Wycieczki w nieznane pomagają nabrać dystansu do codziennych spraw oraz sprawiają, że możemy poczuć się naprawdę wolni. Choć dalekie wyprawy wymagają dużej odwagi i ciekawości świata, dostarczą nam wielu niezapomnianych wrażeń. I nie musimy w tym celu wyruszać na drugi koniec naszego globu – wystarczy odwiedzić mniej uczęszczane rodzime zakątki.
Paweł Szwarcbach - doradca biznesowy, wykładowca, doktorant, członek Mensy Polskiej.
Wyprawa w nieznane
W miniony weekend byłem w Bieszczadach. Spałem w Komborni, pojechałem jeszcze do Sanoka i Soliny. Ostatniego dnia postanowiłem jednak wyruszyć po przygodę i pojechać na „koniec świata” – najdalej na południowy wschód Polski, jak to tylko możliwe.
Mogłoby się wydawać, że najdalej na południowy wschód położone są Ustrzyki Górne, ale Ustrzyki Górne są dla mięczaków :-). Żeby dojechać na koniec (polskiego) świata, trzeba z trasy prowadzącej do Ustrzyk odbić w lewo w Stuposianach. Nie ma tam co prawda drogowskazów z napisem „Koniec świata”, ale wystarczy zakupić tradycyjną mapę (GPS raczej się nie sprawdzi), a na pewno tam trafimy.
Z Komborni wyjechałem po 5:00 rano – była to bowiem niedziela i jeszcze tego samego dnia musiałem dojechać do Warszawy. Swoją drogą, żeby pojechać w weekend w Bieszczady z Poznania przez Warszawę trzeba mieć iście ułańską fantazję – jakieś 1900 km w trzy doby. Ale wracając do sedna – podróż z Komborni do Stuposian nie należała do najciekawszych. Po pierwsze dlatego, że pokonywałem ją trzeci raz w ciągu doby, a po drugie – było już po wschodzie słońca, więc nawet ta wartość dodana mnie ominęła. Jednak po odbiciu w rzeczone lewo, zaczęło się robić naprawdę przyjemnie.
Bieszczady poznane na nowo
W Bieszczadach ogólnie jest sporo „niczego”. Jednak stężenie „niczego na m2” w rejonach, w które się zapuściłem, pozytywnie mnie zaskoczyło. Spokój, cisza, las, rzeczka, ptaszki. Naprawdę cudownie. Pierwszą atrakcją były żubry:
Na mapie widziałem, że będę przejeżdżał obok zagrody żubrów i faktycznie nie sposób było jej nie zauważyć. U żubrów byłem chyba około 7:00 rano. Też ciekawe doświadczenie: las, brak zasięgu, brak ludzi, samochodów, a tu oznakowana zagroda żubrów z zamknięta bramą i otwartą furtką. I nie wiadomo, czy te żubry są tam od razu czy może w jakiejś mniejszej zagrodzie. Po wejściu bardziej było je słychać niż widać. Lekko niepewnym krokiem podążałem ścieżką, by po chwili przekonać się, że jednak jest jeszcze „podzagroda” i nie grozi mi spotkanie z żubrem pierwszego stopnia. Niestety żubry zdecydowanie nie były zainteresowaną mną w takim stopniu, jak ja nimi. Dlatego zrobiłem tylko kilka zdjęć i ruszyłem dalej.
Lasem dojechałem do Tarnawy Niżnej. Patrząc ma zakupioną wcześniej mapę i oznakowania zakazów wjazdu, pomyślałem, że w tym miejscu zakończę swoją wycieczkę. Okazało się jednak, że zupełnie dobra droga o szerokości jednego samochodu prowadzi dalej i nie stoją przy niej żadne znaki zabraniające wjazdu. Nie pozostało zatem nic innego, jak kontynuować wyprawę. Wzdłuż granicy z Ukrainą jechało się już przez łąki. Natężenie „niczego na m2” rosło wręcz wykładniczo. Ukraina była blisko – naprawdę blisko:
W pewnym momencie zgubiłem się na tyle, że nie byłem pewien, który rozjazd mijam. Ale akurat z naprzeciwka jechał Pan Leśniczy, który pokazał mi, gdzie jestem i oznajmił, że za kilkadziesiąt metrów jest parking i dalej jechać nie można. Pan Leśniczy ewidentnie nie był zachwycony spotkaniem. Nic dziwnego – nie po to zostaje się Panem Leśniczym Na Końcu Świata, żeby spotykać warszawiaków… Miał jednak rację – po chwili znalazłem parking. Najdalej oddalony na południowy wschód w Polsce. Dojechałem, zaparkowałem (dumny z siebie). Wysiadłem, otworzyłem kosz na śmieci, żeby coś wyrzucić i moim oczom ukazało się to:
Z kosza na śmieci na południowo-wschodnim końcu świata krzyknęła do mnie torba na wynos z McDonald’s. Świat naprawdę się kończy – „masówka” jest wszędzie. Zrobiło mi się szczerze smutno.
Dalej już tylko konno, rowerem albo pieszo. Akurat ani roweru, ani konia przy sobie nie miałem, a na pieszą wędrówkę nie miałem czasu. Tak czy inaczej naprawdę polecam taką wyprawę.
Plany na przyszłość:
1. Pojechać tam nocą.
2. Pojechać tam w dzień i dojść pieszo na „koniec świata”.
3. Wybrać się na północno-zachodni „koniec świata” (niebawem będę na weekend w Dźwirzynie, więc będzie okazja).