"Przeżycie ekstatyczne jako takie - jako zjawisko pierwotne - stanowi konstytutywny element ludzkiej kondycji; niepodobna wyobrazić sobie epoki, w której człowiek nie miałby snów i marzeń na jawie, nie wpadał w trans i nie tracił świadomości, co tłumaczono jako podróż duszy w zaświaty."
Mircea Eliade
Konsekwentny światopogląd naukowy istnieje jedynie w teorii. Nie spotkałem nikogo, kto dobrze przepytany nie ujawniłby w końcu w jakiejś sferze myślenia o charakterze religijnym, mistycznym czy nie pokazałby jakiejś skłonności do magicznego traktowania faktów. W praktyce po prostu nie da się funkcjonować wyłącznie w oparciu o to co na pewno się wie. Obojętne jaką decyzję chce się podjąć, musi się w coś uwierzyć nie sprawdzając tego. Starczy głupią butelkę mleka wziąć do ręki by się o tym przekonać.
Żeby otworzyć zaczynasz kręcić korkiem. W którą stronę? A skąd wiesz, że to właściwa strona? A jeśli to lewostronny gwint? Podnosisz do ust i pijesz. A skąd wiesz, czy mleko naprawdę ma tę datę która jest na opakowaniu? A sprawdziłeś datę? Wielu nie sprawdza. Są tacy co sprawdzają daty na wszystkich produktach, są tacy co nie sprawdzają nigdy na żadnym. Różni ich poziom zaufania do świata i ludzi. Przekonanie, że mogę na chwilę oddać kontrolę i inni dobrze się zajmą otaczającą mnie rzeczywistością albo odwrotnie – przekonanie, że muszę wszystko ogarnąć sam bo nikt się nie zajmie, muszę być dorosły czasem ponad swój wiek, nie mogę ani na chwilę stracić czujności bo skutki tego będą katastrofalne. A skąd w ogóle wiesz, czy w butelce jest mleko? Skąd wiesz, czy nie jest zatrute?
Psychologia opisuje takie stany umysłu, które można nazwać stanami radosnej, dziecinnej i praktycznie niczym nieograniczonej wiary. Weźmy absolwenta wyższej uczelni który w chwilę po jej ukończeniu zaczyna rozsyłać CV do potencjalnych pracodawców i umieszcza w nich emotikonki, całkiem jak w czatowej korespondencji. Różne mogą oczywiście być tego przyczyny, ale jedna z możliwych interpretacji wiąże się właśnie ze stanem wiary. Nieskończenie opiekuńczy i wyrozumiali rodzice którzy nigdy niczego nie wymagali, za to zawsze zachwycali się tym swoim dzieckiem przekonali je w końcu, że cokolwiek nie zrobi będzie zaakceptowane a spontaniczna ekspresja w jego wykonaniu wszystkich niechybnie zachwyci. I później przychodzi taki człowiek na rozmowę o pracę i opowiada radośnie o głupiej szefowej w firmie ojca wierząc, że to rozbawi headhuntera tak samo, jak rozbawia jego.
Nieskończona ufność jelonka, nieskończona wiara w opiekę świata widzianego na kształt Wielkiej Matki. Oczywiście prędzej czy później skończy się to kraksą. Dzieci tych niewyobrażalnie wyrozumiałych rodziców skończą z potworną depresją bo świat nie będzie zachwycał się nimi bezwarunkowo. Zderzenie z realnością w wieku lat trzydziestu kiedy człowiek przestaje być już „młodym dorosłym” (co to w ogóle za kretyńska nazwa?) boli jak diabli. Pracodawców nie bawią emotikonki. Wiek męski, wiek klęski. Dziewczyny może zdołają jakoś tego uniknąć choć nie liczyłbym na to za bardzo.
