Wszędzie dobrze tam gdzie nas nie ma. W błędzie zatem są ci, którzy myślą, że życie gwiazdy disco polo usłane jest płatkami róż, o czym przekonują media. Kariera muzyka to blaski i cienie z których nie każdy zdaje sobie sprawę. Bowiem na co mielibyśmy narzekać? Na koncerty i pieniądze z nich czerpane? Na setki przebytych kilometrów podczas tras? Na wszystko to, z czym wiąże się popularność? Ciekawi mnie, czy ktoś z Was tak na poważnie zastanowił się nad tą drugą stroną medalu?
Już na samym starcie pojawia się jeden problem - grasz disco polo! Muzykę, która wciąż cieszy się ogromną popularnością i coraz większą tolerancją wśród społeczeństwa. Mimo to, wciąż grasz muzykę łatwą, prostą, wiejską, banalną, infantylną, durną itd.
Śpiewasz z playbacku, bo w tej muzyce śpiewać nie trzeba umieć. Tło Twoich koncertów stanowią kiepsko ubrane i jeszcze gorzej ruszające się "tancerki". Teledyski kręcisz Nokią 3310, a teksty piszą dla Ciebie dzieci z pobliskiej szkoły podstawowej.
- Pojawiały się głupie komentarze, traktowanie z góry i próby upokorzenia mojej osoby przez to, że stałam się dla ludzi "disco polówką" i nagle "oduczyłam się śpiewać". Były momenty, w których chciałam po prostu to wszystko skończyć i zapaść się pod ziemię, ale teraz... Teraz wiem, że powiedzenie "nikt nie słucha, a każdy zna" jest najbardziej trafnym jakie usłyszałam pod kątem muzyki disco polo i dance - powiedziała mi Eliza Wietrzyńska, młoda artystka znana jaka Elise.
Ludziom ciężko wpoić, że to już nie ta sama muzyka jaką poznali za czasów programu Disco Relax.
2. Podróże
- Kiedyś przejechaliśmy z Rzeszowa nad morze z uśmiechem na twarzach. Zagraliśmy koncert i z powrotem załadowaliśmy się do samochodu, bo następnego dnia graliśmy na Podkarpaciu. Innym razem przejechanie stu kilometrów było dla nas niewyobrażalna męczarnią. Nie ma reguły. Prawdą jest jednak to, że weekend w trasie męczy. Nie wspomnę o tygodniach poza domem - mówi Marcin Dyś z formacji Emer.
Można zwiedzić i zobaczyć sporo, temu zaprzeczyć nie można. Niestety wszystko kosztem ogromnego zmęczenia. Kilkaset kilometrów, koncert i dalej w trasę albo do hotelu. Rano w samochód i kolejne kilometry w samochodzie, który w bardzo wielu przypadkach służy jako łóżko, kuchnia i salon jednocześnie.
3. Fani
Jeździłem w trasy z zespołami disco polo i wiem, że to co się dzieje pod sceną daje naprawdę dużego, pozytywnego kopniaka. Bez nich tak naprawdę całe to przedsięwzięcie nie ma sensu. Kto będzie Cię słuchał? Kto przyjdzie na Twój koncert? Kto będzie spamował Twoją skrzynkę na Facebooku?
Nawiązując do tego ostatniego punktu, nachalność i wielokrotnie bezczelność fanów jest przerażająca. Oni sami uważają się za najlepszych, a swojego idola najchętniej by beatyfikowali. Niby na tym to polega, ale często jest to bardzo męczące, zwłaszcza, gdy nie daj Boże w ręce takiego wpadnie Twój prywatny numer telefonu...
Prośby o wysłanie płyty czy innego gadżetu są na porządku dziennym. Zapytania "Hej, co słychać?" także.
- Zdarzają się osoby, które wręcz wysyłają całe listy, prosząc o płyty, kubki i koszulki jednocześnie - przyznaje Mariusz Jasionowicz z zespołu Marioo.
Ludzie chcą być blisko gwiazd, a najchętniej być ich przyjaciółmi. Niestety nie dostrzegają pewnych granic, które notorycznie przekraczają.
4. Branża
Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda bardzo fajnie, bo przecież wszyscy discopolowcy to jedna rodzina. Starszy, czy młodszy... Niestety tak pięknie jest tylko na pozór.
Tak na prawdę w wielu przypadkach jeden na drugiego patrzy jak na konkurenta. Im większa konkurencja, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że to Twój zespół organizator dożynek w Boguchwale zaprosi do współpracy, a telewizja na wywiad. Mniej koncertów to przecież mniej pieniędzy, mniej wywiadów to mniejsza popularność. Mniejsza popularność to mniej koncertów itd... Koło się zamyka.
- Gdy zakończę karierę to będę jak Stonoga filmiki wrzucał i mówił co to jest disco polo. Rzygam już tą mafią, tymi układami - mówi stanowczo Marek Grudziński z zespołu Kalimero.
Konkurencja sama w sobie nie jest problemem. Problem pojawia się, gdy jest ona niezdrowa. Nie muszę chyba mówić, że tu mamy z taką do czynienia. Człowiek, który klepie Cię po plecach, za chwilę wbije w nie nóż. Chyba, że będzie miał interes w tym, by tego nie zrobić. Bo przecież zawsze może trafić się okazja, by na kimś zarobić, prawda? Okazja, by kogoś wykorzystać? Owszem. Szkoda tylko, że nigdy do końca nie będziesz wiedział czyj uśmiech jest fałszywy.
Niebezpieczeństwo czai się nie tylko ze strony kolegów ze sceny. Firm czekających tylko na to aż podpiszesz niekorzystny dla siebie kontrakt, jest mnóstwo. Oferują pomoc, koncerty, sławę i pieniądze, które i tak będziesz musiał im w znacznej części oddać...
Wiele na ten temat miałby do powiedzenia Marcin Miller z zespołu Boys. Odkąd pamiętam oczekuje się od niego stworzenia hitu na miarę "Szalonej", albo chociażby nawiązania do sukcesów sprzed lat.
Były momenty, że cokolwiek by nie zrobił, było źle. Fani oczekiwali gruszek na wierzbie, a ja sam byłem wśród osób, do których nie do końca trafiała jego nowa twórczość. Z tym jednak trzeba się liczyć w obliczu sukcesu jaki się odnosi. Przekonał się o tym Radek Liszewski po wielkim bumie na numer "Ona tańczy dla mnie". Każda kolejna produkcja traktowana była jako potencjalnie nowy wielki hit, którym się nie stawała.