Rząd Platformy Obywatelskiej przeprowadził przez parlament źle przygotowaną ustawę śmieciową. Jeśli ustawa pozwala na takie absurdy jak przyjęcie założenia (a tak zrobiła rządząca Szczecinem Platforma) – że kto się częściej myje ten więcej śmieci – nie może być dobra. Najgorzej jednak ze śmieciami radzi sobie rządząca Warszawą wiceprzewodnicząca PO Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego, b. Prezydent Warszawy
Po pierwsze, zaproponowana przez Hannę Gronkiewicz-Waltz i przyjęta przez Radę Warszawy uchwała śmieciowa zakłada horrendalny wzrost opłat z tytułu wywozu śmieci. Nowe stawki są zróżnicowane w zależności od tego, czy chodzi o dom jedno- czy wielorodzinny, ale biorąc pod uwagę średnią stawkę, jaką dzisiaj płaci przeciętny warszawiak (8–10 zł od osoby), to władze Warszawy zafundowały swoim mieszkańcom wzrost opłat o przeszło 100%!
Nową ustawę śmieciową wprowadzono po to, by skończyć z dzikimi wysypiskami śmieci. Przerzucenie obowiązku odbioru śmieci na gminy, połączone z przymusem podpisywania adekwatnej do rzeczywistej ilości produkowanych śmieci umowy śmieciowej przez każdego mieszkańca, miało raz na zawsze wyeliminować zjawisko zaśmiecania lasów czy podrzucania śmieci sąsiadom. Bo komu by się miało opłacać wywożenie śmieci do lasu, skoro i tak płaci swojej gminie za wywóz legalny śmieci. Nie trudno zauważyć, że objęcie wszystkich obowiązkiem podpisania realistycznej umowy śmieciowej powinno prowadzić do obniżenia średniej stawki przypadającej na jednego mieszkańca – takiego rzecz jasna, który dotąd swoje śmieci usuwał legalnie. I w wielu gminach tak się dzieje. Dlaczego zatem w Warszawie mieszkańcy mieliby zapłacić więcej?
I tu się pojawia drugi powód, dla którego prezydent Warszawy prowadzi w rankingu najgorzej rozwiązujących problem śmieci włodarzy naszych gmin. Otóż stawki, jakie mieliby od 1 lipca płacić mieszkańcy Warszawy skalkulowano pod jedną firmę – miejska spółkę pod nazwą Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania – która przede wszystkim nastawiona jest na składowanie odpadów nieprzetworzonych, a nie na ich przetwarzanie. Wiodąca rola MPO w Warszawie sprawia też, że miasto jest na szarym końcu w segregowaniu śmieci – robi to niewiele ponad 10% mieszkańców. I pod to też przedsiębiorstwo – czyli MPO – zorganizowano przetarg, który miał wyłonić firmy do wywozu w imieniu miasta wytwarzanych przez mieszkańców śmieci.
Nie ma co się dziwić, że Krajowa Izba Odwoławcza zakwestionowała tzw. specyfikację istotnych warunków zamówienia tego przetargu – jako że specyfikację tę, ze szkodą zarówno dla środowiska jak i kieszeni mieszkańców Warszawy, spełniało praktycznie rzecz biorąc wyłącznie MPO.
Konieczność przeprowadzenia nowego postępowania w sprawie wyłonienia firm wywożących nasze śmieci sprawia, że przez najbliższe pół roku śmieci w Warszawie miałyby być odbierane na starych zasadach. A miasto – pytanie: na jakiej podstawie prawnej? – miałoby za to płacić. Ale równie dobrze może się okazać, że w Warszawie zapanuje śmieciowy chaos z wszystkimi tego konsekwencjami – w tym także konsekwencjami sanitarnymi.