Znamy i przeciwny biegun. Oto ktoś nie wierzy w nic zupełnie. Mleko na pewno jest przeterminowane (zresztą to nie jest mleko), zawsze trzeba sprawdzać każdą datę, czytać skład, sprawdzić w kilku źródłach bo nazwy konserwantów też są fałszowane a ten facet co siedzi w rogu knajpy patrzy na mnie jakoś dziwnie. Poza tym dlaczego pan pyta jak się dzisiaj czuję? Co pan chce przez to powiedzieć? No i proszę się nie uśmiechać. Jeśli pan się uśmiecha, chciałbym, żeby pan konkretnie powiedział co pan ma na myśli uśmiechając się ponieważ uśmiech bez wyjaśnienia jest nadużyciem. Poza tym gdzie pan kończył studia i co jest za tą zasłonką? To się nagrywa? I tak dalej..
Rodzice tej osoby nie byli chyba tak fajni. Raczej nie można było im zaufać a możliwe, że budzili przerażenie. Człowiek całe lata zmuszony do czujności nie może przestać sprawdzać i nie da się tego wyłączyć. Gorzej nawet – każda niejasna sytuacja (a bez choćby grama wiary każda sytuacja jest niejasna) utwierdza w przekonaniu o istnieniu zagrożeń, zdrad, nadużyć i o konieczności jeszcze większej kontroli. Wiary nie da się zastąpić wiedzą bo żadna wiedza nie jest ostateczna. Dlatego wiedza nie daje bezpieczeństwa. Trochę siły najwyżej, ale siła bez wiary też bezpieczeństwa nie daje.
Chcesz kogoś takiego rozśmieszyć, to zaproponuj mu by w coś uwierzył. Bez dowodów. Ot tak po prostu na słowo. Uzyskasz coś na kształt uśmiechu, choć nie będzie to śmiech z głębi trzewi. Więcej w tym goryczy i sarkazmu niż radości, bo trzeba czuć się bezpiecznie żeby móc jakiejkolwiek radości doświadczać. Autor CV pełnego emotikonków pracy oczywiście nigdy żadnej nie dostanie, studia zresztą też pewnie wybrał pełen wiary w dobry opiekuńczy świat bo nie sposób inaczej wytłumaczyć sobie wybór jakiego dokonał, ale za to śmiać potrafi się nieźle i wielu tym śmiechem zaraża.
Ktoś z przeciwnego bieguna – ostrożny i nieufny do bólu - pracę dostanie prawie na pewno i świetnie, sumiennie ją wykona. Ale poczucia humoru to on mieć nie będzie. Dla niego wszystko jest serio. Przymrużenie oka dla niego jest najwyżej drwiną więc jeśli masz do czynienia z taką osobą warto uważać co się mówi bo właśnie znalazłeś się w świecie w którym „uwierzyć” oznacza „stracić czujność” a to znaczy już tylko „wystawić się na strzał”. Nigdy nie wiadomo co zostanie wzięte serio. Jeśli ktoś jest naprawdę na dalekim skraju, to bardzo słabo radzi sobie z metaforą i nawet mając dobre chęci łatwo zostać mu dozgonnym wrogiem. Autoironię też wówczas odradzam, bo ktoś kto całe lata musiał zachować czujność zobaczy w niej jedynie brak szacunku. W sumie nie ma sposobu.
Istnieje wiele przyczyn dla których ludzie nie mogą rozluźnić się, oddać kontroli i po prostu uwierzyć, że ktoś inny zajmie się nimi, weźmie wszystko na siebie i że ogólnie rzecz ujmując „będzie dobrze”. Okrucieństwo rodziców nie jest jedyną opcją. Jeśli na przykład czyjś rodzic był wiecznym hipisem i nie kontrolował w życiu dosłownie niczego, jeśli nie wprowadzał żadnych zasad, nie formułował żadnych wymagań i nie można było zaufać mu w niczym bo nic nie ogarniał to choćby był najsłodszym i najukochańszym człowiekiem i najlepiej dzieciom życzył tudzież był arcymistrzem „komunikacji bez przemocy” jego dziecko luzakiem nie będzie. Kiedy nie ma żadnych zasad nic nie jest zakazane. Ale jeśli nic nie jest niewłaściwe, to nie wiadomo wówczas także co jest właściwe. To wcale nie redukuje lęku. Przeciwnie – tworzy go coraz więcej i jest to wtedy lęk naprawdę nie wiadomo przed czym. Podobnie z wymaganiami. Jeśli nie ma żadnych, nie można ponieść porażki. Ale nie można także mieć sukcesu. Nie ma po co o niego się starać. To też jedna z możliwych przyczyn wysłania CV pełnego słodkich żółtych buziek.
