Nie wiem po co Joanna Mucha dała się przez Donalda Tuska namówić i poszła się sprawdzić – jak to kiedyś mówiono – „na odcinku sportu”. Afera z Madonną w tle wymusi teraz jej odejście, a nie jest wykluczone, że zapłaci ona cenę wyższą niż inni dymisjonowani przez premiera ministrowie.
Przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego, b. Prezydent Warszawy
Zgoda na objęcie funkcji ministra sportu była z jej strony nierozsądna. Ale szczytem nierozsądku było skorzystanie z czyjejś rady (swoją drogą, ciekawe – czyjej?), by z pieniędzy publicznych i to o wyraźnym, „sportowym” przeznaczeniu sfinansować koncert Madonny.
Minister Mucha stała się ofiarą – trochę rzecz jasna na własne życzenie – wcześniejszych błędów Platformy Obywatelskiej, której politycy, zarówno na szczeblu krajowym jak i warszawskim, podjęli decyzję o budowie w stolicy dwóch piłkarskich stadionów: Stadionu Narodowego i stadionu Legii. Na obydwa stadiony wydano łącznie ponad 3 mld publicznych pieniędzy – mimo iż wielu, w tym i ja, przestrzegało, że nie jest możliwe, by dwa takie stadiony mogły w Warszawie na siebie zarobić. Co do stadionu Legii, to dochodzą słuchy, że Legia od września nie reguluje wobec miasta swoich należności czynszowych. Natomiast w przypadku Stadionu Narodowego, od Euro 2012 trwają nieustające i nie dające efektu próby udowodnienia, że stadion na siebie zarobi. A koncert Madonny był jedną z takich właśnie prób.
Zapewne Rafał Kapler i Robert Wojtaś – byli dyrektorzy NCS, spółki zarządzającej Stadionem Narodowym, oraz Joanna Mucha – wciąż aktualna minister sportu, to jedyne osoby, które widziały Madonnę jak ścina piłkę nad siatką lub strzela karnego – skoro uznały, że z pieniędzy przeznaczonych na m.in. promocję siatkówki i Euro 2012 można sfinansować jej koncert na Stadionie Narodowym.
Jak wynika z raportu NIK kierowany przez Joannę Muchę resort nie dość, że wydał na koncert 5,8 miliona złotych z puli, która miała zupełnie inne przeznaczenie, to impreza ta przyniosła 4,8 mln. straty, gdyż Narodowe Centrum Sportu nie potrafiło znaleźć sponsora.
Ministerstwo Sportu idzie w zaparte i twierdzi, że nic się nie stało, bo przecież „Ministerstwo Finansów zatwierdzało wypłaty z rezerwy, z której sfinansowano koncert”. Tyle że – jak się okazuje – Ministerstwo Finansów nie wiedziało, na co konkretnie te pieniądze idą.
Wydatkowanie pieniędzy w taki czy inny sposób związanych ze Stadionem Narodowym zawsze budziło duże wątpliwości. Albo były to wydatki za duże (koszty budowy) albo niezasadne (premie dla osób odpowiedzialnych za budowę). Teraz widzimy z jaką łatwością można publiczne pieniądze wydawać na dowolny cel – tak, jakby ktoś sięgał do własnego prywatnego portfela. Okazuje się, że rezerwa celowa na promocję Euro 2012 i siatkówki może iść na Madonnę – nie tylko dlatego, że tak sobie to upatrzyła pani minister sportu, ale także dlatego, że pan minister finansów wypłaca pieniądze nie sprawdzając na co one idą.
I na koniec, byśmy wszyscy mogli opisaną wyżej sprawę mogli zobaczyć we właściwym świetle – gdyby wójt jakiejś zapadłej gminy wydał 5 tysięcy złotych z paragrafu „sport” na sfinansowanie koncertu miejscowej kapeli, to miałby postępowanie o naruszenie dyscypliny finansów publicznych, a w konsekwencji zakaz pełnienia funkcji kierowniczych w sektorze publicznym. A nie wykluczone, że stałby się także obiektem zainteresowania prokuratora.
Szkoda, że Joanna Mucha dała się wsadzić na taką minę.