Reklama.
Państwa, które na początku czerwca obchodziło sześciolecie swojego współczesnego istnienia. Mającego populacją mniejszą od Wrocławia. I pozycję w niektórych konkurencjach, której można im śmiało pozazdrościć. Konkurencjach, rzecz jasna, zespołowych.
Nie zdziwiłbym się, gdyby Czarnogóra już w Pekinie zgarnęła jakiś medal. Jakaś bohaterka, jakiś bohater, który wprawiłby w ekstazę świeżo ukonstytuowany naród. Ale nie. Medalu nie było. Było za to czwarte miejsce. Zespołu waterpolistów. Po dwudziestu kilku miesiącach istnienia państwa. Wiadomo, piłka wodna nie jest popularną dyscypliną w skali świata. Nie było więc zbyt wymagające przebicie się do światowej czołówki od zera, z samego dna rankingu. Ale złapanie się za głowę nie jest bezzasadne. Medal był tak blisko. Kolorytu sprawie dodaje fakt, że w meczu o brąz Czarnogórcy przegrali z Serbami.
Na pierwszy olimpijski medal w Czarnogórze wciąż więc czekają. Jakie są widoki na Londyn? Jeśli chodzi o dyscypliny indywidualne - żadne. Ale to są Bałkany. To jest była Jugosławia. To są zespoły. Choć tylko dwa.
Piszę tylko, bo w Londynie nie zobaczymy reprezentacji koszykarek. Te, po błyskawicznym awansie z najgłębszej czeluści europejskiej hierarchii na EuroBasket, były rewelacją zeszłorocznego turnieju w Polsce. Niemniej pewnie niż w niższych dywizjach rozbiły wszystkie rywalki w pierwszej i drugiej fazie grupowej. W całym turnieju potknęły się tylko dwa razy. W ćwierćfinale, z Turcją, oraz w meczu o piąte miejsce - z Chorwatkami. Były to porażki o tyle bolesne, że wiktoria w jednym z tych dwóch spotkań dawałaby udział w turnieju kwalifikacyjnym na Igrzyska Olimpijskie.
Ale jadą na turniej waterpoliści - vice-mistrzowie Europy sprzed kilku miesięcy, cały czas ścisła światowa czołówka. I jadą szczypiornistki. Dziesiąty zespół zeszłorocznego mundialu, szósty ME 2010. I zwycięzca tegorocznej Ligi Mistrzyń - klub ze stolicy Podgoricy jest bardzo bliski personalnie reprezentacji narodowej. Choć jedna z ich największych gwiazd gra gdzieś indziej. Jovanka Radicević jest zawodniczką węgierskiego Gyoru. Czyli drugiej najlepszej drużyny Europy. Swoją drogą Buducnost Podgorica jest ciekawym fenomenem. Od 21 lat rok w rok mistrzem kraju jest właśnie ta ekipa. A że najpierw to był tytuł najlepszej drużyny Jugosławii, potem Serbii i Czarnogóry, a dziś już tylko Czarnogóry to już nie sportsmenek sprawa.
Dwa zespoły. W 600-tysięcznym kraju. I to dwa liczące się zespoły. Dwa seriale, którymi przez kilkanaście dni będą emocjonować się Czarnogórcy. A my mamy tylko jeden.
No a można jeszcze dodać, że Czarnogórcy nieomal wprosili się na naszą niedawną imprezę piłkarską odpadając z walki o EURO dopiero w barażach. Że koszykarze zagrali na EuroBaskecie rok temu. Niesamowite.
Przykładu Czarnogórcy mogą szukać u swoich północnych sąsiadów. Wprawdzie pierwszy medal dla Chorwacji, w 1992 roku, zdobył męski debel tenisa ziemnego, ale już dzień później srebro zdobyli koszykarze. Pierwsze chorwackie złoto to też sukces zespołowy - szczypiornistów, w 1996 roku. A w tym roku z kraju spod znaku z szachownicy (4,3 mln mieszkańców) do stolicy Wielkiej Brytanii pojadą cztery zespoły. Już nie będę się powtarzać co do ilości naszych reprezentacji.