Ukraińscy oligarchowie tworzą trzy klany – doniecki, dniepropietrowski i charkowski. Janukowycz obsadził wszystkie stanowiska klanem donieckim, co oczywiście było grubym nietaktem i nie mogło skończyć się dobrze dla niego. Nie wyczerpuje to jednak przyczyn jego kłopotów. Ukraina nie jest łatwym krajem. Po raz pierwszy jako państwo niepodległe pojawiła się w roku 1991. Wcześniejsze opisy historyczne dotyczą wielu imperiów, które w takiej czy innej formie funkcjonowały na tym i sąsiednich terenach.
Ukraina nigdy nie miała rządu w zachodnim rozumieniu tego słowa. Po upadku ZSRR uzyskała coś na kształt niepodległości, by służyć jako biuro rodzinnych biznesów oligarchów, w tym księżniczki gazowej, Julii Tymoszenko. PKB na mieszkańca wynosi 3300 dolarów, czyli mniej więcej tyle, ile mają Egipt, lub Syria. To jedna dziesiąta średniej europejskiej. Całkowita kapitalizacja giełdy Ukrainy, to mniej, niż wartość wytwórni Disneya. Ten kraj potrzebował natychmiast 35 miliardów dolarów, by w ogóle jakoś przetrwać następne dwa lata.
(…)
Ludzie na Ukrainie są tak desperacko biedni, że w żaden sposób nie byliby w stanie spłacić swoich miesięcznych rachunków, gdyby nie rządowe subsydia. Oligarchowie splądrowali kraj całkowicie, pozostawiając go z długiem w wysokości 137 miliardów i gospodarką, która nie jest w stanie funkcjonować bez pożyczania 20 miliardów rocznie. Putin zaoferował Janukowyczowi te 20 miliardów w gotówce i dotacjach, a ten oczywiście przyjął jego ofertę. Alternatywą było mniej więcej 15 miliardów od MFW, pod warunkiem, że Ukraina wprowadzi reformy (m.in. obetnie wspomniane dotacje). Janukowycz (..) zdecydował się więc na układ z Rosją.
(..)
Dla demonstrantów z Majdanu zbliżenie się do Rosji oznaczało dalszy ciąg tego samego koszmaru. Niektórzy z nich woleliby umrzeć, niż żyć w ten sposób, co jest całkowicie zrozumiałe. Jednak, co realnie Unia, lub USA miałyby im do zaoferowania? Znalezienie podatników chętnych zapłacić 35 miliardów jest skrajnie mało prawdopodobne.
(..)
Rewolucja na Ukrainie jest dziwna, nawet jak na najnowsze standardy. Obalony premier Wiktor Janukowycz wygrał wybory prezydenckie 2010 przeciwko Julii Tymoszenko. Po "pomarańczowej rewolucji" reżim Tymoszenko zrobił okropny bałagan. Janukowycz pogorszył sprawę. Wśród Ukraińców zebranych na Majdanie znaleźć można wszystkich, od demokratycznych idealistów, poprzez płatnych demonstrantów wynajętych przez ukraińskich oligarchów, aż do chuliganów, którzy myślą, że drugą II wojnę światową powinien wygrać ktoś inny.
Cokolwiek by nie sądzić o Republikanach, pewne jest, że potrafią liczyć pieniądze.
W polskich mediach głównego nurtu o drugiej i trzeciej grupie Majdanowców zbyt wiele nie słychać, bo wspominanie o nich psułoby krystaliczność obrazu, co z kolei mogłoby prowadzić do rozmycia oczekiwanych, prostych i przewidyalnych emocji. Jednak na świecie trochę się o tym mówi i naprawdę nie tylko dlatego (choć z tego powodu także), że KGB sponsoruje kalumnie.
Kilka miesięcy temu internet obiegł film, na którym członkini zwycięskiej partii Swoboda naucza przedszkolne dzieci, jak się powinny nazywać. Jeśli masz rosyjskie imię, pakuj torbę i wracaj do siebie. Tu jest Ukraina.
Jest jednak oczywiste, że Janukowycz nie upadł dzięki kolegom tej pani. Upadł, bo wielu Ukraińców żyje marzeniem o znalezieniu się w świecie, który Sloterdijk nazywa Kryształowym Pałacem i w którym, jak nam wmawiają nasze media, my też już od dawna żyjemy. To marzenie jest bardzo prawdziwe, a życie w ukraińskich realiach po upadku ZSRR czyni je jeszcze prawdziwszym.
