„Za pośrednictwem kierowanego przez Pana Naczelnika Urzędu Skarbowego w [tu: właściwa miejscowość] samochód [tu: marka, rocznik, przebieg itp.] chętnie sprzedam”. Wszystkim, którzy chcą sprzedać swój używany samochód, proponuję by takie właśnie pisma adresowali do szefów właściwych terytorialnie urzędów skarbowych. Bo – patrząc na wyceny, jakich dokonuje skarbówka – nigdzie, nigdy i od nikogo nie uzyskamy takiej ceny.
Przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego, b. Prezydent Warszawy
Mój znajomy kupił niedawno małe auto francuskie (w skrócie MAF – tak je nazwijmy, by uniknąć oskarżeń o kryptoreklamę). Tenże MAF był stary, bo aż czternastoletni (!), miał ponad 200 tysięcy przebiegu (co przy silniku benzynowym ma swoją wagę), nie miał klimatyzacji ani też wspomagania kierownicy, a rdza podgryzała go w paru widocznych niestety miejscach. Słowem był to MAF, który albo mógł wylądować na najbliższym szrocie, albo na rok czy dwa znaleźć swojego ostatniego właściciela, by nie powiedzieć – zważywszy na wiek MAF-a – swojego ostatniego opiekuna.
Taki MAF nie występuje już w cennikach. Nie można na niego wykupić auto-casco. On w zasadzie nie ma wartości. Sprzedający i kupujący umówili się na 1500 zł.
Z umową w ręce mój znajomy udał się do swojego Urzędu Skarbowego by od transakcji odprowadzić 2% podatek. Czyli 30 zł. Urzędniczka spojrzała na umowę, sięgnęła po formularz i zaczęła coś w nim wpisywać. Gdy skończyła, podsunęła formularz mojemu znajomemu i powiedziała: – Proszę to podpisać.
Mój znajomy odmówił, gdyż jego podpis oznaczałby – co wynikało z treści formularza – iż zgadza się, że cena MAF-a została zaniżona, a jego prawdziwa wartość wynosi 6000 zł czyli cztery razy więcej! Co oczywiście oznacza podatek też cztery razy większy, bo 120 złotowy.
Gdy mój znajomy zapytał, skąd się wzięło te 6000 zł, urzędniczka odparła, że „ma takie wytyczne”.
– Ale one chyba gdzieś są zapisane? – zapytał mój znajomy.
– Tak – potwierdziła urzędniczka. I sięgnęła po grubą księgę. Długo ją wertowała, aż znalazła rubrykę z tym właśnie, a nie innym modelem MAF-a z 1999 roku. – O widzi pan – zawołała z triumfem – tu ma pan wycenę.
Mój znajomy spojrzał. Wycena z grubej księgi wynosiła 3000 zł.
– Ostatecznie mogę wpisać trzy tysiące – powiedziała niczym nie zmieszana urzędniczka. – Zgadza się pan na trzy tysiące złotych? Bo może się pan nie zgodzić, ale wtedy będzie pan miał postępowanie...
– Zgadzam się – przerwał mój znajomy. Nie chciał nawet wiedzieć, jakie postępowanie przeciwko niemu uruchomią służby skarbowe, gdy będzie się upierał, by zapłacić 30 a nie 60 zł podatku. Nie będę o głupie 30 zł kopał się z koniem, pomyślał.
Można oczywiście mówić, że to głupie 30 złotych. Ale powielone przez setki tysięcy zrobionych przez skarbówkę, tak jak mój znajomy, „w konia”, daje potężne kwoty, które – tak to trzeba nazwać – kradnie państwo swoim obywatelom. Bo – wracając do historii mojego znajomego – ów MAF, który kupił, był wart co najwyżej 1500 zł. Wszyscy o tym wiedzą, ale skarbówka – licząc na to, że ze strachu lub dla świętego spokoju przeciętny Kowalski machnie na to ręką – śrubuje wyceny do poziomu nie mającego żadnego przełożenia na rzeczywiste wartości i rzeczywiste dogadywane między kontrahentami ceny.
Najgorszemu ministrowi finansów w historii III RP Jackowi Rostowskiemu ciągle brakuje pieniędzy. Coś tam próbuje zyskać, wymuszając zgodę nabywców samochodów na wyższe wyceny i związane z tym wyższe podatki. Myślę, że jeżeli według ministra (czy jego służb) dany samochód jest dwa, a niekiedy i cztery razy więcej wart, niż cena wpisana w umowę, to każdy rozsądny sprzedawca takiego samochodu zgodziłby się dać nawet 10% prowizję ministrowi finansów, gdyby ten zadeklarował, że na auto warte 1500 zł jest w stanie znaleźć kupca, który gotów będzie zapłacić ponad 3 tysiące.
Panie ministrze, takie prowizje to kopalnia pieniędzy. Niech pan jak najszybciej zakłada firmę pod szyldem „Jacek Rostowski. Pośrednictwo w handlu samochodami bardzo używanymi”. Nie opędzi się pan od klientów. Oczywiście tych, co to chcą sprzedać. Bo tych co chcą kupić, to pan sam znajdzie, prawda?