Zdumiewa mnie zaciekła krytyka opozycji w ostatnich dniach. Jakiego „zwycięstwa” spodziewali się zawiedzeni publicyści? Zapowiedzi okupowania przez trzy lata do mównicy sejmowej? Rzucania się posłów na Straż Marszałkowską? Triumfalnego wjazdu Schetyny i Petru na Kasztance do Belwederu? Wyrzucenia przez okno marszałka Kuchcińskiego? Trzeba mieć naprawdę wiele złej woli, żeby głosić klęskę opozycji.
Nadmierna przesada wypacza obraz, robiąc z niego karykaturę. Mam wrażenie, że komentarze wielu publicystów dotyczące protestu sejmowego są nadmiernie dramatyczne i niesprawiedliwe. Całkowita porażka, klapa, rozegranie przez Kaczyńskiego, pogubienie się, rozsypka – to najłagodniejsze określenia, jak opozycja wyszła na sejmowym proteście.
Przesadne są komentarze, i zapewne nadmierne były oczekiwania.
Przegrało dobro wspólne
Na pewno przegrało dobro wspólne. Sejmowy spór stworzył obraz Polski jako kraju o niestabilnym parlamentaryzmie, rozchwianego, targanego konfliktami, w którym zagrożona jest wolność mediów i prawa człowieka. Okupowana sala sejmowa, protesty pod Sejmem, specjalnie ściągane siły porządkowe, barierki i zasieki – ten obraz, który pojawiał się w światowych mediach, zostanie na długo pod powiekami.
Jeśli definiujemy politykę nie jako planszową grę, ale troskę o dobro wspólne, to właśnie ono ucierpiało najbardziej. Na wywołanym przez PiS kryzysie wokół mediów stracił i tak nadszarpnięty wizerunek Polski. Będziemy także odczuwać skutki nieprawidłowo przyjętego budżetu. Mówią o tym ekonomiści, przedsiębiorcy i eksperci.
Dynamika sporu pokazała też, że nawet w ważnych sprawach nie da się z PiS porozumieć.
Porażka PiS
Wielkim przegranym jest sejmowa większość. Nikt nie zmuszał PiS do tego, żeby urządzał podejrzane i pospieszne głosowanie w sali kolumnowej. Mógł się do niego lepiej przygotować lub rozegrać sytuację inaczej. Przecież i tak PiS ma w Sejmie większość, może przegłosować co i kiedy chce. Jak zwykle jednak zadziałała trująca kombinacja arogancji, paniki, bezmyślności i strachu.
Skutkiem była zapowiedź okupacji sali sejmowej do 11 stycznia i wadliwie przyjęty budżet. Niezależnie od zaklęć, że uchwalił go Sejm, Senat i podpisał Prezydent, a zatem wszystko jest w porządku, wątpliwości są – i na długo pozostaną.
Stracił też Marszałek Marek Kuchciński. Pokazał, że nie jest osobą opanowaną, zdolną panować nad emocjami, potrafiącą rozmawiać, kompetentną. PiS będzie go bronić, ale wiele osób to zapamięta.
Porażka Kaczyńskiego
To także osobista porażka Kaczyńskiego. Był gotowy szukać rozwiązania. Inicjował rozmowy i siadł za stołem. Nie osiągnął nic. Nie rozwiązał swojego problemu. Bo to rząd wykonuje ustawę budżetową, zaciąga na jej podstawie zobowiązania i podejmuje wydatki. Źle przyjęty budżet to kłopot dla partii rządzącej, a nie dla opozycji.
I Kaczyński z takim budżetem w efekcie został. Może był zmęczony, nie w pełni sił fizycznych, nadmiernie nieufny. Nie zdołał jednak zalegalizować budżetu swojego rządu mimo usilnych starań.