Jeśli obejrzymy choćby ten film, widać wyraźnie coś, czego nie widać w żadnym kraju Europy – ludzi, gotowych zginąć za Unię.
Czy nasza eurosceptyczna prawica, która tak się domaga, by bronić Ukrainy, może to sobie wyobrazić? Czy gdyby udało im się na Majdanie przemówić, to przekonywaliby słuchaczy, że w Smoleńsku był zamach, namawialiby ich do przystąpienia do Unii, czy raczej rozpaczali nad niepotrzebnym oddaniem Rosji broni atomowej, tak jak to czyni rzecznik Pravego Sektora, Andrij Tarasenko w rozmowie z dziennikarzem Rzeczpospolitej?
A jednak wśród walczących na Majdanie część główną stanowią zdesperowani ludzie, którzy oczekują po prostu jakiejkolwiek nadziei na zmianę. I widzą tę nadzieję w Europie, bo przecież nie w Rosji. Warto na nich popatrzeć, bo wkrótce ten widok może w naszej pamięci zostać przykryty przez widoki dużo mniej budujące.
To zupełnie niezwykłe w sytuacji, gdy Europa nie potrafi nawet określić, czym sama jest. Kiedy ostatni raz ktoś szykował się do walki, dobrowolnie wkładając na siebie unijną flagę? Ja widzę to po raz pierwszy w życiu. Zwykle, jeśli w Europie ktoś walczy, to raczej ci, którzy tę flagę palą.
Jak Ukraińcy sobie tę Europę wyobrażają? Wizja sprzedawana nam przez media jest z konieczności uproszczona, bo celem jej lansowania jest przekazanie równie prostej wizji naszej własnej sytuacji. Ukraińcy walczą o raj wolności, w którym my już jesteśmy. Po upadku ZSRR im się oczywiście polepszyło, no bo jakże by inaczej, ale jednak polepszyło się niewystarczająco. Dlatego teraz trzeba im wysłać ekspertów, którzy wprowadzali nasze reformy transformacji i będą mieli tak dobrze, jak my mamy teraz. Bo czyż nie mamy dobrze? Posłuchajmy jednak, co mówią ci ludzie.
Chcę, by wszyscy ludzie byli równi. Chcę, żeby bogaci, którzy nic nie robią, przestali okradać biednych, którzy muszą ciągle pracować.
Chcę porządnej edukacji.
Chcę, żeby państwo nas chroniło
Czy my naprawdę mamy ekspertów, których moglibyśmy im wysłać, by zorganizowali im to wszystko? Media przekonują nas, że Ukraina powtarza ścieżkę, którą my przeszliśmy w latach osiemdziesiątych. Jednak jeśli ktokolwiek jeszcze pamięta, czego żądali robotnicy stoczni w roku 80, to w ich postulatach nie ma ani słowa o kapitalizmie. Czy gdyby wiedzieli, że za kilka lat ich zakłady przestaną istnieć, robiliby to samo?
Postulaty 80 roku mówiły dokładnie o tym, o czym mówią dzisiaj ci ludzie na filmie, ale nie ma to wiele wspólnego z realnością, którą my dziś możemy im zaoferować. Jak na ironię, to są marzenia być może wcale nie tak odległe od tych, które napędzają dziś inne protesty – te prorosyjskie - w Doniecku i Charkowie .
Wspomniałem o oligarchach z pominiętych przez Janukowycza klanów. Jego „niedopatrzenie” jest już niestety naprawiane. Ukraińscy oligarchowie Ołeksandr Kołomojski i Serhij Taruta zgodzili się stanąć na czele władz dwóch obwodów: dniepropietrowskiego i donieckiego.
„Siergiej Taruta, to główny akcjonariusz Stoczni Gdańsk i Huty Częstochowa. Ukraiński biznesmen stoi za koncernem ISD, który w 2005 roku przejął Hutę Częstochowa, a później gdańską stocznię.”
Przypomina się piosenka Bielizny - „tańczy zimny wiatr, wśród fabrycznych hal, trawa gryzie przerdzewiałą stal..”.
