Poprzednim razem pisałem o potrzebie mediacji.
I.. "Fajnie – mógłby ktoś powiedzieć – ale to wszystko jest oczywiste… Już nasi dziadowie mieli powiedzonko „zgoda buduje, niezgoda rujnuje”.
No tak, to oczywiste.. Tylko.. Dlaczego zaledwie ok. 0,15% (półtora promila) sądowych sporów trafia do mediacji? Dlaczego wolimy się procesować, mimo, że spodziewany czas oczekiwania na wyrok sądowy w Polsce (wg. badań Banku Światowego, raport "Doing Business" to.. 650 dni?
Wydaje się, że przyczyn jest kilka:
1. Bezwładności intelektualna prawników doradzających przedsiębiorcom i dyrektorom drogę sądową – a dokładniej bezrefleksyjnie ją przyjmujących jako rzeczywistość. (Pamiętacie opór lekarzy przeciwko myciu rąk, gdy już się okazało, że to podstawowa przyczyna „gorączki połogowej?)
1.a – cynicy twierdzą, że to świadome „hodowanie klienta”, który na proces wyda znacznie więcej pieniędzy
2. Tak, czy siak skuteczność powyższego działania wynika z abdykacji kadry kierowniczej owych podstawowych decyzji; mówi się „wojna jest rzeczą zbyt poważną, by ją pozostawić generałom”. Tu chyba będzie podobnie..
3. Robert Rządca, obecnie profesor w Akademii Leona zasugerował też inne wytłumaczenie - że dominuje myślenie „przecież mogliśmy wygrać”. Rzeczywiście – często jest jakaś szansa na wygranie sporu. Jak mówił w prywatnej rozmowie na ten temat i co dyrektor ma odpowiedzieć na zarzut rady nadzorczej – „jak mogłeś odpuścić szanse wygranej”?
Nakłada się na to jeszcze jeden czynnik: jak wskazują amerykańskie badania, prawnicy mają tendencje do przeceniania szansy wygranej. W modelowych sporach (ocenianych na 50-50) uczestnicy systematycznie oceniali szanse wygranej na 70-80% - niezależnie od tego, po której stronie wypadało im stanąć. Ten „zawodowy optymizm” (mocno wspierany systemem wynagradzania) jest jedna z istotnych przyczyn zaburzania percepcji tak samych prawników, jak i tych, którzy na ich opiniach polegają..
4. Brak jest obyczaju i nawyku wpisywania klauzul mediacyjnych do kontraktów. Co więcej – nawet, gdy są tam wpisane, są często wpisane źle. Taki właśnie przypadek miałem, gdy po przejęciu funkcji prezesa Greater Western Chamber of Commerce and Industry (zachodnich dzielnic Melbourne) przeglądałem umowę ze sponsorującą nas radą miejską Footscray: klauzula była, ale nieefektywna, bo nieokreślająca, kto te mediacje miałby prowadzić.
5. Brak oferty: no, właśnie – a kto w Polsce jest w stanie zaprezentować taką, wiarygodną ofertę? Jest kilkadziesiąt organizacji mediacyjnych (zwykle spory rodzinne, z ambicjami zajmowania się też biznesem), ma swoje ośrodki Lewiatan, KIG i wiele innych. Ale.. w rzeczywistości słabo one działają. (Jeśli po rezultatach sądzić.)
6. Dynamika konfliktu – powoduje, że gdy już się spór rozpoczął, niezwykle trudno, nie mając „z góry zapisanej” klauzuli mediacyjnej, wejść na taką drogę. Wszak a) ktoś musiał by to zaproponować (stawiając się samemu w niezręcznej sytuacji) i b) trudno w sytuacji zaognionego sporu negocjować wybór mediatora..
7. Sytuacja, w której poszczególni mediatorzy promują się przez bezpośrednie kontakty (co jest normą i skuteczną praktyką w konsultingu) nie działa jednak w mediacjach. Bo jeśli kontrahent mówi „no to wpiszmy Iksińskiego, znam go, to sensowny facet”, to dla drugiej strony jest to dostatecznie dobry powód, by… go nie zaakceptować. Bo przecież, to znajomy „tamtego”..
Fakt, są prawnicze grupy mediacyjne, ale to już temat na osobną dyskusję..
8. Wreszcie – można postawić chyba taką tezę – „Kargulowa mentalność” – autorytarne nastawienie na „pokonanie drugiej strony”, a nie na poszukiwanie optymalnego rozwiązania… Mentalność ta jest wpajana nam od przedszkola, przez szkoły, sposób nauczania religii, wojsko przez które przeszła większość dojrzałych dziś mężczyzn (a którzy przekazywali ten wzorzec zachowania organizacyjnego swym podwładnym)…
Pozwolę sobie przypomnieć coś, co znalazło się we wcześniejszym artykule (o tym „Jak zbudować kapitał społeczny”) : Zbigniew Czwartosz psycholog UW, tak mówi o przyczynach klęski projektów promocji mediacji w szkołach: „spotkały się z ostracyzmem części nauczycieli./../ młodzież uczyła się dialogu, konstruktywnej komunikacji /../ i uczniowie zaczęli pytać... Program /../ dostarczył młodzieży kryteriów oceny nauczyciela. To właśnie okazało się problemem. /../ ze szkół dowiadywaliśmy się, że zajęcia tego rodzaju są szkodliwe, gdyż obniżają autorytet nauczycieli i burzą harmonię życia szkolnego. Niestety, polski system szkolny – choć na pewno nie wszystkie szkoły – nie uczy współpracy, nie promuje rozwiązywania konfliktów przez dialog czy współpracę.”
W naturalny sposób wzorce te są przenoszone na funkcjonowanie w przedsiębiorstwach..
Ale.. co robić?
Potrzebne są rozwiązania systemowe – w tym m.in. stworzenie sieci profesjonalnych mediatorów biznesu (o tym w jednym z kolejnych artykułów)..
Ale tymczasem, już od dzisiaj:
• zacznijmy wpisywać do kontraktów klauzule mediacyjne i arbitrażowe,
• a przede wszystkim sięgajmy po mediacje na etapie przesądowym – zanim jeszcze emocje zostaną zdominowane przez pragnienie „pokonania drugiej strony”.