Ludzie wymyślają sobie groźnych bogów i demony by mieć coś konkretnego czego można by się bać. Kiedy już nie ma wiary w demony i groźne bóstwa, lęk nie znika tylko po prostu nie ma twarzy. Jak mówi stare powiedzenie – nie będziesz wierzył w Boga, zaczniesz wierzyć w koty. Ptasia grypa, cholesterol, spiskowe teorie i kometa która walnie w ziemię niemal na pewno to próby, jakich dokonuje społeczna świadomość by nadać lękowi jakąś twarz i formę w miejsce tej formy której nie wypada już traktować poważnie. Uzasadniać wstrzemięźliwość wiarą w sąd ostateczny w dzisiejszych czasach trochę głupio. Ale jeśli odmówisz sobie czegoś w trosce o efekt cieplarniany nie będzie nikogo kto by nie rozumiał o co chodzi. Coś musi nas ograniczać.
Jeśli dziecko nie ma niczego czego mogłoby się obawiać, zaczyna się obawiać rzeczy zupełnie zaskakujących. A jeśli nie może ufać, że rodzice wiedzą co robią i kontrolują rzeczywistość wokół siebie ono nigdy nie może poczuć się naprawdę dzieckiem – kimś kto nie wie i wiedzieć nie musi.
Piszę o tym wszystkim, bo współcześnie mamy modę na zastępowanie wszelkiej wiary wiedzą w nadziei, że to da jakąś większą pewność. To wielkie nieporozumienie. Wiedza nie leczy, bo nigdy nie wiesz do końca. Ciągłe pytanie daje poczucie wyższości nad naiwnie wierzącymi ale nie uśmierza lęku.
Ojciec Bashobora twierdzi, że leczy a nawet wskrzesza i są tacy co w to wierzą bez zastrzeżeń. Czy możliwe, by leczył faktycznie? Ci co wyznają tę samą wiarę co on powinni odpowiedzieć twierdząco. Ale przecież nie wszyscy ją wyznają. Spróbujmy przyjrzeć się temu nie z punktu widzenia tego w co wierzą niektórzy ale z punktu widzenia tego co wiedzą wszyscy bo wszyscy mogą to sprawdzić. Nie wszyscy mieszkańcy planety zgodzą się co do tego, że istnieje Duch Święty, ale z pewnością wszyscy zgodzą się co do tego, że istnieje coś takiego jak placebo.
Czy placebo leczy? W potocznej mowie powiedzieć, że coś ma efektywność porównywalną z placebo to tyle co powiedzieć, że to wcale nie działa. Ale to nieprawda, bo efektywność lecznicza placebo wcale nie jest równa zeru. Przeciwnie. Placebo – lek którego jedynym leczącym składnikiem jest wiara pacjenta jest bardzo efektywnym sposobem leczenia. Eksperymentów przeprowadzono z tym mnóstwo i wyniki są jednoznaczne. Placebo leczy jak najbardziej. Zliczając średnią wyników wszystkich badań skuteczność placebo sięga 35%.
Oczywiście w różnych przypadkach ta skuteczność jest zróżnicowana. Jeśli masz dziurę w zębie i czujesz ból tabletka z cukru lub naświetlenie palca fluorescencyjną lampą mogą sprawić, że ten ból na moment ustąpi o ile mocno uwierzysz w tę tabletkę albo w specjalne promienie. Ale w miejscu gdzie jest dziura ona wciąż będzie. Organizm ludzki ma możliwość blokowania receptorów bólu, ale nie ma fizjologicznej zdolności odbudowania utraconej tkanki stałego zęba. Po jakimś czasie ból wygra. Jest tu jednak ciekawy szczegół.
Załóżmy, że wiesz, że skuteczność placebo w chwilowym leczeniu bólu jest spora. Widziałeś statystyki, obserwowałeś eksperymenty.. Wiesz. Masz wiedzę. Czyli wiesz, że twój organizm jest w stanie zablokować ból na jakiś czas jeśli uwierzysz.
