Wszyscy powinniśmy mieć buty. Problem w tym, że są drogie i wielu Polaków utyskuje, że musi na nie tyle wydawać. A jakby tego było mało, wielki wybór butów powoduje, że i z tego powodu kupno butów jest zawsze bardzo frustrujące. Czy wybraliśmy właściwie? A może te, z dłuższymi noskami były lepsze?
Przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego, b. Prezydent Warszawy
W tej sprawie nie można być nieczułym. Nie można zwłaszcza nie zauważać losu tych, którym zagraża pełna „bosonogość”. Ale tu nasz rząd stanął na wysokości zadania. Zebrał się i postanowił: Nic to, że nie mamy pomysłu, gdzie Polacy mieliby iść. Chodzi o to, by mieli w czym iść. Najważniejsze, byśmy wszystkim zapewnili buty. Takie same. Równe. Za pół ceny. „Dbający o lud” rząd postanawia przejść do działań. Proponuje, że sam – jako rząd – wyprodukuje buty za pół ceny dla wszystkich i je każdemu dostarczy albo producenci zredukują cenę o połowę.
Któż może się oprzeć. Firmy, które zainwestowały grube pieniądze w nowe fabryki i do tej pory produkowały „nierządowe” buty za całą cenę – padają. Sklepy, które dotąd sprzedawały te „nierządowe” buty" – plajtują. A ludzie z trudem dostosowują się do nowych „rządowych” butów – bo nie dość, że są w tym samym kolorze, to z uwagi na przyjęty przez rząd równościowy paradygmat nie bardzo pasują one do zróżnicowanych stóp obywateli.
Ale mimo tego rząd nie daje się zepchnąć do defensywy. – Nasz nowy „rządowy” but jest tańszy – mówi rzeczniczka rządu – a skoro jest tak tańszy, że prawie za darmo, to jest tym samym postępowy a więc i słuszny.
Kto się odważy sprzeciwić? A jeżeli ktoś się taki znajdzie, to zaraz się dowie, że działa za pieniądze i na zamówienie producentów starych „nierządowych” butów o różnych kolorach i rozmiarach. Za które trzeba było płacić. I które w konsekwencji prowadziły do dziedziczonej z pokolenia na pokolenie „bosonogości”, który to termin, używany na gruncie socjologii, przez ekonomistów zastępowany jest pojęciem „bezbutności”.
Coś to nam przypomina, prawda? Wystarczy tylko słowo „but” zastąpić słowem „podręcznik”. I mamy jak na dłoni krótką historię reformy podręcznikowej Donalda Tuska.