiemy, że o efektywności działania pracownika w 90% decyduje system, a jedynie w 10% sam pracownik. Porównując funkcjonowanie rozmaitych organizacji widzimy, że o poziomie innowacyjności nie decyduje to, że dobierają najlepszych ludzi (choć i to, oczywiście pomaga), ale to, że w zwykłych, szeregowych pracownikach potrafią wyzwolić potencjał kreatywności.
Podobnie, badania nad gotowością do wyrządzania ludziom krzywdy, kontynuujące słynny eksperyment Millera pokazały, że poziom konformizmu w 90% zależy od stworzonych warunków, a w krańcowych warunkach jedynie 10% ludzi potrafi „iść pod prąd”.
Dlatego też Anglosasi, koncentrują się na pielęgnowaniu i doskonaleniu systemu „checks and balances” zapewniającego odpowiednie kontrolowanie władz wszelkich szczebli, a nie na magicznych „rozwiązaniach” związanych z wiekiem, czy genotypem rządzących..
Po drugie – kwestia młodości.. Być młodym to fajna rzecz. Ale czynienie z młodości panaceum na mądrość to ciężki absurd. Czy ktoś zna kraj, czy choćby organizację, która odniosła by sukces wybierając samych młodych ludzi na kluczowe stanowiska. Ja nie. A Pan, Panie Żukowski? Odda pan dzisiaj swój stołek któremuś z młodych w swojej redakcji? Słowo się rzekło, kobyłka u płota..
A poważnie – mit przedsiębiorczej i genialnej młodości jest bardzo szkodliwy.. Gwałtowny rozwój Internetu i e-gospodarki, spowodował, że powstało przekonanie, że to w młodzieży jest największy potencjał przedsiębiorczości, że to oni są nadzieją na tworzenie miejsc pracy. Skutkiem tego marnowane są ogromne pieniądze na programy zakładania firm przez młodych ludzi, gdy znacznie bardziej efektywnie mogły by być wykorzystane na tworzenie dla nich miejsc pracy przez bardziej dojrzałych przedsiębiorców. Dane, zebrane przez organizację o największym na tym polu dorobku, Fundację Kaufmana pokazują, że (w Stanach Zjednoczonych):
– osoby w wieku 55-64 lat częściej, niż inne grupy zakładały własne firmy;
– w każdym kolejnym roku z 10 lat przeprowadzonej analizy porównawczej osoby w wieku 55-64 miały wyższy wskaźnik aktywności przedsiębiorczej niż te w wieku 20-34
– że 2/3 założycieli firm było w wieku 35-54
– średnia wieku założycieli firm technologicznych wynosi 39 lat
– wśród założycieli firm technologicznych jest dwukrotnie więcej osób powyżej 50 roku życia, niż poniżej 25.
Polskie dane potwierdzają te prawidłowości – w analizie porównawczej bazujących na dziesięcioletnich przedziałach wieku przedsiębiorców okazuje się, że to firmy zakładane przez osoby w wieku 20-30 lat najszybciej padają.. (No, po pominięciu grupy 60-70, gdzie ludzie umierają, lub już odchodzą na emerytury, więc to chyba naturalne, prawda?)
Moje osobiste doświadczenia, związane z prowadzeniem warsztatów rozwiązywania problemów organizacyjnych pokazują, że – rzeczywiście – młodzi ludzie mają znacznie więcej pomysłów. Gdy grupa młodych ludzi ma jakieś 20 pomysłów na rozwiązanie danego problemu, starsi zwykle maja ich o połowę mniej. Ale..
Po pierwsze: podczas gdy wśród osób dojrzałych ok. 50% pomysłów ma istotną praktyczną wartość, to wśród młodych jest to jedynie ok. 20-25%. Po drugie, młodzi ludzie (w przeciwieństwie do starszych) zwykle nie mają pojęcia jak oddzielić te dobre od gorszych)…
Nie znaczy to, oczywiście, że młodzi ludzie „gorzej myślą”. Po prostu.. brak im doświadczenia.
Niestety, w czasach kultu młodości często zapomina się, jaką wartość mają doświadczeni pracownicy.. Podobnie jest, często, niestety w agendach rządowych i samorządowych, gdzie młodość postrzega się czasem jako oczywisty sam w sobie atutu danego kandydata; co prowadzi do wytracania cennych, doświadczonych pracowników..
Pan Żukowski podrwiwa sobie z aspiracji naszego pokolenia, z marzeń o drugiej Finlandii czy Japonii. (Pomijając już ten drobny fakt, że młode pokolenie uważa takie odniesienia za całkiem oczywiste.)
Panie Żukowski, a właściwie dlaczego nie? Singapur, Japonia i Finlandia przez całą dekadę doganiania świata odnotowywały tempo wzrostu przekraczające, 10%..
Więc niby dlaczego nie mielibyśmy mieć takich ambicji?
Może właśnie powinniśmy zadawać sobie pytanie: co właściwie powoduje, że nie byliśmy w stanie powtórzyć sukcesu Finlandii, Japonii czy Singapuru?
Nie mam gotowej odpowiedzi, ale mam hipotezę: jedną z kluczowych przyczyn jest posługiwanie się „fajnymi” hasłami zamiast rzetelnych analiz…
Dziennikarze – zwłaszcza z tak dobrymi nazwiskami i zręcznym piórem jak p. Żakowski starać się więc powinni (jeśli sami nie mają czasu takich badań prowadzić) docierać do ludzi, którzy pewne zagadnienia jakoś przepracowali… I do tego też powinni zmuszać naszych polityków, miast zadowalać się kolejnymi, z kapelusza wyciągniętymi genialnymi pomysłami..