"Jeśli jednak ostatecznie w imieniu Unii i MFW pojadą na Ukrainę chłopcy po stażach w bankach inwestycyjnych i funduszach hedgingowych, z mentalnością globalnego KoLibra w głowach, którzy zarabiając wielokrotność przeciętnej pensji londyńskiej (nie mówię „brytyjskiej”) czy waszyngtońskiej (nie mówię „amerykańskiej”), bo za mniejsze pieniądze nie zdołano by ich i ich oportunistycznych kompetencji „kupić z rynku”, będą się prześcigać w mówieniu Ukraińcom, jak bolesne muszą być ich reformy, a przede wszystkim, jak szybko trzeba oczyścić przemysłowy pejzaż Ukrainy na przyjęcie korporacji globalnych, to ci sami Ukraińcy, którzy dzisiaj wybrali kapitalizm UE (na razie jego miraż) zamiast kapitalizmu Putina (bo poznali jego realność), mogą wybrać za kilka lat miraż kapitalizmu Putina, zamiast realności kapitalizmu UE. Tym bardziej, że kapitalizm UE zostanie im zaoferowany w jego wersji dużo gorszej, niż np. niemiecka, bo w wersji peryferyjnej (już nawet polityka Bismarcka, Adenauera, czy polityka przemysłowa i społeczna dzisiejszych Niemiec, zarówno przez globalnych chłopców z KoLibra, jak też przez peryferyjnych „centrystów” zostanie uznana za „lewactwo”, oni wolą Thatcher, szczególnie w wersji mitologicznej).
Co z tymi naszymi ekspertami zrobić? Pierwsze, co bym proponował, to zacząć od tego filmu:
Ten człowiek, to miliarder, jeden z pierwszych inwestorów Amazona i wie o czym mówi.
Ponad połowa światowego handlu przechodzi przez raje podatkowe, chociaż wytwarza się w nich zaledwie 3 procent globalnego PKB. Około 60 procent handlu międzynarodowego, to transakcje między podmiotami zależnymi tej samej grupy firm, co pozwala na optymalizację podatkową. Sto największych korporacji świata odpowiada za 20 procent wszystkich bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Między firmami-córkami tych korporacji odbywa się około 60 procent globalnej wymiany handlowej.
Jak słusznie zauważa Andrzej Gąsiorowski, my także mamy oligarchów, ale nasi mają znacznie lepszy gust. Co czwarty Polak zagrożony jest ubóstwem, ale gust i smak stały się naszą specjalnością. Żaden z naszych oligarchów nie zastawia sobie domu takim kiczem. No i mamy most świętokrzyski, który w każdym serialu o młodych, zakochanych ludziach z perspektywami pokazują nam w tysiącu ujęć, co wyraźnie dowodzi, że tu prawie Nowy Jork.
Kilka dni temu pewna blogerka modowa popełniła głupawy tekst o Majdanie.
Oczywiście na początku zastanawiałam się, jak mam się ubrać, idąc na Majdan. Wiesz, takie typowe rozterki fashionistki
Termiczna bielizna Uniqlo, którą niedawno kupiłam, okazała się wprost idealna na Majdan, a nie jak wcześniej myślałam, na wypad na narty w Alpy.
Byłam dumna, że wreszcie mogę zrobić dla Majdanu coś pożytecznego, ale moja próżność podpowiadała mi, że roznoszenie kanapek to nie jest odpowiednie zajęcie dla dziennikarki modowej. Społecznikowska postawa wzięła jednak górę i ostatecznie nawet zgodziłam się pozować do zdjęcia, jak wydaję prostestującym talerze z gryką.
Szczerze mówiąc, nigdy wcześniej nie widziałam tak dobrze ubranych rewolucjonistów! (...) Była Olga z ukraińskiego Vogue'a, Nina z Harpersa... Byli artyści, hipsterzy, ukraińscy inteligenci i to było naprawdę fantastyczne.
Mnóstwo ludzi dosłownie zrównało z ziemią tę dziewczynę. Zestawienie martwych ludzi z opowieścią o termicznej bieliźnie musiało skończyć się linczem, ale przy okazji udało się odepchnąć wszelką myśl o tym, że być może jej wypowiedzi nie są tylko jej własne, ale są przejawem czegoś i być może pokazują jakiś głębszy problem.
Czy naprawdę to, co napisała ta kobieta, nie ma nic, ale to absolutnie nic wspólnego z tym, jak żyjemy? Co mamy Ukrainie do zaproponowania, oprócz ładnie utrzymanej fasady? Nie mamy pieniędzy na leczenie podstawowych chorób, olbrzymia część społeczeństwa nie spłaca swojego zadłużenia, trzy miliony ludzi wyjechało, a do 70 roku ludność Polski spadnie o połowę. Ale ciągle mamy karty kredytowe.
Faktem jest, że Ukraińcy nie mają zwykle nawet tego. Co zrobią, by choć to dostać i jakie realnie rzecz biorąc mają na to szanse?
