Już słyszę, jak to były szef CBA Mariusz Kamiński lub redaktor Cezary Gmyz zarzekają się w pierwszym zdaniu, że to nie oni przecież wysmarowali drzwi do mieszkania sędziego Tulei, by zaraz dodać w drugim, że trudno się jednak dziwić, iż taką formę przybrał całkiem zrozumiały w kontekście słów sędziego „gniew ludu”.
Przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego, b. Prezydent Warszawy
Sposób w jaki dzisiejsza prawica usiłuje zastraszyć sędziego Tuleję nie jest niczym nowym. Nie jest też prawdą, że monopol na takie zachowanie ma wyłącznie prawica. To ulubiona metoda wszelkich ruchów antydemokratycznych i autorytarnych, gdy niewygodnie im działać w otoczeniu demokratycznym. Oczywiście, że to prawica ma na swym koncie najbardziej tragiczną nagonkę, bo zakończoną zabójstwem prezydenta Gabriela Narutowicza. A przecież chodziło jej „tylko” o zastraszenie – o to, by Narutowicz nie złożył ślubowania i nie objął urzędu. Ale pamiętać też trzeba, że w tymże dwudziestoleciu międzywojennym Tadeusza Dołęgę-Mostowicza pobili bojówkarze zapatrzeniu w Komendanta.
Dziś demokracja wydaje się być w Polsce silniej ugruntowana, niż w latach dwudziestych. Ale nic nie jest dane raz na zawsze, a rządy PiS-u są tutaj ważnym memento. Dlatego sprawa sędziego Tulei wykracza dalece poza wyrok, który wydał i ustne, tak niemiło PiS-owi uzasadnienie, które wygłosił. Sędzia Tuleya stał się bowiem – choć nie takie były przecież jego intencje – symbolem demokratycznego państwa prawa. I tyle ile ucierpi ten sędzia – tyle to państwo przegra. A ile my sędziemu Tulei damy wsparcia – o tyle to państwo się wzmocni.