Zrób więc kolejny eksperyment. Spróbuj zablokować ten ból samym wysiłkiem woli na tej podstawie, że nie tyle wierzysz, ile wiesz (bo przecież wiesz na podstawie eksperymentów) że to możliwe. Będzie to terapia oparta na wiedzy. I dowodach.
Oto one: w eksperymencie wykazano, że ludzie mogą siłą własnego organizmu przez moment obniżyć uczucie bólu jeśli uwierzą w jakieś placebo. Czyli ich organizmy mają taką zdolność i kieruje tym umysł. Już to wiesz, masz dowody na to, że to potrafisz. No to skup umysł i zrób to samo bez placebo. Bez magii, bez promieni, samym tylko świadomym postanowieniem. Nie boli mnie. Po prostu.
Nie ma opcji. Nie dasz rady. Bo nie wierzymy w siebie, tylko w lek. W cudowne lekarstwo, promienie, energię, hipnotyzera, potwierdzony naukowo manual prosto z Ameryki, znanego lekarza.. cokolwiek. To nie wiedza o tym, że to dla nas wykonalne sprawia, że możemy to wykonać tylko wiara (w lek lub uzdrowiciela) uruchamia naszą zdolność leczenia. Nie umiemy tego sami kontrolować. Magia lub tabletki z cukru są po to, by nasz organizm zrobił to do czego jest zdolny tak by nasza wiedząca, kontrolująca, sprawdzająca i analizująca część nie mogła zablokować tej zdolności. O ile wierzymy w tę magię. To co tu działa to nie świadomość, a właśnie nieświadomość.
To oczywiście nie zawsze wystarcza. Badano na przykład, czy można za pomocą placebo wyleczyć kogoś z problemu kłócenia się z żoną. Słabe efekty. Oj marne. Kłótnia z żoną to po prostu zbyt złożony proces i sama mobilizacja biologicznych rezerw organizmu nie wystarcza. W końcu większość par kłócąc się nie ma pojęcia dlaczego to robią no więc co ten organizm miałby zmobilizować? W którą stronę? To nie zadziała.
A jak z rakiem? Jeszcze gorzej. Nawet bardzo źle. Zdesperowany człowiek może uwierzyć, że nie ma raka i nie potrzebuje leczenia mimo tego, że ciągle go ma. Jest przekonany, że choroba się cofnęła bo czuje mniej objawów. Naprawdę przez pewien czas jego organizm może na przykład ograniczyć ból. Dać przypływ energii, wiary, dobrego samopoczucia.. Niestety rak ciągle tam jest i w końcu uderzy a straconego czasu nie będzie już można nadrobić. Życie to niestety nie bajka. Na szczęście w dzisiejszych czasach rak częściej jest chorobą przewlekłą niż śmiertelną i to nie dzięki wierze akurat, a wiedzy. Całkiem sporo osób głowi się nad tym jak to uleczyć, sporo w to inwestują i mają sukcesy. Nie musisz im wierzyć, ale lecz się jak trzeba i tym co działa nawet na niewierzących.
Jest jednak grupa chorób na które placebo działa rewelacyjnie, ponieważ spełniają dwa ważne warunki. Po pierwsze ich źródło jest w głowie i tylko w głowie, a po drugie ich przebieg jest bardzo prosty. Konkretny fizyczny objaw. To tak zwane zaburzenia konwersyjne, które dawniej w czasach Freuda były znane pod nazwą histerii. Dziś ich już nikt tak nie nazywa, bo słowo „histeria” podobnie jak „kretyn” i „idiota” przeszło do mowy potocznej i stało się obraźliwe. Dawniej były to jednak po prostu terminy medyczne o bardzo konkretnym znaczeniu. Dziś jest to samo znaczenie, ale nazwa poprawniejsza by nikogo niepotrzebnie nie obrażać.
Czym jest zaburzenie konwersyjne czyli dawniejsza histeria?
