„Żeby dzielić, trzeba najpierw stworzyć. Jestem więc odporny na te pozornie lewicowe, a w gruncie rzeczy populistyczne pomysły, jak uszczęśliwiać ludzi, nie troszcząc się o gospodarkę. Ostry atak na liberalizm ekonomiczny jest szkodliwy, prowadzi do myślenia etatystycznego, przeregulowywania wszystkiego, tłumienia przedsiębiorczości. Można łączyć wartości humanitarne, lewicowe z liberalizmem gospodarczym”.
Przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego, b. Prezydent Warszawy
Te mądre słowa w wywiadzie dla „GW” (28.01.2014) wypowiada Włodzimierz Cimoszewicz. Trzy dni później kolejną rozmowę z byłem premierem można było przeczytać w „Polska. The Times”. Obydwa wywiady pokazują – który to raz z rzędu? – że naprawdę trudno Cimoszewicza „złapać” na opinii nie popartej przekonującym, często prawnym uzasadnieniem czy na poglądzie głupim, wypowiedzianym w złych emocjach, nieprzemyślanym, czy takim, w którym nie chodzi o racje lecz o „przywalenie” oponentowi. Dlatego warto się wsłuchiwać w jego głos. Czy to wtedy, gdy ocenia ustawę o tzw. niebezpiecznych przestępcach („jest owocem histerycznej hecy”; coraz łatwiej u nas o „działania, które naruszają zasady prawa”), czy wtedy, gdy mówi, że „specjalnością lewicy powinna być kwestia Europy w zmieniającym się świecie” (bo „Europa i Stany Zjednoczone wciąż jeszcze wytwarzają 40 proc. światowego PKB, ale za kilkanaście lat to będzie mniej niż 20 proc”).
Ale w tych dwóch wywiadach pojawił się też wątek niepokojący i budzący sprzeciw. Otóż Cimoszewicz, zniechęcony sporami na centrolewicy – w tym kontekście przywołuje animozje między Borowskim a Millerem (te mają już charakter trochę bardziej historyczny) oraz między Millerem a Palikotem (tu już możemy mówić o jak najbardziej aktualnych aspektach sporu) – deklaruje swoją wolę odejścia z polityki. Zamierza dokończyć obecną kadencję w senacie i wycofać się do puszczy.
Apeluję do Włodzimierza Cimoszewicza, by to jeszcze raz przemyślał. By się nie wycofywał. By nadal trzymał rękę na pulsie polskiej polityki. By był w niej obecny. Być może jemu osobiście nie jest to już do niczego potrzebne. Ale polskiej polityce – jak najbardziej.
Panie Premierze, nie czas na emeryturę. Żubry mogą sobie jeszcze na Pana poczekać.