Jedna bramka różnicy. Bardzo niewiele. Jakieś detale, niuanse. Trzeba jednak napisać, że tych detali uzbierał się całkiem spory worek. I to po obu stronach. Ani Polacy, ani Słoweńcy, według tego co pokazali dzisiaj, nie zasługują na dobry wynik w tym turnieju. Ale na tym polega turniej, że gra się kilka spotkań. Jeśli wygramy wszystkie mecze do końca, to możemy wygrać tę grupę. Albo zająć trzecie miejsce, choć tutaj musiałby powstać bardzo dziwny układ. Trzeba więc patrzeć w przyszłość, ale nic o niej sensownego nie powiemy, jeśli nie przyjrzymy się uważnie temu, co się stało dzisiaj.
Spojrzenie fana na codzienne wydarzenia w sporcie i spojrzenie fanatyka na Igrzyska Olimpijskie
To, że mogą być problemy z szerokością składu było wiadomo już przed turniejem. Ale kontuzja Jurkiewicza stworzyła sytuację tragiczną. W meczu ze Słoweńcami obrona działała świetnie przez 30 minut. Bracia Jureccy na środku odwalali kawał kapitalnej roboty. Ale oczekiwanie 60 minut gry w ataku i w obronie na wysokim poziomie byłoby naiwnością. Stała się rzecz niewyobrażalna. W Polskiej reprezentacji narodowej piłkarzy ręcznych zabrakło człowieka, który stanąłby na środku defensywy i budził strach. I mógł samodzielnie opiekować się kołowym rywali pozwalając na agresywniejsze wyjścia do rozgrywających swoich kolegów, co akurat w przypadku Słoweńców było bardziej istotne. 15 bramek zdobyli dwaj boczni rozgrywający - Dolenec i Mackovcek. Z czego osiem już w pierwszej połowie, w której to grę naszych defensorów pochwaliłem. A zrobiłem to dlatego, że ograniczyli grę innymi strefami. Akcje z kołem? Rzuty ze skrzydeł? Jedna ręka i już mamy policzone. Ciężar gry spoczywał na tych dwóch połówkowych, którym po prostu musiało się czasem udać. Choćby i po nielicznych, ale i nieuniknionych błędach polskich obrońców. W końcu to nie Arabia Saudyjska. No a w drugiej połowie po prostu sił nie starczyło. I dobrych zmienników. Zaś Słoweńcy grali chyba jeszcze bardziej jednowymiarowo. I nie ma co się dziwić, skoro przynosiło to efekt.
Dlaczego tak się rozpisuję o naszej obronie? Ano dlatego, że to ona ma być kluczem do naszego sukcesu. Tak twierdzi trener Biegler. W Hiszpanii jest już Piotr Grabarczyk. Pojutrze pewnie pojawi się na parkiecie. Jeśli przez chociaż 30 minut będzie dawał zmiany do obrony - jesteśmy spory krok do przodu.
Jak już wspomniałem, Słoweńcy jako zespół nie pokazali piłki ręcznej na światowym poziomie. Było kilka jednostek. Nie sposób, choć przyznaję, że nosiłem się z tym zamiarem, nie wspomnieć o Primozu Proscie. 47% skuteczności obrony piechotą nie chodzi (chyba, że gramy z Arabią Saudyjską). Prost był z pewnością najistotniejszym detalem na korzyść Słoweńców. Ale czy można usprawiedliwiać porażkę jedną bramką postawą bramkarza rywali? Nie. Bramkarz jest bonusem dla swojej ekipy, a nie zakazem zdobywania bramek dla przeciwnika. Po prostu brakowało precyzji, zimnej krwi. Aż sześciokrotnie zdzieraliśmy lakier ze słoweńskiej bramki. I pewnie, aż mnie przeraża jak często powtarzam to hasło, brakło sił. Taka już jest i będzie ta impreza w naszym wykonaniu. Na skraju sił. Fizycznych i psychicznych. Jak zwykle. I przez to "jak zwykle" oraz mimo, że im dłużej się myśli o naszej kadrze, tym do gorszych wniosków się dochodzi (w kontekście sukcesu na trwającym w Hiszpanii turnieju), to i tak cały czas się wydaje, ze możemy coś osiągnąć. Taki z resztą los kibica - w kluczowym momencie zapomnieć o całej wiedzy na temat ukochanej dyscypliny i wierzyć całym sobą w sukces.