Na przykład człowiek traci władzę w jakiejś kończynie, przestaje widzieć, słyszeć lub ma inny dziwny fizyczny objaw mimo, że żadnych zmian fizycznych nie ma. Wojskowy pilot traci wzrok zaraz po starcie, starsza kobieta traci zdolność chodzenia po śmierci męża, sędzia od czasu kiedy orzekł karę śmierci ma zawroty głowy gdy wchodzi na sądową salę i tak dalej. Nasza podświadomość robi coś dziwnego z naszym ciałem. To właśnie odkrycie takich chorób doprowadziło kiedyś Freuda (neurologa z wykształcenia) do pomysłu, że psychika człowieka prócz części świadomej może mieć też nieświadomą.
Czasem jak w tym opisie przypadku można się jednak oszukać, dlatego jeśli jesteś w jakiejś psychoterapii i zaczyna się rozmowa o tego typu problemach, to zanim przyjmiesz do wiadomości, że twój fizyczny objaw może mieć jakieś psychiczne podłoże warto naprawdę, ale to naprawdę dużo pracy włożyć w porządną fizyczną diagnozę i to u wielu specjalistów jeśli jeden niczego nie znalazł.
Najlepiej w ogóle nigdy z niej nie rezygnować. Snuć skojarzenia można tak czy siak, często i tak do ciekawych rzeczy to może prowadzić ale zakładać, że jeśli jesteś w psychoterapii to każdy fizyczny fenomen musi mieć głębokie psychiczne przyczyny i na pewno wyleczysz się z niego rozmową to raczej naiwność albo chęć zaszkodzenia sobie niż głębia.
Bo to zdrowiej niż się chemią faszerować. Zresztą jak się okazuje nie do końca potrzebnie każą z tym się kryć. Nieświadomość nie zna słowa „nie”. Jeśli mówisz komuś „daję ci teraz lek który nie działa jeśli w niego nie wierzysz” to jest to tak samo skuteczne jak powiedzieć „daję ci teraz lek który działa”. Kto nie wierzy, jest na to badanie. Placebo działa czasem nawet wtedy, kiedy wiemy, że to tylko placebo.
To ostatnie badanie z zaskakującym i zupełnie nieintuicyjnym wynikiem przez wielu krytykowane jest za błędy w metodzie. Po części słusznie. Trochę coś innego poszło tu do mediów, troszkę coś innego wychodzi w samym wyniku. Poza tym sposób mierzenia zmiany był dość subiektywny. Pytali ludzi czy im się poprawiło. Tych samych którzy wcześniej dowiedzieli się, że dostali placebo. No ale powiedzieli, ze się poprawiło choć wiedzieli co dostali. Ale badanie irytuje, bo wywraca do góry nogami problem etyczności leczenia sugestią. Skoro leczenie sugestią działa nawet wtedy kiedy wiem, że to sugestia to co to mówi o naszej podmiotowości? Trudny problem.
Jest z tym placebo zresztą parę ciekawostek, bo ciekawymi drogami chadza nasza wiara.
Wierzymy na przykład w tabletki ale nie w każde tak samo. Kapsułki i zastrzyki są lepsze od tabletek, zastrzyk dożylny który boli działa lepiej niż domięśniowy. Wybierając między tabletką a płynem wygrywa płyn. Kapsułki dwubarwne czerwono-szare wywołują działania uboczne. Małe czerwono-pomarańczowe kapsułki i duże brązowo-zielone skutkują najlepiej.
Wiele zależy od ceny i marki. Rumuński lek wysupłany z kieszeni i odwinięty z gazety może nie pomóc choćby był najuczciwiej zrobiony. Najlepsze są szwajcarskie, w dużym kosmicznym opakowaniu i z liczbą w nazwie. I coś z „gene”. Generacja, genetyka.. Brzmi to głupio, ale naprawdę pomaga. Jak to działa, że to działa? Nikt do końca nie wie. Nasz umysł do pewnego stopnia może wpływać na funkcje ciała choć nie podlega to naszej świadomej kontroli. Wiara uruchamia zdolność którą nadmiar wiedzy blokuje.