Oddajmy jeszcze głos Michalskiemu, który w artykule Asperger patrzy na rewolucję, bardzo przytomnie komentuje sytuację w przeddzień upadku Janukowycza:
W momencie, kiedy Janukowycz po trwającym od lata 2013 bezprecedensowym nacisku ekonomiczym i politycznym ze strony putinowskiej Rosji zdecydował się nie podpisywać traktatu stowarzyszeniowego z UE, Unia była z tym całkowicie pogodzona. (..).
W stanie, w jakim UE znajduje się od początku globalnego kryzysu, były ku temu powody. Konserwatyści brytyjscy walczący o życie z nacjonalistami Farage'a, cała francuska liberalna klasa polityczna walcząca o życie z Frontem Narodowym, wszyscy oni – i trudno się dziwić – przedkładali konsolidację Unii nad jej rozszerzanie. Z perspektywy Londynu, Paryża, a więc i w jakiejś części Brukseli, silniejsze zaangażowanie się w ukraiński kryzys oznaczało w najgorszym razie ryzyko frontalnego konfliktu z Rosją i miliony uchodźców ze Wschodu, a w najlepszym razie pojawienie się na Zachodzie Europy kolejnych milionów tanich pracowników ze Wschodu. W obu wypadkach Cameron widział się już zdetronizowanym przez Farage'a, a Hollande i Cope (słaby następca Sarkozy'ego na czele francuskiej centroprawicy), widzieli się już zdetronizowanymi przez Marine Le Pen.
To, o czym pisze autor jest przecież oczywiste. Jeśli gospodarka ukraińska jest kompletnie niekonkurencyjna (a jest), to jedyne, co Ukraina wniesie do Unii, to tania siła robocza w ilościach milionowych. To olbrzymi kraj, pełen ludzi, którzy nie mają nic do stracenia. Jeśli opłaci im się przyjeżdżać do pracy do Polski – kraju, z którego opłaci się Polakom wyjeżdżać do pracy na zachód, to znaczy, że kiedy będą w stanie wyjechać na zachód, będą tam gotowi pracować za dwie trzecie pensji Polaka. I będą ich miliony.
Nietrudno domyśleć się, co to zrobi z tamtejszym rynkiem pracy i jak napędzi tam głosy skrajnej prawicy.
Medialna wizja Ukrainy jest tak zbudowana, że dzięki niej zaczynamy widzieć naszą sytuację jako ideał. Tymczasem Europa ma poważne kłopoty. Wystąpienie wygnanego Janukowycza trwało ponad godzinę, jednak nasze media z całego tego czasu wychwytują tylko moment, gdy on łamie długopis, zdradzając, co naprawdę przeżywa pod maską doskonałego rozsądku i samokontroli.
To rzeczywiście ciekawe, z pewnością dobre na Pudelka, ale mógłby ktoś zauważyć, że oprócz łatwych do przewidzenia, kretyńskich zapewnień w stylu „mam tylko dom stumetrowy” powiedziano jednak kilka interesujących rzeczy, do których u nas mało kto by się chciał dziś odnosić. Na przykład to, na co wcześniej zwrócił uwagę analityk Wprost – ukraińskie towary nie są konkurencyjne i oprócz taniej siły roboczej ten kraj nie będzie miał Europie zbyt wiele do zaproponowania.
To mniej więcej to samo, o czym pisze Michalski. Ukraińcy po zmianie będą mieć sporo kłopotów i rząd, który przejmie władzę czekają dramatyczne robotnicze protesty ludzi, którzy z dnia na dzień mogą stracić nawet tę nędznie płatną pracę, którą mają teraz.
Putin, widząc protestujących na ulicach ludzi, którzy wygrywają, zamiast dać się zapakować do radiowozów, zatracił się zupełnie, bo taki widok, to jego najczarniejszy sen. Ale zajmie Krym praktycznie bez oporu. Jak słusznie pisze analityk Republikanów „Lwów i Sewastopol, to jak Bogota i Montreal”.
Interesujący jest wątek powrotu do diagnoz Kaczyńskich, którzy „już w 2008 roku ostrzegali przed Rosją”. Cóż, analitycy pisowskiego obozu nie rozumują jak zgenderyzowani zachodnioeuropejscy erudyci, tylko jak europejscy politycy z przełomu XIX i XX wieku, aż do wybuchu drugiej wojny - największego osiągnięcia ich politycznego dyskursu. Ma to ten efekt, że jeśli pojawia się zjawisko, które w ówczesnym paradygmacie się nie mieści, to albo je całkowicie ignorują, albo interpretują metodami z epoki. Ale ma to też inny skutek – dobrze rozumieją Putina, ponieważ jego wizja świata jest bardzo podobna. I akurat ta, całkiem w dzisiejszej Europie niemożliwa do pomyślenia barbarzyńska wizja okazuje się skuteczna.