To mistrzostwo nieudolności. Mieć parlamentarną większość i największą zdolność negocjacyjną, zaangażować się osobiście w negocjacje, i wyjść z niepewnym prawnie budżetem. Teraz będzie musiał iść w zaparte i kłamać. Ale tej porażki nie zakryją pohukiwania, że opozycja planowała pucz albo że trzeba ją ukarać za obstrukcję w parlamencie. Nie da się obronić tezy, że było zwycięstwo Kaczyńskiego.
Gdzie ta porażka opozycji?
Zachodzę w głowę, jak Jacek Żakowski i inni publicyści widzieliby zwycięstwo opozycji. Co takiego powinna zrobić? Okupować mównicę sejmową aż do wyborów za trzy lata? Zaatakować Straż Marszałkowską i dać wynieść się z Sejmu? Zająć gabinety Marszałka Sejmu, czego ten ostatni podobno się obawiał? Czy może poderwać do walki o legalny budżet milionów Polaków, by domagali się go na ulicach?
Można być nieusatysfakcjonowanym z niedostatku wspólnej strategii opozycji. Ale pytanie brzmi: o co był ten spór i co można było wygrać? Czy chodziło o pokój, czy o wojnę?
Jeśli o pokój, to jest to jednak przynajmniej częściowe zwycięstwo. Media będą pracować w Sejmie na dotychczasowych zasadach, choć ciągle trzeba patrzeć PiS w tej kwestii na ręce. Kolejnych głupich pomysłów ograniczenia ich obecności z pewnością nie zabraknie. Czy to jest zły rezultat?
Znalezienie sposobu na legalizację budżetu, zgodnego z prawem i pozwalającego wyjść z twarzą byłoby jeszcze większym zwycięstwem. To się nie udało, choć mogło. Naszym zdaniem należało o tym rozmawiać w imię odpowiedzialności za państwo.
Jeśli zaś chodziło tylko o wojnę, bo niektórzy uważają, że o to w polityce przede wszystkim chodzi, to również było przynajmniej częściowe zwycięstwo. PiS wywołał konfrontację, która wywindowała opozycję. Dodała jej wyrazistości. Pokazała różnice między tym, jak myśli PiS, a jak pozostałe partie polityczne. Wspólne protestowanie na sali sejmowej zadzierzgnęło pomiędzy wieloma posłami z obu partii sojusz, który będzie procentował, i przyda się w godzinie próby. Przy okazji oczywiście Kaczyński zaatakował różne słabości opozycji. Ale to także jest cenna lekcja.
Czy naprawdę mamy być tacy jak Kaczyński?
Naturalnie nie jest to żaden triumf. Ale nie jest też żadna wielka przegrana. Każdy kto zaczyna protest wie, że musi się on jakoś zakończyć. Ten również. Nie ma jeszcze nastroju na rewolucję. Każda taka konfrontacja zwiększa jednak niesmak i niezadowolenie z permanentnej wojny, którą prowadzi PiS; obrzydzenie z powodu stosowanych metod i pogardy dla wartości demokratycznego państwa.
Zjednoczona opozycja nie rodzi się z dnia na dzień, nie da się jej zadekretować ani wymarzyć. Jeśli będzie, zrodzi się ona w efekcie takich doświadczeń. Wspólnych protestów, wspólnej walki, testowania zaufania między opozycyjnymi partiami – i wyciągania wniosków z błędów.
To zaufanie i świadomość wspólnych celów jest dziś większa niż przed rozpoczęciem protestu. Popełnione błędy strategiczne, taktyczne, komunikacyjne i wizerunkowe trzeba zaś zanalizować i unikać ich w przyszłości.
Nie rozumiem lawiny krytycyzmu, złośliwości, pogardy i poczucia wyższości w tonie niektórych publikacji i komentarzy. Tak, wiele rzeczy można było zrobić lepiej. Ale realistycznie, czy wiele więcej opozycja mogła teraz osiągnąć?
Czy naprawdę mamy stać się tacy jak ten, kogo nazywacie dziś zwycięzcą?