Mistrzostwa Świata w Hiszpanii miały być pierwszym krokiem ku budowie mocnego zespołu na rok 2016, kiedy to w naszych halach zostaną rozegrane mecze Mistrzostw Europy, zaś w dalekiej Brazylii odbędzie się turniej olimpijski. Oczywistym jest, że początki mają prawo być trudne. I że można je wybaczyć. Kwestią jest to jakie można wyciągnąć wnioski.
Spojrzenie fana na codzienne wydarzenia w sporcie i spojrzenie fanatyka na Igrzyska Olimpijskie
W składzie reprezentacji Polski na wciąż trwający mundial szczypiornistów było sześciu finalistów sprzed sześciu lat - Szmal, Bielecki, Lijewscy, Jureccy. Kola i Szeryf chyba już definitywnie pożegnali się z kadrą. Za trzy lata Kasa będzie miał 38 lat, starszy Jurecki 37, młodszy 32, a Lijek 33. Dwaj ostatni pewnie dotrwają i powinni być wciąż w formie. Szmal? Chęć zagrania na własnej ziemi w turnieju rangi mistrzowskiej może trochę przeciągnąć jego karierę. Podobnie może stać się z Bartoszem Jureckim - można tutaj wspomnieć legendarnego niemieckiego kołowego Schwarzera, który, mając 38 lat, był w zespole, który zdobył Mistrzostwa Świata przed sześcioma laty.
Ale czy można uznać, że możemy zbudować szkielet zespołu z powyższych zawodników? Raczej nie. Jest jeszcze Bartek Jaszka, który nieco ponad tydzień temu obchodził 29. urodziny. Czyli w 2016 też powinien wciąż być w grze. I Mariusz Jurkiewcz, rok starszy od Jaszki. Ale tutaj kończą się zawodnicy z większym obyciem na międzynarodowych arenach. Wiśniewski, Kubisztal i Wichary to rocznik 1980. Czyli nikłe szanse. Duet bramkarz po trzydziestce piątce byłby dość osobliwym zjawiskiem. A co gorsza, to na razie powstaje nam zespół z zawodników mających już dobrze zakorzeniony trzeci krzyżyk na karku.
Czyli główny problem zdaje się być ustalony - trzeba wykreować od nowa prawie cały zespół. Chociaż 10 chłopa o których będziemy mogli powiedzieć, że to sprawdzeni zawodnicy obeznani z europejskimi parkietami i grą na najwyższym poziomie. Brzmi karkołomnie. Siłą rzeczy trener Biegler będzie musiał wprowadzać nowych zawodników. Jest takich dwóch, co już od jakiegoś czasu pukają do kadry: Syprzak i Orzechowski. Tylko jest z nimi pewien problem. Bohater meczu z Serbią jest graczem MMTSu Kwidzyn. W lidze ma kilka spotkań z klasowym rywalem w roku, trochę gry w podrzędnym europejskim pucharze i tyle. Niestety ani W Legnicy, ani w Mielcu, ani w Puławach nie ma poziomu, na którym można budować doświadczenie na grę o medale międzynarodowych rozgrywek.
Bogdan Wenta zbudował swój zespół na piłkarzach, którzy wyjechali do Bundesligi, podnieśli tam swój kwalifikacje i nierzadko stali się gwiazdami swoich ekip. I dziś zagranica staje się jedyną możliwością. I Orzechowski o tym wie. Tylko nie od niego to zależy. Może występy w reprezentacji pomogą? To byłby bardzo przyjemny wariant. Wypromować zawodników kadrze, aby ci wyjechali za granicę i mogli grac dla kadry jeszcze lepiej. Ale w trzy lata? I, co ważniejsze, czy ktoś z nowego narybku kadry pokazał na tym turnieju coś, co mogło wpić się w pamięć szkoleniowców i skautów europejskich klubów? Obawiam się, że nie.
A na pewno zagranica? Może jednak w Polsce? Tutaj wracam do wspomnianego już Syprzaka, który będąc w Wiśle Płock ma klasowych rywali na treningach i występy z trochę trudniejszymi rywalami na kontynentalnym poletku. Z tym, że trudni rywale na treningach oznaczają problemy z grą w pierwszym składzie. W Płocku, a także w Kielcach, bardzo mocno nastawiono się na wynik tu i teraz. W Wiśle, obok Syprzaka, są też inni młodzi i zdolni - Paczkowski, Chrapkowski. Ale giną za sprowadzanymi zza granicy gwiazdami i po prostu nie grają. W zespole Mistrzów Polski na końcu ławki utknęli dwaj skrzydłowi - niedawny reprezentant Polski Jachlewski oraz Tomczak, który zapowiadał się na reprezentacyjnego skrzydłowego na długie lata. Dziś liczy sobie 26 wiosen, a do kadry na poważnie nie wszedł. Kuchczyński wypadł aż poza skład i wyjechał do Zabrza - może rozchodzenie się wystających poza skład czołowych zespołów graczy da podniesienie poziomu całej ligi. Także medialnego, gdyż przeciętny polski kibic zna tylko tych polskich szczypiornistów, którzy grali, bądź grają z orzełkiem na piersi i te nazwiska mogą przyciągnąć do hal w całym kraju trochę kibiców. To z pewnością dobry trend, ale jak on się ma do przygotowania mocnego zespołu na ME 2016? Nijak. A coraz słabsza gra kadry może znieść opisany wyżej efekt.
Przed tym sezonem PGNiG Superligę opuściło dwóch zdolnych graczy. Piotr Wyszomirski wyjechał do węgierskiego Csurgoi KK. Liga Madziarów, choć skonstruowana podobnie do polskiej (dwóch mocarzy, a za ich plecami przepaść), ma wyższe notowania od polskiej i można to uznać za krok do przodu. I warto tutaj dodać, że Wyszomirski zbiera na Węgrzech bardzo dobre recenzje. Drugim jest 20-letni środkowy rozgrywający Paweł Niewrzawa. Podpisał on przed tym sezonem trzyletni kontrakt z Vive Targami Kielce i został natychmiast wypożyczony do TuS Neddelstedt-Lubbecke, a więc do Bundesligi. Nie gra tam zbyt wiele, ale obycie jakie zyskuje może okazać się bezcenne. Nawet jeśli wchodzi na kilka minut w meczu, to są one dużo cenniejsze od kilku minut w polskiej ekstraklasie. A i warunki treningowe i do rozwoju ma z pewnością lepsze. Ale co będzie po tym sezonie? Wypożyczenie się skończy. Może uda się je przedłużyć, albo znaleźć inny klub. Bo jeśli Niewrzawa wyląduje w Kielcach, to najprawdopodobniej utknie za plecami Zormana i Tkaczyka. Może, co najwyżej, będzie wchodził na drugie połowy w meczach z Zagłębiem Lubin, albo Pogonią Szczecin. Ale to chyba nie jest najlepsza ścieżka do zbudowania rozgrywającego europejskiej klasy.
Sytuacja, w jakiej znajduje się dziś polska kadra wydaje się być tragiczna. Stare gwiazdy, siłą rzeczy, odchodzą, młode się nie pojawiają, a nawet nie mają za bardzo sposobności. Bielecki i Lijewski wrócili do kadry nie dlatego, że było potrzebne doświadczenie, ale dlatego, że nie było kim grać. Może za kiedyś odczujemy, że era Wenty dała kopa do rozwoju piłki ręcznej w Polsce. Lecz na efekty obecnej popularności szczypiorniaka, o ile jakieś będą, trzeba trochę poczekać. A wózek trzeba ciągnąć cały czas.