W ostatnich dniach coraz więcej uwagi poświęcamy Katalonii. Odbyło się tam referendum niepodległościowe – i to jest powód pierwszy. Ale może i ważniejsza jest reakcja na referendum ze strony rządu hiszpańskiego. Przez wiele lat będziemy pamiętać obrazy siłowego zajmowania lokali wyborczych i brutalnej akcji policji wobec chcących głosować Katalończyków.
Przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego, b. Prezydent Warszawy
Referendum i bici na ulicach Katalończycy to apogeum konfliktu, który narasta od lat. I przyczynek do zadania sobie pytania nie tylko o przyszłość Hiszpanii, ale także o porządek wartości, które są fundamentem Unii Europejskiej.
W Europie przyjął się dogmat, zgodnie z którym nie można godzić się na zmianę utrwalonej po II wojnie światowej mapy granic. Z drugiej jednak strony ta sama demokratyczna Europa głosi prawo narodów do samostanowienia. To są dwie wartości, które mogą wejść w kolizję – gdy tak się dzieje, pierwszeństwo powinno mieć prawo do samostanowienia, jako mniej formalne, a bliższe szerszym prawom człowieka i obywatela.
To o czym mówię dotyczy na przykład i Szkocji, i Katalonii. Nie obejmuje jednak – i to trzeba wyraźnie zaznaczyć – prób oderwania części terytorium danego państwa przez inne. Stąd nie może być akceptacji dla działań rosyjskich rozbijających siłowo jedność państwową Ukrainy, Mołdawii czy Gruzji. Ale Katalonia to nie ten przypadek.
Po pierwsze, Katalończycy stanowią odrębny naród posługujący się własnym językiem. Uznaje to Unia Europejska czego wyrazem jest choćby tłumaczenie dokumentów unijnych także na język kataloński.
Po drugie, Katalonia ma swoją odrębną historię od czasów starożytnych. Warto pamiętać, że sama Hiszpania powstała dopiero w XV wieku w wyniku połączenia Kastylii i Aragonii. A Katalonia – z tej racji, że była wtedy w unii z Aragonią – stała się wtedy częścią nowego państwa. Dzisiaj chce niepodległości i własnej państwowości. Zastanówmy się, czy gdyby do dzisiaj przetrwała unia polsko-litewska, a Litwini żądaliby teraz tego samego, co Katalończycy – to czy mieliby to tego prawo, czy też nie? Ja uważam, że tak. I Katalończycy też mają takie prawo.
Po trzecie, argument, iż przeprowadzone referendum było z punktu widzenia prawa hiszpańskiego nielegalne, jest kompletnie nieadekwatne do sytuacji, z jaką mamy do czynienia. Przecież na takiej samej zasadzie można powiedzieć, iż uchwała sejmu Królestwa Polskiego z 25 stycznia 1831 roku o detronizacji Mikołaja I – co było równoznaczne z zerwaniem unii personalnej i aktem niepodległości Królestwa – też z punktu widzenia porządku prawnego obowiązującego w Imperium Rosyjskim była nielegalna.
Rozumiem trudność i złożoność sytuacji, w jakiej – w obliczu ostrego konfliktu katalońsko-hiszpańskiego – znalazła się Unia Europejska. Wiele krajów zachodniej Europy może obawiać się, że za przykładem Katalonii mogą pójść inni: na przykład Korsyka względem Francji, czy niektóre regiony Włoch – ale to nie powinno prowadzić do kwestionowania prawa narodów do samostanowienia. Zwłaszcza, że Unia, jeśli będzie kwestionować prawo Katalonii (nota bene: bardzo proeuropejskiej) i bronić twardego stanowiska rządu hiszpańskiego, może być oskarżana o politykę podwójnych standardów. Dobrze bowiem pamiętamy, z jakim zaangażowaniem (i to właśnie w imię prawa narodów do samostanowienia) opowiadała się za prawem do niepodległości dla Kosowa.
I na koniec czwarty argument. Po tym, co się stało w ostatnich dniach, rów między Katalonią a Hiszpanią pogłębił się tak bardzo, że stał się przepaścią nie do zasypania. Od procesu wybijania się Katalonii na niepodległość nie ma już odwrotu. Można go przedłużać narastającymi konfliktami, ale jest on nie do zatrzymania. Lepiej, by przebiegł on szybciej, pokojowo i - na ile to możliwe - bez wzajemnych urazów.