Popieram Wasz apel kierowany do senatorów o wycofanie się z projektu zmiany prawa prasowego, zgodnie z którą gazety musiałyby publikować odpowiedzi prasowe osób, które czułyby się dotknięte publikacją. Popieram – ale jednocześnie kieruję apel do Was.
Przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego, b. Prezydent Warszawy
Przygotowywana przez senatorów nowelizacja prawa prasowego jest oficjalnie uzasadniana konieczną reakcją na wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził, że obecne przepisy dotyczące sprostowań są nieprecyzyjne. Nie mam jednak wątpliwości, że zasadniczą motywacją senatorów jest ich głębokie przekonanie, że gazety mają prawo prasowe za nic. Wydaje się, że dzisiaj więcej szans ma się wtedy, gdy wejdzie się w spór z urzędem skarbowym, niż potężną gazetą.
Projekt senatorów to jednak klasyczne wylanie dziecka z kąpielą. Dziecko trzeba oszczędzić, ale brudną wodę, pełną redakcyjnych i dziennikarskich grzechów, należy wylać. I to powinniście zrobić Wy, Panie i Panowie Redaktorzy Naczelni polskich gazet.
Na pewno wiecie, o które tu grzechy chodzi, ale – by nie było wątpliwości – kilka z nich przypomnę.
Pierwszy grzech – to odmowa publikacji sprostowania nawet wtedy, gdy sprawa jest całkowicie oczywista. Dowody na to jakże często widać na Waszych łamach. Oto czytamy - zamieszczone jako efekt wyroku sądowego – sprostowanie połączone z przeprosinami, dotyczące nieprawdy zawartej w artykule opublikowanym 8-10 lat wcześniej. Ale i w takiej sytuacji, gdy sąd zmusi Was do publikacji sprostowania, nie potraficie się powstrzymać od kolejnego grzechu – wtedy, 10 lat wcześniej, nieuczciwy tekst był na czołówce pierwszej strony, a teraz prostujecie go petitem na stronie siódmej.
Drugi grzech – to świadome publikowanie nieprawdy ale w taki sposób, by ułatwić Wam odmowę sprostowania. Chcecie na przykład „przywalić” politykowi Iksińskiemu i zarzucacie mu, że mianował kogoś na ważne stanowisko tylko dlatego, że nominat to jego dobry znajomy od lat. Nie macie na to żadnych dowodów, więc „nie robicie” z tego faktu. Posługujecie się wtedy ulubioną formułką – „mówi się, że nominat to znajomy Iksińskiego”. Oburzony Iksiński – bo to nieprawda – śle do Was sprostowanie. Redakcja odmawia publikacji, bo przecież – argumentuje – nie twierdzi, że nominata i polityka cokolwiek łączy. Redakcja jedynie napisała, że niektórzy ludzie tak twierdzą.
Trzeci grzech – to pisanie tekstów pod z góry założoną tezę. Jeżeli w takim tekście ktoś jest przez Was zaatakowany i – dla pokazania „obiektywizmu” Waszej pracy – jest wcześniej przez Was odpytany, to czytelnik przeczyta jedynie te wypowiedzi, które przyjętej tezie przynajmniej „nie przeszkadzają”. Słów zaatakowanego, które tezie by wyraźnie zaprzeczały i udowadniały jej nieprawdziwość, w tekście nie znajdziemy. Redakcja wychodzi na swoje, bo z formalnego punktu widzenia nie ma tu czego prostować. Bo przecież te słowa, które zostały przytoczone, nie są nieprawdziwe. A że inne pominięto: – No cóż – usłyszymy w redakcji – gazeta ma taką a nie inną objętość, więc jakieś skróty są konieczne.
Lista grzechów jest dłuższa, ale tu postawię kropkę, bo myślę, że już Wiecie dobrze o jakie redakcyjne „numery” i „triki” tu chodzi.
Senatorowie chcą Was w pewnym sensie ubezwłasnowolnić. Odebrać Wam, Panie i Panowie Redaktorzy, prawo do kształtowania linii programowej, politycznej czy obyczajowej Waszych gazet. Ja chcę bronić Waszej wolności. Ale pomny tego, że wolność ta bardzo często prowadziła do złych i nieuczciwych praktyk, apeluję do Was o dobre redakcyjne i dziennikarskie obyczaje. O uczciwy rachunek sumienia i obietnicę poprawy.