Putin wchodzi gdzie chce, bo wie, że może. Trochę tam pogadają, podyskutują, jak ci Żydzi ze słynnej sceny z Żywotu Briana, przez rok, albo dwa gdzieś tam go nie zaproszą, a w końcu zapomną, bo będą kolejne Oskary, kolejne zapewnienia, że nasze serca są tu, albo ówdzie i kolejna wiosna gdzieś tam, której końca nikt już nie zrelacjonuje w żadnych mediach. Tak jak nikt dziś już nie pokazuje, czym skończyła się wiosna arabska. Publiczność łatwo się nudzi.
Inny interesujący wątek, to dość oszczędna reakcja Watykanu na sytuację. Kościół i Cerkiew od kilku lat zacieśniają konserwatywny sojusz przeciw obyczajowej rewolucji, który Putin, dobry gracz, zgodził się poprzeć w zamian za poparcie cerkwi, rozumiejąc, że każdego cara musi ktoś koronować. Polski kościół nie będzie zbyt aktywny w komentarzach. To już nie czasy Pawła V i kolejnych polsko papieskich dymitriad nie będzie. Kościół i cerkiew nie są już przeciwnikami, bo mają wspólnego, naprawdę śmiertelnego wroga.
Wielu bredzi, że Unia, lub USA zrobią coś, by zapobiec działaniom Putina. Nie zrobią nic. Skończy się na „grzmieniu na tweterze”. UE nie ma wspólnej armii, ani w ogóle żadnej armii zdolnej prowadzić działania wojenne, do których trzeba czegoś więcej, niż użycia dronów. Żyjemy już w innej rzeczywistości. Armie mamy wyłącznie zawodowe, bo nikt nie godzi się już, by wysyłano go na wojnę wbrew jego woli, tylko z tego powodu, że mieszka w jakimś kraju. Zawodowcy biorą pieniądze, niech walczą. Niech ich wysyłają, gdzie chcą, co mnie to w sumie obchodzi? Wzięli kasę, niech lecą. Ruch pokojowy z czasów wojny wietnamskiej już się nie powtórzy, bo kiedy nie grozi pobór, motywacja spada bardzo znacznie.
Zawodowcy kosztują i jest ich znacznie mniej, ale to tylko część zjawiska. Jest i druga. Wymarzyliśmy sobie świat, w którym wojsko ma nowy cel. Już nie służy zabijaniu. Jest po to, by obalać patriarchalne stereotypy. Zbyt dużo było maczystowskiej ideologii w armii. Czas to zmienić. Wkrótce będzie też ekologiczne, bo wojsko przesiądzie się na rowery.
Jednak nawet, gdyby Unia posiadała prawdziwą armię, nawet wtedy, gdyby obywatele Unii mieli taką niezwykłą właściwość, że byliby skłonni sami się zaciągać, aby Unii bronić, to i tak żadnej wojny nie będzie. Poza wszystkim – nigdy jeszcze w historii ludzie zachodu nie stanęli w obronie Słowian i chyba dzisiaj także nie zrobią początku.
Ile warta jest Ukraina dla Unii i USA? Dzisiejszy dzień przyniósł poważne spadki rosyjskich akcji na giełdach, co jest oczywiste w kraju, który toczy działania wojenne, jednak największe spadki zanotowały firmy ukraińskie. Jeśli Ukraina dostanie śmieciową wycenę, będzie bankrutem w ciągu roku. Grozi wówczas scenariusz jugosłowiański, czyli rzezie etniczne między Tatarami, Rosjanami, Ukraińcami i być może Turkami. Którym nikt nie zapobiegnie, prócz Putina.
Spengler pisze o tym bardzo dosadnie:
Kto poprosi amerykańskich podatników, by zainwestowali 35 miliardów dolarów w jedną z najbardziej skorumpowanych gospodarek na świecie? A co powiecie na pięć miliardów? Sekretarz stanu Kerry mówi o miliardzie w gwarancjach kredytowych, a Europejczycy proponują podobną kwotę. To nie jest nawet dyplomacja. To błazenada.