Będąc zwolennikiem rozdziału kościoła i państwa, a co za tym idzie, przeciwnikiem umieszczenia symboli religijnych w budynkach publicznych, stałem się obrońcą krzyża. A bronię go – świat zwariował – przed brytyjskimi konserwatystami!
Przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego, b. Prezydent Warszawy
Dwóm Brytyjkom – stewardesie i pielęgniarce – pracodawcy zabronili noszenia krzyżyków. Nie posłuchały i zostały wyrzucone z pracy. Brytyjki te – uważając, że w ten sposób złamano ich prawo do wolności wyznania – złożyły skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Zdominowany przez konserwatystów rząd brytyjski twierdzi, że wyznawana przez skarżące wiara chrześcijańska nie wymaga noszenia symboli religijnych, a skoro symbole te – zdaniem rządu – mogłyby urazić uczucia religijne niechrześcijan, to pracodawca miał prawo wydać zakaz ich noszenia. A skoro nie podporządkowały się one zakazowi – mógł wyrzucić je z pracy.
Krytycy stanowiska brytyjskiego rządu argumentują, że – bądź co bądź – ale po konserwatystach należałoby się spodziewać obrony tradycyjnych wartości. Źródłem mojego sprzeciwu wobec argumentów brytyjskich konserwatystów są wartości liberalne. Bo w przypadku tych dwóch Brytyjek bronię krzyża w takim sensie, że bronię niezbywalnej wolności każdego człowieka do wyznawania dowolnej wiary i prawa do noszenia symboli swojej religii.