Richard Nixon zasiadając w l. 50. w Kongresie działał w komisji ds. działalności antyamerykańskiej i dał się poznać jako skrajny antykomunista. Ale – paradoksalnie – być może to właśnie czyniło go wiarygodnym, gdy jako prezydent nawiązywał stosunki z komunistycznymi Chinami. Podobne paradoksy widać w drodze życiowej zmarłego właśnie b. premiera Izraela Ariela Szarona.
Ariel Szaron mniej więcej połowę swojego dorosłego życia przeżył jako wojskowy. Gdy w wieku 45 lat, w czasie wojny Jom Kipur z 1973 roku, kończył karierę wojskową, był bardzo szanowanym generałem. I wtedy zaczęła się jego trwająca kolejne 33 lata kariera polityczna. Ariel Szaron jako polityk – podobnie jak wcześniej gdy był wojskowym – uważał, że każde polityczne działanie musi być podporządkowane jednemu podstawowemu celowi, jakim jest bezpieczeństwo Izraela. W takim duchu działał jako minister rolnictwa, gdy organizował osiedla żydowskie na terenach okupowanych. W imię bezpieczeństwa Izraela, już jako minister obrony, kierował niezwykle kontrowersyjną i ostro krytykowaną także w Izraelu inwazją na Liban w 1982 roku, której celem była likwidacja baz OWP na terenie Libanu.
Gdy jednak ponad 20 lat później, w 2005 roku uznał, że bezpieczeństwo Izraela wymaga innej polityki, potrafił już jako premier doprowadzić siłą do likwidacji założonych wcześniej osiedli żydowskich w strefie Gazy. Naraził się tym ultraprawicowym rabinom, ale większość Izraelczyków politykę tę poparła. Zapewne jego reputacja „jastrzębia” sprawiła, że nikt rozsądny nie poważył się oskarżyć go o narażenie na szwank bezpieczeństwa Izraela.