A jak jest z chorobami i zaburzeniami psychicznymi? Tu sprawa jest chyba najbardziej skomplikowana. O ile mniej więcej wiadomo z czego zrobiona jest dziura w zębie (dokładnie – z braku zęba w miejscu dziury) o tyle z czego składa się choroba lub zaburzenie psychiczne nie wie nikt. Zaburzenie psychiczne składa się z zachowań i odczuć. Gdzie to jest? Jak tego dotknąć? Jak zważyć? Nikt nie wie. To jest po prostu w umyśle. Czy zatem można leczyć to samą sugestią?
Prostsze rzeczy do pewnego stopnia można. Na przykład lęk. Czujesz lęk przed kobietami, bo na przykład czujesz się winny, że mógłbyś je czymś skrzywdzić albo chcieć je skrzywdzić, boisz się jakiejś własnej "kaleczącej je" części więc masz problem z erekcją. Nosorożec nie wygląda na takiego, co by bał się jakiejkolwiek kobiety albo nią przejmował.
Mieć jego siłę, nie myśleć za dużo, mieć grubą skórę i nie dostrzegać przeszkód.. To by pomogło. Łapią nosorożca, zabijają, mężczyźni kupują sproszkowany róg i dopóki ktoś tej metody nie wyśmieje wielu z nich odnosi znaczące sukcesy. Pod warunkiem, że wierzą, że to prawdziwy sproszkowany róg nosorożca nie jakaś podróba. Niestety przyczyna lęku przed kobietą od tego nie znika i kiedy w okolicy zbraknie nosorożców problem powróci.
Taka sama skuteczność jak przeróżnych „afirmacji”. Można się trochę napompować przez pewien czas a później życie przypomina o sobie na nowo. Sama wiara nie wystarcza, ale jest ważna. W przypadku problemów psychicznych jest ważna ze szczególnego powodu.
Jeśli wierzysz w naukę, a masz depresję idziesz do psychiatry i on daje ci leki. Kiedy je dostajesz, czujesz się porządnie zaopiekowany i wsparty. Porozmawiał, zrobił testy, obliczył na komputerze, zajrzał do podręcznika diagnostycznego i wypisał receptę na lek który bierze znany aktor. Mając nadal depresyjne myśli musiałbyś okazać się naprawdę wielkim malkontentem więc zaczynasz znajdować pozytywy. Ktoś o człowieka dba i ma do tego porządne narzędzia. To daje bezpieczeństwo a wielu ludziom brak w życiu poczucia, że ktokolwiek zainwestował w nich uwagę i pracę.
Matki koją ból dzieci dając plasterki i czekoladki. Wielu lekarzy dając leki robi to samo i to naprawdę pomaga. Nie mówię, że całe działanie leków tylko na tym polega, ale wiadomo nie od dziś, że bycie w lekowej terapii daje poczucie bezpieczeństwa. Bo wierzymy w biologię a lek to konkret. Ma swój ciężar, smak, kolor.. Kiedy masz napad uczuć których się nie daje opanować, czujesz się zostawiony przez innych i pusty serce może zacząć walić jak oszalałe. Idziesz do przychodni a tam dają ci holter. Coś człowieka pilnuje nareszcie. Wsłuchuje się i pamięta. Lęk znika i maszyna zaczyna bić równo. To często pomaga.
Oczywiście najlepiej w miejsce wiary wprowadzić świadomość. Odpowiedzialność, kontrolę, zdrowy rozsądek, silne ego, niezależność i jasne zasady. Piękny cel. Niestety jednak ludzie bywają czasem w takim stanie, że mówienie im o odpowiedzialności może tylko dobić.
Żyją na świecie tacy, których w porę założony holter EKG uchronił przed samobójstwem. Innym może pomóc ojciec Bashobora. I co w tym złego? Inna rzecz, że każda potężna siła co jedną ręką dała drugą może zabrać. Bashobora pozwala wierzyć, że leczy, ale oprócz tego czegoś od ludzi chce i bynajmniej nie jest to te nieszczęsne czterdzieści złotych. Warto przemyśleć co tu idzie w sprzedaży wiązanej, ale niezależnie od tego sugestia ma wielki potencjał. Kto chce bardziej wejść w temat, polecam przejrzenie na przykład tej pracy. Poziom zaawansowany.