Lato 2010. Kim Rasmussen przejmuje reprezentację Polski szczypiornistek. Postawione przed nim zadanie było, w swojej konstrukcji, nieskomplikowane: przywrócić Polki na miejsce, które zajmowały choćby parę lat wcześniej. Awansować na imprezę rangi mistrzowskiej. Z porozbijanego zespołu zrobić monolit. Napisać, że się udało, to nic nie napisać.
Spojrzenie fana na codzienne wydarzenia w sporcie i spojrzenie fanatyka na Igrzyska Olimpijskie
Pierwsze mecze o stawkę przypadły na grudzień 2010 roku. Turniej prekwalifikacyjny do Mistrzostw Świata w Brazylii. I od razu pierwszy sukces. W kontekście bojów z Rumunią i Francją zabrzmi to może śmiesznie, ale pokonanie Austriaczek - to było coś! Pierwszy powiew nowej jakości. W fazie play-off losowanie postawiło na drodze Dunki i do Brazylii Polki nie pojechały. Potem były eliminacje ME 2012, które swoją drogą także odbyły się w Serbii. I znowuż okropne losowanie. 2 drużyny awansują, a w grupie Czarnogórki i Rosjanki. Końcowego sukcesu brak, ale znowuż promyk nadziei - w Kwidzynie Polki rozbiły Sborną 30:22. I w końcu eliminacje obecnego mundialu. W fazie prekwalifikacyjnej aż żal było patrzeć na rywalki Polek. Lecz potem znowu fatalne losowanie. Szwedki. Tym razem przeszkoda została jednak pokonana. Od początku było wiadomo, że przeskoczenie tej poprzeczki to będzie coś więcej aniżeli wskoczenie do szerokiego grona światowej elity. Faza play-off eliminacji do mundialu jest dla pretendentów prawdziwym chrztem w boju. Awansować z Europy na Mistrzostwa Świata tu już jest coś. Znak, że trzeba się z taką ekipą liczyć.
No dobrze. Ale że półfinał?! Osobiście byłem już przedumny z Polek w chwili, gdy trener Norweżek w meczu z nami poprosił o przerwę na żądanie już po kwadransie gry. Jak dobrze, że naszym zawodniczkom ten sukcesik, malutki smaczek dla kibica przed telewizorem, ani trochę nie wystarczył.
Przez te dwa i pół roku od objęcia kadry do awansu do półfinału Mistrzostw Świata Kim Rasmussen nie odkrył w naszym kraju wielu talentów. Spośród szesnastki, która walczy dziś w Serbii tylko Anna Wysokińska, jeszcze pod nazwiskiem Baranowska, debiutowała w kadrze u Duńczyka. On to tylko i aż poukładał. Zebrał w całość dany materiał i wycisnął ile się tylko da. Tak, że tu i teraz w białych koszulkach i czerwonych spodenkach grają i walczą zawodniczki jednej z najlepszych drużyn na świecie.