Prawda wyszła na jaw! To, w co wierzyło niemałe grono fanów zespołu Bayer Full oraz słuchaczy disco polo, a w co powątpiewali dziennikarze i znawcy rynku, faktycznie okazało się totalną ściemą. Jedna z najstarszych kapel polskiej muzyki rozrywkowej, wbrew temu, co ogłosiła w mediach kilka lat temu, nie odniosła żadnego sukcesu w Chinach!
Jakiś czas temu mainstreamowe media dumnie, bądź też nie, informowały o tym, że twórca hitów "Majteczki w kropeczki", "Blondyneczka" czy "Wszyscy Polacy" znalazł kolejną, kilkuminutową rzeszę odbiorców. Tymi mieli okazać się Chińczycy, którzy wedle zapewnień lidera i wokalisty zespołu Sławomira Świerzyńskiego, oszaleli na jego punkcie. Jak prawie 7 lat temu informował Newsweek, wszystko miało zacząć się całkiem przypadkowo i niewinnie.
Bayer Full w powrotnej drodze z koncertów w Australii zatrzymał się na chwilę w Hongkongu. Większość zespołu po męczących występach odpoczywała w hotelu, ale Sławek chciał się trochę rozerwać i ruszył w miasto zobaczyć, jak się bawi Azja. Bawiła się świetnie, bo akurat świętowano chiński Nowy Rok. W całym mieście pełno imprez, koncertów i dyskotek. Odwiedził kilka knajp, spróbował chińskiej wódki i trafił na imprezę do klubu studenckiego. Klub miał scenę, na której stały syntezator, gitara i mikrofon. Mógł tam występować każdy, kto miał ochotę. Sławek akurat chciał zaśpiewać „Majteczki w kropeczki”, więc złapał gitarę i zagrał Chińczykom największy hit polskich wesel. Publiczności spodobało się tak, że ze sceny wypuściła go dopiero po kilku kolejnych szlagierach. Wychodząc z klubu, rozdał parę płyt Bayer Fulla, które miał przy sobie, ale po powrocie do Polski o całym zamieszaniu szybko zapomniał.
Bardzo się więc zdziwił, kiedy rok temu dostał e-mail z Chin z wiadomością, że ich piosenki grane są w dyskotekach w całym kraju i przedstawiciele chińskiej wytwórni muzycznej chcieliby nawiązać współpracę. Sławek pomyślał sobie, że z wariatami lepiej nie rozmawiać i wyrzucił wiadomość do kosza. Ale po miesiącu Chińczycy napisali znowu i zaproponowali spotkanie w Warszawie. Okazało się, że rozdane w Hongkongu płyty trafiły do kilku najpopularniejszych DJ-ów i zrobiły furorę. Chińczycy mieli prosty pomysł na wykorzystanie tej popularności: Bayer Full miał nagrać parę piosenek na potrzeby ich rynku. Takich jak te polskie, czyli wyrywających każdego na parkiet, tyle że w chińskiej stylistyce, żeby tamtejsza ludność też mogła poczuć dobrze nam znaną biesiadną swojskość. Dali Sławkowi kilka chińskich piosenek i poprosili, żeby coś do tego zaśpiewał. Pół roku zajęło mu oswajanie się ze wschodnią melodyką, ale Chińczykom efekty bardzo się spodobały. Zaczęli szukać kogoś, kto mógłby piosenki Bayer Fulla zaśpiewać po chińsku, ale okazało się, że w całym półtoramiliardowym społeczeństwie nie ma nikogo, kto miałby głos tak dobry jak Sławek. Zaproponowali mu więc, żeby spróbował nauczyć się chińskiego.
Zespół rozpoczął nauki, a co za tym idzie, przygotowania do zrealizowania pierwszej w jego historii piosenki disco polo w języku chińskim. Ta wkrótce z kilkoma innymi miała złożyć się na pierwszą płytę, która docelowo w Chinach miała rozejść się w milionach egzemplarzy.
Tak oto na dożynkach w polskich wsiach Bayer Full zaczął śpiewać chińskie "Majteczki w kropeczki". Podczas wywiadów w telewizji równie chętnie chwalił się znajomością tego języka oraz nową wersją swojego wielkiego przeboju. Mało, kto w tym czasie zastanawiał się nad tym pokryciem słów lidera zespołu. W Internecie niemożliwe było doszukanie się filmów czy chociażby zdjęć z koncertów danych Azjatom i szału jaki mieli okazywać na widok Polaków.
Ci, którzy wierzyli w sukces polskiego disco w Chinach, już wiedzą dlaczego nie można było go zobaczyć. Nie można przecież zobaczyć, czegoś, czego nie ma i nie było! W sieci prawdziwą furę robi film Weroniki Truszczyńskiej, Polki mieszkającej na co dzień w Szanghaju, która raz na zawsze obaliła ten kiepski mit.
Choć w zasadzie nie stało się nic wielkiego to fani mogą czuć się okłamani, a nieskazitelny dotąd wizerunek grupy, nieco zachwiany. Osobiście uważam, że śpiewanie na koncertach w Polsce piosenek w języku chińskim to delikatnie mówiąc faux pas i żaden powód do dumy.