Ponoć służby specjalne Stanów Zjednoczonych tak się zapędziły w podsłuchiwaniu swoich wrogów, że nawet się nie spostrzegły, gdy zaczęły podsłuchiwać swoich sojuszników. Ponoć – przepraszam za powtórzenie, ale to ważne tu słowo – a więc ponoć podsłuchiwały rozmowy telefoniczne 35 szefów państw i rządów w tym kanclerz Niemiec Angelę Merkel.
Przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego, b. Prezydent Warszawy
Rządy państw, które miałyby stać się ofiarami amerykańskiego wścibstwa, a które same podsłuchują kogo tylko mogą, zaczęły wydawać rytualne i pełne hipokryzji pomruki niezadowolenia – „bo jakże tak można: żeby nasz sojusznik zza oceanu poważył się podsłuchiwać naszą panią kanclerz”. Niektórzy zaczęli na serio zastanawiać się, czy aby, na przykład, niemiecka strategia negocjacyjna w sprawie unijnego budżetu, nim nie zaczęła być wprowadzana w życie z Brukseli, wcześniej, za sprawą podsłuchiwanego telefonu pani kanclerz, spisana punkt po punkcie, znalazła się na biurku prezydenta Obamy.
W tej sprawie chciałbym podzielić się jedną moją uwagą i zadać jedno pytanie, na które nie ma dobrej odpowiedzi.
Otóż uważam, że jeśli Amerykanie podsłuchiwali telefoniczne rozmowy pani kanclerz, to nie te, które przy pomocy szyfrowanego telefonu prowadziła ona ze swoim ministrem spraw zagranicznych. Bo tego, moim zdaniem, nawet oni by nie potrafili zrobić. Najprawdopodobniej, jeśli w ogóle, to być może podsłuchiwali oni prywatny telefon pani kanclerz, poprzez który Angela Merker łączy się ze swoim mężem Joachimem. Zatem prezydent Obama nie tyle był informowany o tym, co służby podsłuchały w sprawie niemieckiej strategii „na Brukselę”, a bardziej o tym, że Angela Merkel i Joachim Sauer nie mogli się dogadać w sprawie menu ich prywatnego, wieczornego obiadu – ona do wołowych bitek wolała buraczki, a on brukselkę.
A pytanie, które zapewne wielu sobie zadaje, brzmi: czy Amerykanie podsłuchiwali nas? Nas, czyli naszego prezydenta lub premiera.
Jeśli tak, to nie wypada się nie oburzyć. Przecież jesteśmy najwierniejszym sojusznikiem! Poparliśmy Amerykanów w wojnie z terroryzmem, towarzyszyliśmy im i w Iraku, i w Afganistanie – a oni wykręcają nam taki numer!. Jak tak można?!
Ale jeśli nas nie podsłuchują, a podsłuchują innych? Czy to dobrze o nas świadczy? Czy przypadkiem nie jest to jasny sygnał, jak mało znaczymy? I dla Amerykanów, i w ogóle?
Jakby na to nie patrzeć – i tak źle, i tak niedobrze.